Ten dzień miał być zwyczajnym dniem.
Zwyczajnym, pieprzonym dniem.
Ale nie, znowu komputer Boga musiał nawalić i system się,
za przeproszeniem, zjebał, a Haizaki skończył w szkole wariatów, zastanawiając
się, czy znowu dostał piłką w łeb i to wszystko mu się śni, czy może tym razem
naprawdę wszyscy postanowili sobie zrobić z niego jaja.
Zaczęło się zwyczajnie. I to właśnie było w tym wszystkim
najstraszniejsze.
A skończyło się na scenach pornograficznych.
No, ale do tego dojdziemy...
Haizaki jak zawsze zaspał na pierwszą lekcję i spóźnił
się na drugą – a więc zaczęło się normalnie. Tak, jak każdy inny dzień.
No i właśnie tu kończyła się ta „normalność”.
Bo to, że spotkał Midorimę czytającego yaoi – to już nie
było normalne.
-
Co to za gówno?- zapytał
Haizaki, podchodząc do zielonowłosego, który, z korkami z chusteczki w
dziurkach od nosa, pochłonięty był przez mangę.
-
Nie przeszkadzaj mi,
nanodayo.
-
To twój lucky item...?
-
Lucky item?- Midorima
spojrzał na niego w końcu.-Mój dzisiejszy Lucky Item do stringi, mam je na
sobie, nanodayo. To jest po prostu manga. Przydaj się na coś i wróć do domu.
-
Co...- Haizaki poczuł, że
pęka mu żyła na czole, jednak, przypomniawszy sobie, że już ma naganę u
dyrektora, z trudem uspokoił się i, drżąc na całym ciele, odwrócił się na
pięcie.
-
Oh, rany, Mochizuki jest
taki seksowny...!- usłyszał za sobą podniecony głos Midorimy.- Oby był seme,
oby był seme!
-
What the fuck?!- Haizaki
odwrócił się jeszcze na chwilę, i nagle zobaczył, że od strony, z której
przyszedł on sam, wprost na Midorimę pędzi jakaś ciemna masa.
Z
wielkim szokiem obserwował, jak Aomine Daiki rzuca się na zielonowłosego i
wyrywa
mu jego cenną mangę.
-
Co ty wyprawiasz, nanodayo?!
ODDAJ TO! ON MA MU WŁAŚNIE WŁOŻYĆ...!
-
NIE BĘDZIESZ CZYTAŁ TYCH
ZBOCZEŃSTW!- wrzasnął Aomine.
Haizaki,
mrugając, zbliżył się nieco do nich, by słyszeć dobrze ich rozmowę.
-
To, co czytam, to moja
prywatna, zasrana sprawa!
-
Zas...- Aomine aż się
zapowietrzył, słysząc to słowo. Sięgnął dłonią do szyi i ściągnął z siebie
łańcuszek.
Haizaki
zmarszczył brwi. Od kiedy Aomine nosi jakieś łańcuszki?
-
Widzisz to?!- krzyknął
Aomine, machając wisiorkiem przed twarzą Shintarou.- Widzisz?! TO JEST JEZUS
CHRYSTUS! On patrzy na ciebie! Patrzy na ciebie i przywołuje cię do porządku!
-
Idź mi z tym, nie jestem
chrześcijaninem!- warknął Midorima.
-
Zszedłeś na złą drogę,
Midorima!- oznajmił z powagą Aomine, patrząc na niego srogo.- Bóg cię ukarze, a
z jego sądem walczyć nie będą mogły twoje szczęśliwe przedmioty!
-
Oddasz mi w końcu moją
mangę?! Jest najlepsza akcja teraz!
-
Idź, pomiocie szatański!-
krzyknął Aomine, cofając się z uniesioną ręką, w której nadal trzymał
łańcuszek. Wyglądał jak egzorcyzmujący ksiądz. Zwłaszcza, że po chwili zaczął
bełkotać:- W imię ojca i syna i ducha świętego, idź precz, yaoisto!
Haizaki
gapił się na niego z kamienną twarzą, nic z tego nie rozumiejąc. Aomine zniknął
w
swojej klasie, a Midorima
gapił się za nim ze smętnym wyrazem twarzy.
-
Tsk! Idę kupić nową...-
mruknął, odwracając się na pięcie.
Shougo
odetchnął głęboko. Sprawa była poważna. W tej szkole znów działo się coś złego.
