Nic piękniejszego

Nie ma nic piękniejszego od miłości, prawda? No wiecie, motylki wam latają w brzuchu, skowronki ćwierkają nad głową, świat wydaje się jakiś taki kolorowy, z dużą ilością różu. Znacie to uczucie? Nie?
Nie polecam.
Nazywam się Aomine Daiki, mam 15 lat i jestem ( jeszcze ) prawiczkiem. Ci, którzy mnie znają, pomyślą sobie pewnie „Ah, no tak, to ten napaleniec, co ciągle gapi się na wielkie piersi”. Ha! Nic bardziej mylnego, moi mili, cycki to tylko przykrywka!
Uwielbiam penisy! Tak, naprawdę je uwielbiam! Jestem gejem. No dobra, nigdy jeszcze nie byłem z chłopakiem, ale codziennie po szkole oglądam yaoi i tak cholernie mnie to jara, że obawiam się, iż mój organizm przestaje nadążać z produkowaniem spermy.
Mówiłem już o dużej ilości różu w kolorowym świecie? No cóż, muszę wam powiedzieć, że akurat TO nie zgadza się w stereotypowym zakochaniu. Przynajmniej w moim przypadku się nie sprawdza.
Mój świat nie jest kolorowy – mój świat jest niebieski. Zajebiście niebieski. Wykurwiście niebieski. Wszystko jest niebieskie: trawa jest niebieska, chodnik jest niebieski, moja sąsiadka jest niebieska, niebo jest...no, dobra, to akurat się nie zmieniło...owoce są niebieskie ( wszystkie bez wyjątku, nawet marchewka – sam już nie wiem, czy to owoc czy warzywo ), ja jestem niebieski, nawet moja sperma jest niebieska. Wszystko jest chujowo niebieskie. A to przez to, że kocham się w chłopaku, który ma niebieskie włosy i niebieskie oczy. On jako jedyny nie jest cały niebieski.
Dlatego, mówię wam, uważajcie, w kim się zakochujecie. Ani myślcie zakochać się w kolesiu, czy lasce, co to ma czarne włosy, bo nic nie będziecie widzieć.
W każdym bądź razie, dążę do tego, że jestem facetem i kocham się w facecie i, generalnie, chciałbym mu to wyznać, ale, psia krew, przyznam szczerze, że ja, Aomine Daiki, boję się. No bo jak mam się nie bać? Jeśli Tetsu powie...ah, no tak, wspominałem, że obiekt moich westchnień to mój przyjaciel, Kuroko Tetsuya? Cholernie lubię jego imię, no po prostu wręcz ubóstwiam je wymawiać. On tego nie wie, myśli, że po prostu jestem luzacki i zwracam się tak do niego, bo jest moim przyjacielem. Ale nie. Lubię myśleć, że jest moim chłopakiem, dlatego mówię mu po imieniu. Ale nie powtarzajcie mu tego, bo może się wkurzyć.
Wracając do puenty. Jeśli powiem mu o moich uczuciach, to:
  1. Tetsu nic nie powie, tylko odejdzie,
  2. Tetsu się wkurzy i da mi kopa w dupę,
  3. Tetsu mnie wyśmieje ( czyli po prostu lekko się uśmiechnie ),
  4. Tetsu się nie zgodzi
  5. Tetsu się zgodzi
No i najgorsze jest to, że tylko w tym ostatnim wypadku nadal będziemy utrzymywać
kontakt. No bo rozumiecie? Nawet ja mogę się psychicznie załamać po czymś takim, zwłaszcza, że jeszcze nikomu nie wyznawałem miłości.
Dlatego właśnie stoję teraz tutaj, w tym ciasnym, śmierdzącym sklepie, kryjąc się za
jakąś gazetą, i z ukrycia obserwuję Tetsu, który kupuje sobie loda. Niebieskiego, kurwa. Jak zawsze.
  • Przepraszam, chłopcze – usłyszałem głos jakiejś pomarszczonej rodzynki stojącej obok mnie.- T-ta gazeta nie jest przeznaczona dla dzieci.
  • Ha?- Spojrzałem na nią jednym z moich spojrzeń przeznaczonych dla czepiających się małolatów ( chociaż gościarka była z pięć razy starsza ode mnie ), a potem spojrzałem na gazetę, za którą się chowałem.
Zobaczyłem gołego faceta leżącego na gołej babce i wkładającego jej to i owo w...to i
owo.