Znów opętały ją jakieś
chore demony, albo zwyczajnie jeszcze się nie obudził i po prostu musiał czekać
na moment kulminacyjny, tak jak wtedy, z Kise, który prawie go zabił.
Do
dziś czasem bolał go ten policzek, w który przywalił mu model...
-
Dobra – mruknął Haizaki,
cofając się pod ścianę.- Jeśli to znowu mi się śni...to im szybciej zobaczę się
ze wszystkimi, tym szybciej się obudzę, nie? Tak, dobra...to dobry plan.
Haizaki
już odwrócił się, by iść na lekcje, kiedy nagle podskoczył z przerażenia,
bowiem
przed nim pojawił się
Kuroko.
-
Kur....oko!- warknął
Haizaki.- Nie strasz mnie tak!
-
Wybacz. Widziałeś gdzieś tę
różową pindę?
-
Jaką róż...czekaj, że co?!
Kogo nazywa...w ogóle, TY nazywasz?!- wykrzyczał dość nieskładnie chłopak.
-
Widziałeś gdzieś tę sukę,
czy nie?- warknął Kuroko, krzyżując ręce na piersiach.- Podobno znowu doczepiła
się do...
-
Kurokocchi?!- rozległo się
wołanie z głębi korytarza.
-
Oh, świetnie – jęknął
Haizaki.- Ciekawe, co się Z NIM stało...?
-
Ryouta!- zawołał Kuroko,
uśmiechając się błogo.- Oh, Ryota...już myślałem, że nie przyjdziesz.
-
Aaah, Kurokocchi!- Kise
prawie że podleciał do niego i wziął w ramiona, przytulając mocno.- Mój
Kurokocchi, tylko mój~!
-
Tak, Ryouta, jestem tylko
twój – zaśmiał się delikatnie Kuroko, obejmując go.- Ryouta, chodźmy na
zaplecze...tak bardzo chciałem cię zobaczyć, mój ty przystojniaku!
-
OH MÓJ BOŻE, KUROKOCCHI,
KOCHAM CIĘ! – Kise znów zgniótł błękitnowłosego w ramionach, po czym...
Pocałował
go.
Namiętnie.
Z
języczkiem.
Wciskając
mu kolano między nogi.
-
CZEKAJCIE!- rozległ się
wrzask z końca korytarza.
Cała
trójka spojrzała w tamtą stronę i ujrzała pędzącego w ich kierunku Midorimę.
-
Jeśli chcecie to robić, to
czekajcie, tylko włączę kamerę!- wrzasnął zielonowłosy, w biegu grzebiąc w
kieszeni spodni.
-
Ah, nie dobrze, Kurokocchi!-
Kise w obronnym geście ponownie przycisnął do torsu swojego...chłopaka?- Musimy
spadać, bo ten zielony yaoista znowu będzie chciał nagrywać naszą szczerą
miłość!
-
Masz rację, Ryo-chan!-
Kuroko skinął głową.- Schowajmy się w magazynie, tam, gdzie wtedy wziąłeś mnie
na...
-
IDŹCIE, KURWA, BO JEST CORAZ
BLIŻEJ!- wrzasnął Haizaki, nie wytrzymując.
Chłopcy
spojrzeli na niego, zdziwieni, jakby wcześniej nie zauważyli jego obecności, po
czym obaj uciekli schodami
do góry. Midorima popędził za nimi, dysząc ciężko.
Haizaki
sam nie czuł się w lepszej kondycji. Trzymając się za serce, udał się
korytarzem w
kierunku swojej klasy,
jednak przerwał mu dzwonek na przerwę. Przełknął ciężko ślinę i zmienił
kierunek.
W
automacie ze słodyczami kupił sobie dwa batoniki, a następnie skierował się do
klasy
Murasakibary.
Naprawdę
wolał mieć to wszystko za sobą...
Podsumowując
dotychczasowe spotkania: Midorima był Yaoistą, Aomine jakimś chorym
psychicznie
chrześcijaninem, Kuroko miał bzika na punkcie Kise, a Kise... no cóż, on chyba
się nie zmienił.
W
sumie może to nawet lepiej, jakoś niespecjalnie mu się widziało, żeby znowu
dostać
od niego baty...
Murasakibara
siedział w swojej klasie przy swojej ławce, popijając mleko. Haizaki
podszedł do niego i stanął
obok, gapiąc się.
-
Hm?- Murasakibara spojrzał
na niego sennym wzrokiem.- Co jest, Zaki-chin?