Tak gorąco to ponoć jest tylko w piekle, a moja głowa płonęła żywym ogniem, więc
najwyraźniej, właśnie się tam znalazłem. Odłożyłem gwałtownie gazetę na stojaczek i odwróciłem się powoli do drzwi.
Wybiegłem.
Zanim oprzytomniałem, byłem w sąsiedniej dzielnicy, w okolicach domu, w którym
mieszkał Kise. Na moje nieszczęście, właśnie szedł w moim kierunku z grupką chichoczących dziewczyn.
Świetnie, kurwa. Z deszczu pod rynnę.
Wiecie, ja tam do Kise za bardzo nic nie miałem. Lubiłem z nim grać 1 on 1, bo zawsze
po przegranej stawiał mi lody albo żarcie w Maji Burgerze – czyli praktycznie po każdej naszej małej potyczce. Mówię wam, świetny sposób na zaoszczędzenie pieniędzy. Jedyne, co mnie w nim NAPRAWDĘ wkurzało, to to, że miał dosłownie wszystko: kasę, urodę, duże powodzenie i popularność. Niech to szlak trafi, nawet natura hojnie go obdarzyła... No, nie lepiej, niż mnie, ale mogła sobie już, kurde, darować.
  • Aominecchi!- wrzasnął Kise z drugiej strony ulicy, machając do mnie ręką jak skończony debil.
Dobra, tego jego „cchi” też nie lubiłem, chociaż szło się przyzwyczaić.
Westchnąłem głośno i rozejrzałem się za jakąś deską ratunku. Ironia losu: desek
przechodziło obok mnie mnóstwo, ale żadna nawet na mnie nie spojrzała. No dobra, jedna – z przerażeniem.
Nie wiem, o co chodzi ludziom...tak ciężko znieść widok japończyka o ciemnej karnacji?
Przecież wyglądam jak czekolada! I na pewno jestem podobnie smaczny!
  • Aominecchi, co ty tutaj robisz?- zapytał Kise, podbiegłszy do mnie, na szczęście sam. Dziewczyny, które zostawił, odchodziły wolnym krokiem, ciskając we mnie mordercze spojrzenia.
  • Spaceruję – mruknąłem.
  • Ah, a dokąd konkretnie? Mogę cię tam zaprowadzić!
  • Idę do mojej dziewczyny, nie wtrącaj się – machnąłem przed nim dłonią, jakbym odganiał komara.
Jeśli mam być szczery, to w sumie Kise czasem był jak taki komar. Lubił użreć w dupę i
nie puszczał, póki się go nie trzasnęło.
  • Aominecchi, nie ładnie kłamać – mruknął nadąsany Kise, biorąc się pod boki, jak moja mama, kiedy późno wracałem do domu. Brakowało mu tylko domowych kapci i wałka.
  • Kto powiedział, że kłamię?
  • Wiedziałbym, gdybyś miał kogoś – westchnął Kise.
  • Ha?- spojrzałem na niego, nie rozumiejąc.
Kise spojrzał na mnie zaskoczony, jakby sam na swoje słowa się zdziwił, a potem spalił
buraka i zaczął uciekać ode mnie wzrokiem.
  • T-to znaczy...m-miałem na myśli...yyy...A-Aominecchi, j-ja...- O. Mój. Boże. Kise się jąka. Piekło zamarzło, albo niebo spłonęło, nie wiem, co gorsze.- N-no wiesz, jakoś nigdy nie widziałem, ż-żebyś chociaż z jakąś r-rozmawiał...nie licząc Momocchi...
  • A może to właśnie z Satsuki chodzę, co?- westchnąłem.
  • Niemożliwe, Momocchi nigdy by się...- Kise chyba ugryzł się w język, bo zamknął nagle usta, a w jego oczach zabłysły łezki.- Znaczy...jesteście przyjaciółmi z dzieciństwa, a Momocchi chyba...no, nie jest tobą zainteresowana.
  • A skąd ty to możesz wiedzieć?
  • No bo...Momocchi lubi Kurokocchiego.
Poczułem, jakby ktoś właśnie przestrzelił mi serce.
O kurwa, faktycznie! Moja najlepsza przyjaciółka, Momoi Satsuki, również kocha się w
Kuroko. Czy to oznacza, że jesteśmy rywalami?
Shit, nie mam szans z takimi balonami!
Zaraz...ale czy Tetsu leci na takie wielkie boobsy?
  • Aominecchi?
No bo w sumie jakoś nigdy nie widziałem, żeby za jakimiś się oglądał. Właściwie, to
nigdy nie widziałem, żeby interesował się czymś konkretnym. No, prócz koszykówki. Ale w koszykówce jest piłka. Duża piłka. Dwie duże piłki są jak dwa duże cycki.
  • Aominecchi...?
Ale z drugiej strony, dwie duże piłki mogą też oznaczać dwa duże jądra, nie? Więc
właściwie, możliwe, że Tetsu jednak lubi chłopców. Kurwa, ale jak mam to sprawdzić? Pokazać mu cycki i penisa, i poprosić, żeby któreś wybrał? Przecież on mnie zabije, zanim zdążę wyznać mu miłość...
  • Ao...eh?
  • Hmm?- Spojrzałem w końcu na Kise, który chyba coś mamrotał podczas mojego myślenia. Model gapił się na mnie jak zbity pies, jego oczy zrobiły się mokre.
  • Aominecchi, ty...kochasz się w Kurokocchim?
  • Hmm?- Zmarszczyłem brwi. Dopiero po chwili zrozumiałem, co do mnie powiedział.- Ż-ŻE CO?! SKĄD TY...?!
  • Mówiłeś na głos...- szepnął Kise, spuszczając głowę.- Hah...więc jednak...
  • Jednak?!- powtórzyłem, odskakując od niego.- Po-podejrzewałeś coś?! Słuchaj, Kise, ja...
  • Widziałem, że często na niego patrzysz...- Kise pociągnął nosem.- Poza tym, dużo czasu spędzacie razem...
  • No tak...niby tak...- Podrapałem się po głowie.- Eee...mogę liczyć na to, że nikomu nic nie powiesz?
  • Bardzo...kochasz Kurokocchiego?- Kise wciąż nie podnosił głowy.
  • No...chyba tak...
  • Ja...Aominecchi, ja...- Kise znów pociągnął nosem, chyba się przeziębił.- AOMINECCHI NO BAKA!- wydarł się nagle, odpychając mnie i biegnąc gdzieś w niebieską siną dal.
  • Eee?!- Za cholerę nic z tego nie rozumiałem.
O co mu chodziło? Dlaczego nazwał mnie głupkiem? Dlaczego się tak zachował?
Przecież mnie to mogło, kurwa, zaboleć, tak?!
Ze złością kopnąłem leżącą obok mnie puszkę. Myślałem, że jest pusta, ale okazało się, że
jednak była pełna. Poleciała ze świstem w górę, wprost na nadjeżdżający samochód. Siedzący za kierownicą gruby facet, który miał akurat opuszczoną szybę, dostał prosto w łeb. Słyszałem jego jęk, przekleństwo, widziałem jak hamuje i wysiada z samochodu. Patrzy prosto na mnie, jako że nagle wszyscy niebiescy ludzie obok mnie czmychnęli do sklepów.
Nie no, zajebiście. Z rynny pod...pod co?
Chuj z tym. I tak mam przejebane.

***

Właściwie to sam nie wiem, jakim cudem zdążyłem mu wczoraj zwiać, ale liczyło się to, że dzięki niemu Akashi pierwszy raz w życiu pochwalił mnie na traningu.
  • Twoja kondycja się poprawiła, Daiki. Oby tak dalej.- No dobra, to zabrzmiało bardziej jak groźba, ale na pewno delikatniej od innych, więc mogłem uznać to za pochwałę.
Kise, ta mała gnida, nie pojawiła się w szkole. A szkoda, bo miałem ochotę trzasnąć kilka komarów – czyli w tym przypadku jednego, ale kilka razy. Kuroko z kolei jak zawsze promieniał niebieskością, starałem się więc unikać go trochę, by nie oślepnąć. Trochę głupio się czułem, kiedy podawał mi piłkę – robił to mocno i, co prawda, nie miałem z tym problemów, ale jako iż z natury byłem zboczeńcem, miałem wrażenie, jakby Tetsu pchał we mnie...dobra, nieważne. Nie chcę was demoralizować.
Może później, hehe.
  • Zbiórka!- krzyknął Akashi zaraz po tym, jak gwizdnął.
Wszyscy podbiegliśmy do niego i ustawiliśmy się w równym szeregu. W sumie z jednej
strony trochę żal mi było Akashiego, bo miał na głowie naukę, surowego ojca, lekcje poza tymi szkolnymi i do tego jeszcze całą drużynę na głowie. Tylko on potrafił być na tyle cool, żeby to wszystko udźwignąć.