-
Nie zmieniłeś się?- mruknął
chłopak.
-
Haa? W co?
-
Nic – westchnął Haizaki.-
Akashi jest u siebie w klasie?
-
Nie powiem.
-
Co? Jak to „nie powiesz”?
-
Nie powiem – powtórzył
Murasakibara, odwracając głowę.
-
No weź...- Haizaki wygrzebał
z kieszeni batonika.- Zobacz co tu mam, taś, taś, taś...dam ci batonika!
Oczy
Murasakibary zabłysły żywym płomieniem. Olbrzym wstał raptownie i chwycił swoją
wielką dłonią...głowę
Haizakiego.
-
Zabieraj mi to słodkie
świństwo, albo spuszczę cię razem z nim do szamba, śmierdzielu. Rozumiesz?-
warknął groźnie.
-
Aj, aj, aj, dobra, dobra,
rozumiem!- krzyknął Haizaki.
Kiedy
Atsushi puścił jego głowę, srebrnowłosy zaczął powoli cofać się do tyłu.
Więc
jednak Murasakibara też się zmienił...nienawidził słodyczy, no, no, tego akurat
można się było domyślić.
Brawa dla Haizakiego.
-
Cześć, gdzie jest Akashi?-
zapytał Shougo, wparowując do klasy wice kapitana.
-
To długa przerwa, pewnie
jest na sali gimnastycznej – powiedziała jakaś dziewczyna.
-
Dobra...
Haizaki
postanowił się tam szybko udać. Im szybciej będzie miał to z głowy,
tym....szybciej będzie
miał to z głowy, jakby nie patrzeć.
W
istocie, Akashi był na sali gimnastycznej i, stojąc samotnie pod koszem z piłką
w
rękach, gapił się przed
siebie.
-
Akashi, musimy pogadać –
powiedział poważnie Haizaki.
-
...mogę...
-
Co?- podszedł do niego
bliżej.
I
wtedy się przeraził. Akashi miał całą twarz...we łzach.
-
Nie mogę zrobić wsadu –
wyszeptał Akashi.- Nie mogę zrobić wsadu...wczoraj na obiad była ryba po
grecku...jestem taki niski...jestem bezużyteczny...chcę umrzeć...muszę się
pociąć...
-
O czym ty gadasz...?-
Haizaki patrzył na niego dosłownie jak na idiotę.- Normalnie bycie niskim
nieszczególnie ci przeszkadzało....
-
Jestem do bani...dostałem
tylko 100 punktów w teście z angielskiego...
-
No ale 100 punktów to max –
zauważył Haizaki.
-
Jestem do dupy – westchnął
Akashi.- Jak ten szary, nic nie znaczący papier toaletowy. Czuję się, jakby
wszyscy się mną podcierali...
-
Dobra, to się robi chore...-
jęknął Haizaki.- Serio...gdzie jest Nijimura?
-
...siedzi w składziku. Jest
zły, bo nie umiem robić wsadów, to na pewno przez to...- Akashi upuścił piłkę i
padł na kolana, kryjąc twarz w dłoniach.
Haizaki
jednak nie zwracał już na niego uwagi. Nijimura jest zły? Chłopak ruszył do
składziku, z lekką obawą.
Jeśli jego kapitan ma zły humor, pewne nie skończy się to dla niego za dobrze.
Pewnie znowu mu przywali za nic!
-
Nijimura?- Haizaki zapukał
do na wpół otwartych drzwi i zajrzał do środka.- Ej, jesteś tu? Co robisz?
-
Ah, to ty. Wejdź, Haizaki.
Głos
całkiem normalny, nie brzmi, jakby był wkurzony.
Haizaki
zaryzykował i wszedł do składziku. Nijimura układał właśnie materace przy
ścianie.
-
Pierwszaki znowu nie
pochowali materacy – westchnął senpai.- Co jest, Haizaki?
-
W sumie to, szukam kogoś
normalnego – mruknął tamten.- Wydaje mi się, że znowu ktoś przywalił mi piłką i
teraz śnię. Aomine chrześcijan? Midorima yaoista, serio? Gorzej być nie
mogło...
-
Siadaj – powiedział Haizaki,
poklepując miejsce na materacu, tuż obok siebie.
Haizaki
usiadł z westchnieniem.
-
Miałem nadzieję, że jak
spotkam was wszystkich, to wiesz, jakoś się obudzę. Tak było poprzednio,
jakby...