  • Dziękuję za komplement, Daiki – powiedział Akashi, gapiąc się prosto na mnie.- Ale trzymaj swoje myśli w głowie, jeśli łaska.
  • T-tak jest – mruknąłem, ciesząc się, że Akashi mi przerwał, bo miałem właśnie pomyśleć o tym, że biedak pewnie nie ma nawet czasu zabawić się ze swoją ręką.
Oh, kurwa. Sądząc po stłumionych parsknięciach moich kolegów i dłoniach Akashiego,
które ściskały mocno podkładkę pod kartki, jednak powiedziałem to na głos.
  • Daiki, zostań po treningu – powiedział Akashi dość łagodnie, ale ja wiedziałem, że on lubi przebieranki i pod tą owieczką kryje się wilkołak.
  • T-tak jest, kapitanie – bąknąłem.
Przestań myśleć, Aomine Daiki. Źle ci to wychodzi, debilu.
  • Za dwa tygodnie rozpoczną się eliminacje, więc mam nadzieję, iż zdajecie sobie sprawę z tego, że będziemy musieli podnieść wasze statystyki. Jako, iż jest to mój ostatni rok w tej szkole, mam zamiar wysoko podnieść poprzeczkę, dlatego nie będziecie mieli dużo wolnego czasu. Uzależnieni od swojej ręki, będą musieli jej dać urlop – warknął, patrząc na mnie, a kilka osób zachichotało cicho.- Począwszy od jutra, codziennie o godzinie 6:00 spotykamy się tu, na sali gimnastycznej i ćwiczymy aż do rozpoczęcia lekcji. Po zajęciach z kolei, zgodnie z planem, który jutro rozda wam Satsuki, kolejnych kilka godzin poświęcimy na trening. Zrozumiano?
  • Tak jest!
  • Uprzedzam, że jeśli ktoś nie będzie nadążał za nami, grozi mu zdegradowanie do niższego składu, a w najgorszym wypadku radzę mu zrezygnować z koszykówki. To wszystko na dziś, rozejść się!
Wolałem nie udawać, że zapomniałem o rozkazie Akashiego i stałem na swoim miejscu,
rzucając zobojętniałe spojrzenia wszystkim tym, którzy przebiegali obok mnie i klepali po ramieniu czy plecach.
Dzięki. Kuroko, kocham cię, pamiętaj o tym.
Ah, no tak. Nie zdążyłem ci o tym powiedzieć...
  • Daiki.- Akashi usiadł na ławce, która o dziwo zaczęła wyglądać jak tron. Niebieski, rzecz jasna. W ogóle, Akashi wyglądał jak król, zwłaszcza, że przewiesił swoją kapitańską kurtkę na ramionach, jak pelerynę, czy coś.- Czy mogę wiedzieć, czym zasłużyłem sobie na taką zniewagę?
  • Yyy...- bąknąłem, drapiąc się po głowie. Zauważyliście, że kiedy ludzie się denerwują, często zaczyna ich swędzieć właśnie głowa? Nie ręce, nie brzuch, nie noga – tylko głowa.- Wiesz, ja...tego no...to nie było celowo! Ostatnio jakoś tak nie panuję nad swoimi myślami.
  • Zdążyłem to zauważyć, wyobraź sobie, a wręcz usłyszeć i poczuć tę obrazę.
  • Naprawdę mi przykro, Akashi. Szczerze przepraszam.
  • Ja myślę – powiedział kapitan, ciskając mi złowrogie spojrzenie.- Tym razem ci daruję, nawet jeśli wystawiłeś mnie na pośmiewisko przed całą drużyną. Normalnie tego bym nie tolerował, ale znaj łaskę pa...to znaczy swojego kapitana.
  • Dziękuję.- Skłoniłem się przed nim nisko, czego właściwie nie miałem w zwyczaju.
  • Możesz odejść. I oby coś takiego więcej się nie powtórzyło, rozumiemy się, Daiki?
  • Tak jest, kapitanie!
Idąc do szatni, czułem się jak nienaoliwiony robot. Lewa, prawa, lewa, prawa. Kiedy
tylko znalazłem się poza zasięgiem wzroku Akashiego, natychmiast pognałem do szatni, i wpadłem tam jak dzikus.
  • Nie strasz nas, nanodayo – skarcił mnie Midorima, który właśnie ściągał koszulkę.
Na moment przestawiłem się na zboczeńca i cicho westchnąłem do jego mięśni. Oj, no co,
do cholery? Mięśnie są super, a trzeba przyznać, że ten zielony okularnik, który obecnie był niebieski, miał na serio spoko mięśnie. Szkoda, że nie miałem jeszcze okazji zobaczyć jego przyrodzenia, bo jak na taką sylwetkę, nie mogło być małe.
Ale olać wszystkie półnagie ciała obecne w tej sali, głównie to jedno przykuwało moją
uwagę – bledziutkie, słodziutkie ( tak, aż mi ślinka leci ), drobne, ale jednak odrobinę umięśnione ciało Kuroko. Kolory naszej skóry tak bardzo ze sobą kontrastowały, że to aż dziwnie wyglądało, jednak uwielbiałem jego kolor.
  • Jak poszło?- zapytał Tetsu.
  • Tym razem mi darował – westchnąłem, rzucając krótkie spojrzenie na przeurocze, różowiutkie sutki Tetsu.
Mmm. Mniam, mniam.
Zaraz...co kurwa?!
  • To chyba dobrze. Ale naprawdę, Aomine-kun, powinieneś powstrzymać tę swoją zboczoną naturę.
  • Taa, masz rację – westchnąłem, otwierając swoją niebieską szafkę i wyjmując z niej niebieskie spodnie i niebieski t-shirt, a do tego niebieskie bokserki w...niebieskie serduszka.
  • Serduszka?- Tetsu uśmiechnął się lekko.- Zaskakujące. Spodziewałem się raczej czegoś bardziej nieprzyzwoitego.
Przełknąłem ślinę, gapiąc się na usta Tetsu, jednak szybko się opamiętałem, i zacząłem się
rozbierać.
  • Gdzie mój niebieski ręcznik...?- mruknąłem, szukając go w szafce.
  • Niebieski?- powtórzył Kuroko, ściągając z siebie spodnie.- Przecież twój ręcznik jest zielony, Aomine-kun.
  • No tak, tak, to miałem na myśli – warknąłem, starając się nie zerkać w dół.- Dobra, idę pierwszy.
Błyskawicznie rozebrałem się do naga i, zabierając ręcznik, poszedłem pod prysznic.
Miałem 5 sekund, żeby oblać się zimną wodą i uspokoić ogiera, który rwał się do galopu. Potem wszedł Midorima, Murasakibara, a na koniec Kuroko i kilku innych chłopaków.
Prysznic był świetny. Serio, właśnie to uwielbiam po długim, męczącym treningu. Bosko,
po prostu bosko i błogo i...niebiesko, jak zawsze.
Dziś wyjątkowo nie miałem ochoty iść na niebieskie lody z moim niebieskim obiektem
westchnień, dlatego zaraz po prysznicu ubrałem się, pożegnałem z kolegami i, ziewając, wyszedłem ze szkoły.
A przy bramie zobaczyłem komara.
  • Cześć – mruknąłem obojętnie, mijając go.
  • Cześć...- odmruknął Kise, trochę niepewnie.
Miał na sobie...eh. Spodnie, bluzkę i na to koszulę. Wszystko niebieskie.
  • Uhm...jak było na treningu?- Komar najwyraźniej leci za mną.
  • Dobrze. Akashi mnie pochwalił, a potem dostałem zjebkę.
  • Oh...dlaczego?
  • Nie pytaj.
  • Dobrze...
Chwila ciszy. Czekałem, oczywiście, aż Kise padnie przede mną na kolana, weźmie mą
dłoń i zacznie ją całować, błagając o przebaczenie, ale chyba nie miałem co marzyć.
Ale cholernie się zdziwiłem, kiedy Kise nagle złapał mnie za rękę.
  • Aominecchi, musimy porozmawiać – powiedział cicho.
  • Eh?- Spojrzałem na niego pytająco.- O co chodzi?
  • Nie tutaj...chodźmy do mnie.
  • Za daleko.
  • No to do ciebie.
  • Starzy są w domu.
  • No to do Maji Burgera. Postawię ci coś
  • Nie mam ochoty...
  • Po prostu chodź ze mną! Do parku, pasuje?!- krzyknął Kise, ciągnąc mnie za rękę na drugą stronę ulicy, w stronę niebieskiego parku.
  • Oi, Kise, nie szarp tak mną, do cholery!- mruknąłem.