-
Co to był za sen?- Nijimura
odgarnął włosy z czoła, patrząc dość znacząco na Haizakiego, jednak ten zdawał
się tego nie zauważać. Nie zwrócił też uwagi na pozę, jaką przybrał jego
kapitan: podparł się łokciem o materac, a jedną nogę zgiął w kolonie, drugą
rękę przewieszając przez biodro.
-
No wiesz, to, że wszyscy
prócz ciebie pozamieniali się charakterami. Stary, to było straszne...
-
Chcesz o tym porozmawiać,
Shougo?- Nijimura położył mu delikatnie rękę na udzie.
-
Yyy...- Haizaki spojrzał na
nią niepewnie.- Co ty...? Co robisz?
-
To co zawsze, kiedy do mnie
przychodzisz, głuptasie.- Nijimura roześmiał się lekko, podnosząc na czworaka.
Pchnął Haizakiego na materac i stanął nad nim.
-
Czekaj, czekaj, bo to
niepokojąco przypomina mi wizję Kise i Kuroko, którzy teraz pieprzą się w
jakimś magazynie...!
-
Kochanie, prosiłem, żebyś
nie używał takich słów – zamruczał Haizaki, całując go delikatnie w szyję.
-
CO TY KURWA ROBISZ?!-
wrzasnął piskliwie Haizaki, próbując wyrwać się z jego objęć – nic z tego.
Senpai jak zawsze był silniejszy.
-
Ooo, moje maleństwo znów
chce się bawić w niedostępną księżniczkę?- Nijimura zaśmiał się nisko, nie
przerywając pocałunków.- Chyba będę musiał cię ukarać...
-
CO TY PIERDOLISZ, DEBILU?!
PUSZCZAJ MNIE!
Nijimura
przytknął dłoń do ust Haizakiego, a ten znieruchomiał raptownie.
No
i tu właśnie ten dzień osiągnął szczyt nienormalności...
Haizaki
czuł się tak otępiały, że nie miał siły się podnieść. Nijimura tymczasem
spokojnie
obsypywał jego ciało
pocałunkami, rozpinając koszulę, a następnie spodnie. Wodził powoli dłońmi
wzdłuż jego klatki piersiowej. Shougo przełknął ślinę. Cholera, to było
przyjemne...!
-
Nijimura, ja naprawdę...
-
Ćśś, cśś, cśś – kapitan
przytknął mu palec do ust.- Nic nie mów, mój mały diabełku. Znów byłeś
niegrzeczny, prawda? Rany, mój malutki tygrysek naprawdę lubi być karany...
-
Yyy...tygrysek...jasne...
-
Odwróć się, maleńki –
szepnął mu do ucha, pomagając mu zmienić pozycję.
-
A teraz co, masaż pleców?-
westchnął Haizaki (idiota).
-
Możesz to i tak nazwać –
roześmiał się Shuuzou.
Haizaki
nie miał siły się ruszyć, jednak kiedy poczuł, że Nijimura zdejmuje jego
spodnie,
natychmiast zaczął się
wyrywać.
-
NIE, NIE, NIE! KAMERA STOP!-
wrzasnął.- Mój tyłek zostaje zakryty, zrozumiano?!
-
Ale jak mam cię ukarać,
jeśli jest zakryty?- westchnął Shuuzou.- Przecież nie zrobię dziury w twoich
spodniach, kotku...
-
Nie nazywaj mnie tak, bo mam
dreszcze!
-
Dreszcze masz z innego
powodu, skarbie...
-
Posłuchaj, nie pamiętam już,
co zrobiłem! Nie pamiętam, o który mój wybryk chodzi, ale proszę cię, POZWÓL MI
SIĘ OBUDZIĆ!!!
-
Ależ Shougo...- Nijimura
wymówił jego imię z tak wielką pieszczotą, że Haizakiemu zrobiło się
niedobrze.- Ty dopiero zaśniesz, w moich objęciach...jak już skończymy.
Srebrnowłosy
czuł łzy w oczach, kiedy Nijimura ściągnął jego spodnie do połowy ud.
Usłyszał dźwięk rozpinanego
zamka. Chwila ciszy, a potem poczuł coś twardego między swoimi pośladkami...
Zostanie
zgwałcony...
On
naprawdę zostanie zgwałcony. Przez swojego kapitana!
-
Nijimura, ty chuju...-
jęknął Haizaki.
I
wtedy otrzymał potężny cios w szczękę.
-
Ej, ej, ej! Nijimura-senpai,
uspokój się!- krzyknął Kise.
-
Haa, ale mu przywalił~! Zrób
tak jeszcze raz, jeszcze raz – rozległ się głos Murasakibary i wesołe klaskanie
w dłonie.
-
Hmpf! Myślę, że powinieneś
to powtórzyć, nanodayo, nie zostawiłeś śladu.
-
Midorimacchi, nie mów takich
rzeczy! Aominecchi, pomóż mi!
-
Haa? Nie chce mi się...
Haizaki
otworzył oczy z jękiem i rozejrzał się po otoczeniu. Znał to
pomieszczenie...znów
znalazł się w gabinecie
pielęgniarki.
-
Co jest...?- zapytał.
-
Znowu oberwałeś z piłki –
westchnął Kuroko.- Przykro mi, Haizaki-kun.
-
No tak...łeb mnie boli...-
jęknął Haizaki.- Błagam was, miałem porąbany sen, więc idźcie sobie wszyscy.
Wasza obecność mnie przeraża...
-
Pff, nie mam nic przeciwko.
I tak nie miałem zamiaru tutaj długo siedzieć – powiedział Murasakibara, po
czym wyszedł z gabinetu.
-
Ej, zaraz...- Haizaki
zmarszczył brwi, patrząc na Midorimę.- Co ty masz w dłoni...? To...manga yaoi?!
-
To...- Midorima odwrócił
głowę, poprawiając okulary.- To...oczywiście, mój lucky item. Tak, nanodayo.
Lucky item. Wybaczcie, ale muszę iść do Akashiego.
-
Rany – westchnął Kise.-
Jestem wykończony...eh, Kurokocchi, dokąd idziesz?
-
Wracam do ćwiczeń.
-
Ah, idę z tobą!
-
Proszę cię, Kise-kun, nie
tak blisko
-
Idę z wami, czekajcie...
Haizaki
zmarszczył brwi, obserwując ich uważnie. Coś tu było nie tak...
I
nagle zobaczył na szyi Aomine wisiorek z Jezusem.
-
EJ!- wrzasnął.- Aomine, co
ty masz na szyi?! Wisiorek z Jezusem, nie?!
-
Co?- Aomine drgnął nerwowo.
Szybko odwrócił się do niego plecami i zaczął manewrować rękoma przy szyi.-
Yyy...wydawało ci się, no co ty...to...to ja już pójdę.
-
Tak, ja też – powiedział
Nijimura, poprawiając swój strój.- Nigdy więcej nie nazywaj mnie chujem!-
wrzasnął do Haizakiego.- Nawet przez sen!
-
TO NIE BYŁ SEN, WY
SUKINSYNY, TYM RAZEM ZROBILIŚCIE SOBIE ZE MNIE JAJA!
-
Nie wiem o czym mówisz!-
Nijimura odwrócił się na pięcie i, z dumnie uniesioną miną, również opuścił
gabinet.
A
Haizaki został sam na sam ze swoimi myślami w ten popieprzony, letni dzień.
To mnie chyba powaliło bardziej niż "Kurokocchi" xDDD
OdpowiedzUsuńMidorima yaoista, Aomine chrześcijanin, Akashi w depresji (100 punktów z angielskiego, tak mi przykro ;-;) Kuroko dość... wredny (na początku przeczytałam "różowa panda", co się ze mną dzieje? o.o), Murasakibara nienawidzący słodyczy, Nijimura napalony, a Kise... właściwie bez zmian - krótko mówiąc, świat do góry nogami~! Jak ja takie coś lubię ^^
Najlepsza pierwsza scena z Midorimą i Aomine, zdecydowanie. Akashi też był dobry xD Nijumura zresztą też... I Kuroko... I wszyscy ._.
To było naprawdę dobre xDD
I teraz lecę czytać ostatnie Twoje dzieło~!
HAHA nie wierzę, wszyscy mają teraz takie idealne charaktery, Tetsu i ta "różowa pinda" XD wszystko mnie rozwaliło, pisz więcej takich zawsze cieszy mnie dzień kiedy takie świetne opowiadania czytam :)
OdpowiedzUsuńJak zasze świetne, kocham wchodzić na ten blog i czytać tak zabawne opowiadania, że umieram ze śmiechu xD
OdpowiedzUsuń