Przez dłuższą chwilę Kise milczał. Doszliśmy do parku i komar przysiadł na ławce,
ściskając złączone dłonie.
  • Trochę się denerwuję...- powiedział z uśmiechem.
  • Ta, ja też – mruknąłem, patrząc na niego, wkurzony.
  • Usiądziesz?
Usiadłem.
  • Może chcesz się czegoś napić? Pójdę do automatu...
  • Streszczaj się, Kise, chcę wrócić do domu i pooglądać gazetki – westchnąłem, zapominając na moment o tym, że przecież Kise pewnie już się domyśla, iż gazetki to moja przykrywka.
  • D-dobrze.- Komar skinął głową.- Widzisz, Aominecchi...na początek, chciałem cię przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. Ja...zaskoczyło mnie, że naprawdę kochasz Kurokocchiego.
  • Masz zamiar komuś powiedzieć?
  • Nie.
  • Dzięki.
  • Nie ma za co. Ale, chciałbym, żebyś wysłuchał, co mam do powiedzenia.
  • Słucham.
  • Widzisz, Aominecchi...Sprawa jest trochę skomplikowana.
  • Eh?
  • Ponieważ ja...nie mam zamiaru oddawać cię Kurokocchiemu!- krzyknął Kise, zamykając oczy.
  • ....co?- bąknąłem.
  • Rozumiem, że kochasz Kurokocchiego – powiedział Kise, patrząc na mnie, jak zbity pies, który nadal walczy z właścicielem o kość.- Ale, Aominecchi, ja kocham ciebie!
  • Csssso?- mruknąłem po długiej chwili milczenia.- Czekaj, bo chyba wyłączyłem się przy „Ale”. Możesz powtórzyć?
  • Kocham cię – szepnął Kise.- Kocham cię, Aominecchi. Bardzo cię kocham. Bardzo, bardzo, bardzo! Odkąd tylko cię poznałem, kiedy zaczęliśmy razem grać, wciąż...każdego dnia to było coraz silniejsze!
  • Czekaj, czekaj, czekaj, STOP!- przerwałem mu.- Chcesz mi powiedzieć, że twój świat jest...granatowy, tak?
  • Eh...?
  • No wiesz, bo jesteś zakochany.
  • No to...różowy chyba.
  • Aaa.- Pokiwałem głową.- No to zakochałeś się w Momoi, nie we mnie!
  • O...o czym ty mówisz, Aominecchi? Chyba wiem, w kim się kocham, tak?!
  • Ale mówisz, że twój świat jest różowy, jak włosy Momoi.
  • Świat zakochanych osób jest różowy, tak? Mój też, ale to nie znaczy, że kocham Momocchi! Wiem, że kocham ciebie!
  • Jesteś tego pewien?
  • Tak, gdybym kochał się w Momocchi, to masturbowałbym się myśląc o niej, a nie o tobie, prawda?!
  • No tak, prawda...- Znów pokiwałem głową, a dopiero po chwili zrozumiałem sens tego zdania. Poczułem silne rumieńce na twarzy.- M-m-mas...?! W sensie, TY?!
  • No...- Kise spłonął rumieńcem.- A co, nie wolno mi?- burknął.
  • No ale...to ty musisz używać do tego ręki?
  • A NIBY CZEGO?!- przeraził się komar.
  • Znaczy no...myślałem, że nie masz problemów w zaliczaniu lasek...
  • Nie jestem taki!- krzyknął płaczliwie Kise.- Chcę to zrobić z kimś, kogo naprawdę będę kochał! A kocham ciebie!
  • I...- Przełknąłem ślinę.- Chcesz...no wiesz?
Kise popatrzył na mnie ze łzami w oczach, a potem powolutku, niemalże niezauważalnie,
kiwnął potakująco głową.
  • O cholera...- mruknąłem, nieco się rozluźniając.- Ale się porobiło. A co, jeśli Tetsu kocha się w tobie?
  • Wątpię, żeby tak było – westchnął Kise.- Zresztą, nawet gdyby, to i tak za bardzo cię kocham, bym mógł z nim być.
  • Ehh...- westchnąłem głośno, pierwszy raz w życiu czując się nastolatka w mandze.- No i co teraz zrobimy?
  • Mówiłem już – mruknął Kise.- Nie poddam się.
  • Ale...no wiesz, chyba nie będę mógł tak się przestawić z niebieskiego na żółty...
  • Nie wiem, o czym mówisz, Aominecchi.
  • Nie będę w stanie ot tak przestać kochać Kuroko, a zacząć kochać ciebie. Znaczy wiesz, lubię cię, no i podobasz mi się, w końcu jesteś przystojny, ale...
  • Zrobię wszystko, Aominecchi – powiedział Kise, wstając i stając przede mną.- Wszystko, żebyś mnie pokochał! Na pewno się nie poddam! Nie, jeśli chodzi o ciebie!
Przełknąłem głośno ślinę. Shit, faza nastolatki z mangi rośnie coraz bardziej. Dlaczego
moje serce zabiło mocniej na jego słowa? Nie no, to chyba jednak normalne, nie? Każdy czułby się mile połechtany, słysząc, że komuś tak na nim zależy.
Nie?
Prawda?! No, powiedzcie coś, kurde!
  • Aominecchi.- Kise uśmiechnął się do mnie łagodnie.
  • Cholera, to jest na serio popieprzone - westchnąłem, również wstając.- Zamierzałem powiedzieć o wszystkim Kuro...
Nie mogłem już nic powiedzieć. A wiecie dlaczego? Bo Kise bezczelnie zatkał mi usta. A
wiecie czym?
Tak.
Swoimi ustami.
Były zadziwiająco miękkie i słodkie. Właściwie, to były cholernie smaczne i przyjemne w
dotyku, serio. Byłem tak głupi, że nie potrafiłem nawet do niczego tego porównać.
Ale podobało mi się.
Cholernie.
  • Kyaa, nie dość, że wyglądasz, jak czekolada, to jeszcze tak smakujesz!- pisnął Kise, kryjąc twarz w dłoniach.- Przepraszam – szepnął, zerkając na mnie zza palców.
  • Yyy...spoko – mruknąłem, starając się powstrzymać moje ego, które skoczyło właśnie gdzieś do sąsiedniej planety.
  • Oho. Chyba trafiliśmy na kiepski moment.
No i, jak zawsze, romantyczną mangową przygodę diabli wzięli.
Dosłownie diabli – bo Akashi.
  • A-Akashicchi?! Kurokocchi?!- krzyknął przerażony Kise.
  • Witaj, Kise-kun – powiedział Tetsu.
  • Ryouta, mówiłeś, że nie będzie cię na treningu, bo jesteś chory – wycedził Akashi.
  • Yy...no bo ja...- bąknął Kise.
  • Aomine-kun, nie miałem pojęcia, że ty też lubisz chłopców – powiedział Kuroko, na którego gapiłem się w osłupieniu bez słowa.- To właściwie jest całkiem zabawne, nie sądzisz, Akashi-kun?
  • Zaiste – prychnął nasz kapitan.- Że Ryouta szaleje za Daikim, to było widać gołym okiem, ale kto by się spodziewał, że odwzajemnia jego uczucia?
  • Ja...yyy...czekajcie...- zacząłem nerwowo.
  • W takim razie, chyba nie musimy się przed nimi ukrywać?- zapytał Kuroko, zwracając się do Akashiego.
  • Naturalnie – odparł Akashi, a potem spojrzał na mnie z wyższością.- Wcześniej nie mogłem ci tego powiedzieć, ale skoro tak wygląda sprawa, to teraz mogę: informuję cię, Daiki, że w istocie nie mam czasu na zabawienie się z moją ręką. Mam ważniejsze sprawy do załatwiania.- To mówiąc, objął Kuroko i przyciągnął do siebie.
  • Akashi-kun, proszę, nie mów tak zawstydzających rzeczy – powiedział Tetsu z powagą.
  • Zaraz, zaraz...znaczy, że wy...że wy razem?- zapytał Kise, a jego oczy zaświeciły dziwnie.
  • Owszem.- Akashi skinął głową.- Wy znacie naszą tajemnicę, my znamy waszą. A więc remis?
  • Yyy...- Nie miałem pojęcia, co powiedzieć.
Co tu się w ogóle działo? Dlaczego Akashi przestał być niebieski? Dlaczego drzewa
przestały być niebieskie?
  • Spieszy nam się. Do zobaczenia jutro – powiedział kapitan, mijając nas.
  • Do...do zobaczenia – mruknął Kise.
Więc...Kuroko jest gejem. Ale jest za późno, żebym mu wyznał moje uczucia, tak?
Wszystko diabli wzięli, tak? Dosłownie, kurna, diabeł zabrał moją miłość, tak? TAK?!
Pociągnąłem nosem.
  • A-Aominecchi?- Kise spojrzał na mnie z niepokojem.
  • W porządku – westchnąłem, po czym wyprostowałem się dumnie.- I tak zaczął mnie wkurzać ten niebieski.
  • Eh?
  • Nieważne.- Odwróciłem się do Kise i chwyciłem go za ramiona.- Kise. Nie wiem, czy będę w stanie odwzajemnić twoje uczucia, a nie chcę cię zranić. Dlatego proszę, poczekaj trochę. To nie tak, że chcę zastępstwo za Kuroko, czy coś, ale...- spuściłem na moment wzrok, a potem znów spojrzałem na Kise.- Dziękuję za twoje uczucia. Dziękuję, że tak ci na mnie zależy i chcesz o mnie walczyć. I dziękuję za ten słodki pocałunek. To był mój pierwszy raz, wiesz? Więc w sumie powinieneś wziąć za to odpowiedzialność, aczkolwiek wolałbym dominować, więc, cholera, trochę się gubię w tym, co mówię, przepraszam...
  • Aominecchi, zostaniesz moim chłopakiem?- zapytał cicho Kise, uśmiechając się łagodnie.- Obiecuję, że zakochasz się we mnie bardziej, niż w Kurokocchim.
  • Ee...jesteś pewien?- mruknąłem.- Nie wiem, czy to, co czuję do Kuroko, tak po prostu mi przejdzie...
  • Jestem pewien, Aominecchi – powiedział z uśmiechem Kise, biorąc mnie za ręce.- W końcu...nie ma nic piękniejszego od miłości!
Uśmiechnąłem się lekko do niego, czując dziwne łaskotanie w brzuchu.
Chyba już gdzieś słyszałem ten teks.



4 komentarze:

  1. Nie ma koma? Żadnego? 0.0
    Jak tak moszna? =.=
    To nic, jestem pierwsza, huehue~

    Zajrzałam jeszcze raz, co by sobie przypomnieć jeszcze raz, choć robiłam to jakiś czas temu xD
    Na potrzebę jutrzejszej kontynuacji warto było zajrzeć jeszcze raz
    Zwykle tego nie robię, więc szacun, kobieto, że zmuszasz mnie do czegoś takiego xD
    W Twoim jakże wyjątkowym przypadku czytanie po raz pierdyliardy tego samego to czysta przyjemność~♥ Coś jak wracanie na 'stare śmieci', co to wcale nie takie stare i wcale nie śmieci xD To są raczej takie śmieci, których nie wyrzuca się z serca, bo są zbyt nostalgiczne. Dlatego jestem pewna, że "Nic piękniejszego", kontynuacja jak i wszystkie inne opowiadanka będę czytała na starość (o ile wzrok na to pozwoli), chyba że dostanę tej choroby, co się zapomina własną rodzinę, a jej nazwa jest za trudna do napisania, a nie chce mi się jej szukać w necie xP
    W każdym razie nawet jak na starość nie będę czytać i nie będę miała tej choroby, miło będę sb wspominać Twórczość Yuuki~♥ A jak dorobię się wnucząt, może zdarzy się ten cud xD z pewnością opowiem im o zwariowanej młodości ich babuleńki, co to czytała nałogowo basugejów ♥

    Byebye, do juterka~! Czekam na kontinuum NP ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, nie ma komentarzy, bo jakiś czas temu niechcący usunęłam całe opowiadanie ( stronę z tym opowiadaniem ) T_T I na nowo wrzuciłam.
      Bardzo się cieszę, że przeczytałaś na nowo "Nic piękniejszego" *-* Mam nadzieję, że kontynuacja spodoba Ci się tak samo jak ta pierwsza część ;_;
      Wrzucam jutro ok godz. 6 rano ^^ ♥ ( przed szkołą, rzecz jasna xD ) Do zobaczonka :* :*

      Usuń
    2. Tak bardzo zgadzam się z Tsubaki. Twoje opowiadania można czytać w kółko i w kółko.
      A jeszcze to konkretne opowiadanie jest tak cudowne... Może to dlatego, że pisane z perspektywy Czekoladki? XD
      Lecę czytać kontynuację!
      ~Miria

      Usuń
  2. Boże jak ja kocham tw.blog nawet wspomniałaś o Akakuro. 💛

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń