Rozdział Pierwszy
Seirin
Wygładziłem
swoją białą koszulę i zarzuciłem na nią szkolną marynarkę, zapinając ją aż pod
szyję. Ponownie przejrzałem się w lustrze i, cicho wzdychając, raz jeszcze
przeczesałem dłonią swoje jasnoniebieskie włosy. Wróciłem do pokoju po torbę,
po czym zszedłem na dół i założyłem buty.
-
Wychodzę - powiedziałem spokojnie, odwracając
się w stronę korytarza prowadzącego do kuchni, jednak nikt mi nie odpowiedział.
Pewnie znów
mnie nie słyszeli.
Nie
przejmując się tym, co przecież zdarzało się praktycznie codziennie, wyszedłem
z
domu i udałem się w kierunku
przystanku autobusowego.
To był
pierwszy dzień w nowej szkole. Pierwszy dzień w liceum, do którego zapisałem
się
już kilka miesięcy wcześniej.
Chociaż powinna to być raczej dość stresująca chwila, o dziwo czułem się
całkiem zrelaksowany. Wierzyłem, że w tym roku poznam mnóstwo wspaniałych osób,
być może nawet będę miał okazję się z kimś zaprzyjaźnić.
Może
nawet się zakocham?
Chociaż...po
moim ostatnim, dość długim związku, który zresztą skończył się dość
nieprzyjemnie, chyba powinienem zrobić sobie przerwę na jakiś czas. Dopóki nie
ochłonę i nie będę gotów, by ponownie się zaangażować.
Poza
tym, sam fakt, że jestem homoseksualistą, do pewnego stopnia utrudnia
znalezienie swojej prawdziwej miłości.
Uniosłem
lekko podbródek, gotów na starcie z masą nowych ludzi do poznania.
Kiedy
nadjechał mój autobus, wsiadłem i, jak zawsze zająłem miejsce w jednym z
ostatnich miejsc. Wyciągnąłem ze swojej torby książkę, by zanurzyć się w lekturze
na czas kilkuminutowej podróży.
Powieść,
którą czytałem, tak mnie jednak wciągnęła, że nie mogłem się od niej oderwać
nawet po wyjściu z autobusu. Z przystanku do szkoły miałem stosunkowo
niedaleko, spacerując więc przez mało ruchliwą ulicę, udałem się prosto do
niej.
Płatki
wiśni wirujące na wietrze od czasu do czasu lądowały na mojej książce,
zakrywając tekst. Odtrącałem je spokojnym gestem, nie zatrzymując się. Minąłem
szkolną bramę, przed którą tłoczyło się mnóstwo pierwszorocznych uczniów, oraz starszych,
którzy z szerokimi uśmiechami na twarzach rozdawali ulotki, zapraszając do
klubów wszelkich zainteresowań.
W
pewnym momencie nachyliłem się, nie przerywając czytania, tym samym unikając
ciosu z łokcia, kiedy jeden z uczniów uniósł ręce, gestykulując energicznie.
Inni zapewne musieli mieć problemy z przesuwaniem się do przodu w takim ścisku,
ale nie ja. Zapewne z tego powodu, że w ogóle byłem mało zauważalny, nie tylko
ze względu na mój niski wzrost.
Mijając
oszklone tablice informacyjne, przystanąłem. Mój wzrok przykuł plan stoisk
klubów sportowych, przy których można było się zapisać. Przesunąłem spojrzeniem
po niewielkich prostokątach, odczytując znaki, aż w końcu znalazłem to, które
interesowało mnie najbardziej – koszykówka.
Włożyłem
zakładkę między strony, po czym schowałem książkę do torby i udałem się w
odpowiednim kierunku.
Koszykówka
była jedynym sportem, który naprawdę kochałem. Grałem, odkąd byłem małym
chłopcem, trenując ciężko, aż w końcu opłaciło mi się to w gimnazjum i zostałem
regularnym zawodnikiem swojej drużyny. Emocje, które towarzyszyły mi podczas
oficjalnych meczów, zresztą nie tylko tych, ale także zwykłych, sparingowych,
były wręcz nie do opisania. Koszykówka była dla mnie czymś wyjątkowym,
nadzwyczajnym. Zawsze uwielbiałem ten pisk butów podczas biegania po boisku,
odgłos odbijanej piłki, jej zapach, wszystkie te pozytywne i negatywne uczucia
w moim sercu, gdy coś mi się udawało, bądź nie.
Nigdy
z tego nie zrezygnuję.
-
Dzień dobry – przywitałem się, kiedy
podszedłem do ławki, przy której siedziała dwójka starszych uczniów – z
pewnością drugoklasistów, zważywszy na to, że liceum, do którego się zapisałem,
zostało otwarte dopiero w zeszłym roku.
Dość
niskiego wzrostu dziewczyna o krótkich, brązowych włosach, oraz zdecydowanie
wyższy od niej chłopak w okularach,
o czarnych włosach, byli zajęci rozmową i najwidoczniej nie zwracali na mnie
uwagi. Usiadłem na małym krzesełku przed nimi, ale ponieważ nadal nawet na mnie
nie spojrzeli, chwyciłem formularz zgłoszeniowy oraz długopis i zabrałem się do
pisania.
Formularz
był dziecinnie łatwy. Wystarczyło wpisać klasę, numer legitymacji, imię i
nazwisko, oraz powód, dla którego chciało się dołączyć do klubu. Podpisałem się
starannie i zastanowiłem przez chwilę, co wpisać w ostatnim, największym, polu.
W końcu, nie chcąc tracić czasu na głowienie się nad tym, wpisałem tylko
„Szkolny Klub Koszykówki Gimnazjum Teikou”.
Odłożyłem
kartkę, wstałem od stolika i, kłaniając się, mruknął „do widzenia”, po czym
udałem się w kierunku budynku. Niestety, drogę zagrodziła mi grupka
roześmianych chłopaków, wykonujących jakiś skomplikowany taniec, najwidoczniej
chcąc zachęcić do swojego koła tanecznego. Bojąc się, że któryś z nich
staranuje mnie swoim nagłym skokiem, czy obrotem, przeczekałem te trzy minuty w
miejscu, ponownie zagłębiając się w lekturze. Kiedy kątem oka dostrzegłem, że
chłopacy znikli, ruszyłem dalej.
Na
szczęście teraz, po minięciu środka huraganu ludzi, droga była niemalże pusta.
Mogłem więc spokojnie iść przed siebie, bez żadnych obaw.
Odrywając na
chwilę wzrok od książki, spojrzałem przed siebie, na wyjątkowo wysokiego
chłopaka, idącego przede mną. Miał dość zabawne, odstające, czerwono-czarne
włosy. Już na pierwszy rzut oka, patrząc na jego szerokie ramiona, można było
bez problemów stwierdzić, że jest wysportowany.
Zdaje się,
że ten chłopak również złożył podanie do klubu koszykówki, krótko po mnie.
Kiedy stałem przy stoisku ikebany, oddalonym o kilkanaście metrów, zauważyłem
go przy stoliku, jak rozmawiał z podenerwowaną szatynką.
Uśmiechnąłem
się lekko, wracając do lektury. Wyglądało na to, że poznam doprawdy ciekawych
ludzi.
***
Przyszedł
czas na pierwsze spotkanie z drużyną koszykarską liceum Seirin. Pech chciał, że
zostawiłem w klasie swoją książkę i musiałem po nią wrócić. Z tego powodu
spóźniłem się nieco.
Kiedy,
przebrany w strój sportowy, wszedłem na salę gimnastyczną, wszyscy już się
zebrali. Kilku chłopaków, z domysłu pierwszorocznych, stało w równym szeregu,
wszyscy bez koszulek. Przed nimi, dokładnie ich oglądając, przechadzała się
brązowowłosa dziewczyna, którą widziałem podczas wypełniania formularza. Do
kilku z nich coś powiedziała.
Pospiesznie
ustawiłem się na samym końcu, tuż obok wysokiego chłopaka o czarno-czerwonych
włosach. Zerkając na jego twarz zauważyłem ze zdziwieniem, że jego brwi są
jakby rozdwojone: z prostej, grubej linii rozchodziły się na dwie cieńsze w
stronę skroni. Ignorując ten fakt, spojrzałem na dziewczynę, która właśnie
stanęła przed moim sąsiadem i gapiła się na niego z lekko rozchylonymi wargami.
Wyglądało
na to, że to nasza trenerka. Miała na sobie szkolny mundurek, to znaczy białą
spódniczkę oraz granatowy sweter z białym, obszernym kołnierzem. Na szyi, na
czarnym sznurku, zawieszony miała różowy gwizdek. Jej oczy, w kolorze mlecznej
czekolady, wpatrywały się jakby z lekkim przerażeniem, w stojącego obok mnie
chłopaka. Dość długo.
-
Trenerze! Na co się tak patrzysz?- zapytał
jeden z drugoklasistów, ten sam, który towarzyszył jej przy przyjmowaniu
nowych.
-
Ah! Przepraszam!- zawołała dziewczyna, szybko
odwracając wzrok i zerkając na swój clipboard.
-
Wszystkich już widziałaś – odezwał się znów
chłopak.- Kagami był ostatni.
-
Oh, naprawdę?- dziewczyna raz jeszcze
zerknęła do notatek.- Hmm...oh, jest na sali Kuroko?
-
Oh, ten dzieciak z Teiko?- zapytał chłopak w
okularach.
Kiedy tylko
zostało rzucone hasło „Teiko” po sali zaczęły krążyć szepty.
-
Obecny.- Podniosłem dłoń, jednak trenerka
rozglądała się po sali, jakby w ogóle mnie nie widząc.- Ehm...trenerze?
-
Wygląda na to, że dziś zrobił sobie wolne.
Dobrze, zacznijmy więc trening!
Wysunąłem
się z szeregu, stając bliżej dziewczyny i jeszcze wyżej uniosłem rękę.
-
Przepraszam...Ja jestem Kuroko –
powiedziałem.
Trenerka
spojrzała na mnie, zaskoczona, jakbym pojawił się przed nią zupełnie nagle. Po
krótkiej chwili ciszy, równie nagle
wydała z siebie przerażony wrzask.
-
Co? Jak długo tutaj byłeś?!- zapytał chłopak
w okularach. Sądząc po jego wyglądzie, musiał być kapitanem.
-
Byłem tutaj cały czas...- mruknąłem.
Zarówno
okularnik, jak i chłopak o brązowych włosach, którego usta kształtowały się jak
mordka u kota, podbiegli bliżej,
wpatrując się we mnie.
-
Co? To on jest właśnie częścią Pokolenia
Cudów?- zapytał ten drugi. Drgnąłem odruchowo, słysząc tę nazwę. - Nie mógł być
w pierwszym składzie!
-
Nie, no co ty, nie ma mowy – zaśmiał się
kapitan.- Co nie, Kuroko-kun?
-
Właściwie to grałem w meczach – przyznałem.
-
No widzisz?- okularnik zwrócił się do swojego
kolegi, po czym oboje spojrzeli na mnie i krzyknęli jednocześnie: - Że co?!
-
Z-zdejmij koszulkę!- rozkazała trenerka.
Spojrzałem
na nią, nieco zaskoczony, ale wykonałem polecenie. Zdjąłem z siebie biały t-
shirt i wyprostowałem się. To był
pierwszy raz, kiedy stałem bez koszulki przed taką widownią. Czułem się dość
skrępowany, ale nie chciałem podpaść trenerce już pierwszego dnia, nie
wykonując jej rozkazów.
Dziewczyna
wpatrywała się we mnie, z każdą chwilą coraz bardziej zaskoczona otwierając
usta. W końcu kazała mi się ubrać,
tak samo jak i reszcie. Odwróciła się od nas plecami, zapisując coś na
kartkach.
-
D-dobrze, czas rozpocząć trening!-
powiedziała.- Na początek zróbcie dziesięć okrążeń po boisku!
-
Tak jest!- krzyknęliśmy jednocześnie, po czym
wszyscy ruszyliśmy posłusznie do biegu.
Zerknąłem
ukradkiem na dziewczynę, jednak ta miała nieodgadniony wyraz twarzy.
Zastanawiałem się, jaki cel miała ta
mała rozbieranka przed nią?
-
Serio byłeś w Kiseki no Sedai?- zagadał jeden
z moich rówieśników, zrównując się do mojego tempa.
-
Oh...tak.- Skinął głową.
-
I grałeś z nimi w meczach?!- niedowierzał
drugi, również do nas dołączając.
-
Zgadza się.- Ponownie skinął głową.
-
Niesamowite! Byłem na kilku ich meczach i
jakoś nie mogę sobie ciebie przypomnieć!
-
Ja tak samo!
-
Cóż...nie rzucam się zbytnio w oczy –
mruknąłem, ale chłopcy zajęli się już ożywioną rozmową między sobą nawzajem,
więc przyspieszyłem kroku, by ich wyprzedzić.
Przed sobą
dostrzegłem chłopaka o dziwnych brwiach, – Kagamiego – który
przyglądał mi się przez chwilę.
Widzą jednak, że i ja patrzyłem na niego, zrobił dziwną minę i odwrócił się,
skupiając na biegu.
Przełknął
lekko ślinę. Co jest grane? W tym chłopaku zdecydowanie było coś dzikiego.
Coś, co odpychało, ale jednocześnie
przyciągało mnie do niego z niesamowitą siłą.
Kiedy
wcześniej stałem obok niego, miałem chwilę, by przyjrzeć się jego muskularnej
sylwetce. Był naprawdę dobrze
zbudowany. Jego mięśnie rysowały się wyraźnie pod lekko opaloną skórą, można
było dostrzec niemalże każde ścięgno z osobna. Sylwetka idealna dla
profesjonalnego sportowca. A przecież chłopak był licealistą, w dodatku był w
tej samej klasie, co ja.
Kiedy skończyliśmy okrążenia,
musieliśmy zrobić jeszcze 50 przysiadów i 40 pompek. Po tej rozgrzewce byłem
już dość zmęczony. Nie mogąc się powstrzymać, od czasu do czasu zerkałem na
mojego kolegę. Kagami, nie dosyć, że skończył ćwiczyć o wiele szybciej niż
reszta, to w dodatku w ogóle nie wyglądał na zmęczonego. Stał z rękoma opartymi
na biodrach, patrząc w bok.
-
Kagami-kun, jesteś z Ameryki?- zagadnął jeden
z pierwszoklasistów.
-
Ta – odparł chłopak, odwracając się do nich.
-
Niesamowite! A więc uczyłeś się u źródła, co?
-
Można tak powiedzieć – mruknął. Najwyraźniej
nie był zbyt towarzyską osobą.
-
Hoo, zazdroszczę ci! Sam chciałbym zwiedzić
trochę świata! Gdzie dokładnie byłeś?
-
Los Angeles.
-
Wow, nieźle!
-
Tylko pozazdrościć, cholera!
-
Pewnie mnóstwo tam ładnych dziewczyn, co?
Kagami
jednak przestał już im odpowiadać. Nie mając się czym zająć, zaczął robić
dodatkowe pompki. Nim podeszła do
nich trenerka wraz z kapitanem, by powiedzieć, co dalej, zdążyłem w myślach
naliczyć mu 55 pompek.
Po
rozgrzewce w końcu mieliśmy zacząć grać krótki mecz, na początek trzech na
trzech między pierwszorocznymi. Miało to na celu pokazać, na jakim poziomie są
nasze umiejętności. Przyglądając się Kagamiemu, który gnał po boisku z
niesamowitą prędkością, zwinnie omijając wszystkich przeciwników, zastanawiałem
się, czy to tylko moja wyobraźnia, czy on naprawdę byłby w stanie mi pomóc.
Obrałem
sobie w końcu jeden, główny cel. Jednak z moim talentem, jeśli nie mam kogoś,
za kim mógłbym podążać, nie uda mi się go spełnić. A ktoś taki jak Kagami –
silny, szybki, zwinny i przede wszystkim utalentowany...
Bo
on zdecydowanie coś w sobie miał. Głęboko ukrytego, jeszcze nie rozwiniętego do
granic możliwości. To zaledwie zalążek tego, co naprawdę mógł pokazać.
Wyczuwałem to, jak nigdy dotąd. Od jego ciała biło intensywne ciepło emanujące
niesamowitą siłą.
Czy
to właśnie on? Czy będzie w stanie mi pomóc?
Musiałem
się o tym przekonać.
***
Ponieważ
było to nasze pierwsze spotkanie i zarazem pierwszy trening, jak powiedziała
trenerka, Riko Aida, mieliśmy dość łagodne zadania. Mimo to, skończyliśmy
dopiero późnym wieczorem, kiedy na dworze zdążyło zrobić się już ciemno.
Po
szybkim prysznicu ubrałem się i wyszedłem ze szkoły w towarzystwie moich
kolegów. Nikt jednak nie zwracał na mnie szczególnej uwagi – znów szybko
zapomnieli o mojej obecności.
W
drodze do domu mijałem jedną z restauracji Maji Burger, serwującą fast-foody.
Często wpadałem tam na shake’a waniliowego, również i tego dnia nie mogłem
odmówić sobie tej małej przyjemności.
Z
cichym westchnieniem opadłem na swoje stałe miejsce, przy oknie. Odłożyłem
torbę na ziemię, po czym, sącząc spokojnie shake’a, wyglądałem na zewnątrz,
przyglądając się przechodniom.
O
tej porze nie było tu zbyt wiele ludzi, mogłem więc skupić się na swoich
myślach. Tak jak się spodziewałem, Seirin było naprawdę sympatyczną szkołą.
Koledzy z drużyny również okazali się być całkiem przyjaźni, nawet jeśli od
czasu do czasu wpadali na mnie, trącali, lub po prostu zapominali, że stoję tuż
obok.
Dobrze,
że zdążyłem się do tego przyzwyczaić...
Nagle
usłyszałem szuranie krzesła. Odwróciłem głowę, nieco zaskoczony. Jak się
okazało, do mojego stolika dosiadł się Kagami Taiga. Położył przed sobą tacę z
górą hamburgerów, rozpakował jednego i, biorąc potężny kęs, wyjrzał przez okno.
Przyglądając
mu się z ciekawością, spokojnie popijałem zimny napój. Po kilku sekundach
chłopak w końcu odwrócił wzrok i, widząc mnie, zakrztusił się.
-
C...co ty tu...?- stęknął, uderzając się
pięścią w klatkę piersiową.- Od kiedy tu siedzisz?!
-
Już od jakiegoś czasu – odparłem spokojnie.-
Przyglądam się ludziom.
-
Przyglądasz się...ludziom?- Kagami spojrzał
na mnie sceptycznie, ale nie skomentował nic więcej.- Co za różnica...pójdziesz
gdzieś ze mną, jak skończę jeść.
-
Ciągle rośniesz, co?- mruknąłem, patrząc na
stertę hamburgerów.
-
Hm?- Kagami najwyraźniej nie dosłyszał.
Pokręcił
tylko głową.
-
Więc...jesteś z tego całego Kiseki no Sedai,
co?- mruknął Kagami, pochłaniając kolejną bułkę.
-
Zgadza się – odparłem.
-
Słyszałem o tym od trenerki – powiedział po
kilku następnych hamburgerach.
-
Rozumiem.
Zapadła
cisza. Kagami w rekordowym tempie pochłonął około 20 hamburgerów, po czym
wstał od stołu, patrząc na mnie znacząco. Ponieważ nie zdążyłem jeszcze wypić swojego shake’a, wziąłem
go do ręki, zabrałem torbę, a następnie udałem się za kolegą.
-
Dokąd idziemy?- zapytałem, kiedy wyszliśmy z
restauracji.
-
Na boisko – odpowiedział Kagami, jakby to
było oczywiste.
Nie
powiedział nic więcej. Szedłem w milczeniu za nim, wpatrując się w jego szerokie
plecy. Nawet przez szkolny mundurek
można było dostrzec te niesamowite mięśnie. Spuściłem wzrok, nieco zawstydzony.
O czym ja myślę? Przecież do tej pory nigdy nie zwracałem uwagi na wygląd!
Dlaczego więc ten chłopak tak przyciągał moje spojrzenie? Dlaczego moje serce
biło odrobinę mocniej, kiedy patrzyłem na te muskuły?
Doszliśmy
do niewielkiego boiska. Kagami stanął pod koszem, odrzucił na ziemię swoją
torbę i spojrzał na mnie uważnie.
-
Co ty, do cholery, ukrywasz?
Ukrywam?
Zmarszczył swoje śmieszne brwi i patrzył
na mnie tym dzikim wzrokiem. Poczułem, że
robi mi się trochę duszno.
Przestań.
Przestań tak patrzeć!
-
Do drugiej klasy gimnazjum byłem w Ameryce –
powiedział nagle.- Kiedy tylko wróciłem, byłem wręcz zszokowany tym, jak niskie
są tutaj standardy, jeśli chodzi o grę w kosza. Nie jestem tutaj, by grać w
koszykówkę dla zabawy!- spojrzał na mnie twardo, a ja przełknąłem odruchowo
ślinę.- Pragnę grać dużo poważniejsze mecze, które naprawdę mnie rozpalą!
Słowo
„rozpalą” odbiło się kilka razy w mojej głowie. Miał niesamowicie męski, czysty
głos. Nawet jeśli spędził tyle czasu
w Ameryce, jego akcent się nie zmienił.
Wiatr zawiał
za moimi plecami, wprawiając liście drzew w ruch. Otaczał nas dźwięk ich
cichego szelestu. Wpatrywałem się w
Kagamiego uważnie, on również nie odwracał ode mnie wzroku.
-
Słyszałem o tobie – powiedział już
spokojnie.- I doszły mnie też słuchy o ponoć niesamowicie silnym Pokoleniu
Cudów z naszego roku. Byłeś w tej drużynie, prawda?
Znów
przełknąłem ślinę, nie odzywając się.
-
Jestem całkiem dobry w ocenianiu siły swoich
przeciwników – kontynuował Kagami, zakręcając piłkę na palcu wskazującym prawej
ręki.- Ludzie, którzy potrafią coś osiągnąć, pachną inaczej niż reszta.- rzucił
ją w moją stronę z dość dużą siłą, jednak złapałem ją, tylko odrobinę się
odchyliwszy.- Ale z tobą jest coś nie tak. Słabi powinni emanować słabością,
ale ty nie emanujesz niczym. Twoja siła nie ma zapachu. Pozwól mi zobaczyć –
powiedział.- Pokaż mi, jak silne w rzeczywistości jest Kiseki no Sedai!
Uśmiech,
który pojawił się na jego twarzy, miał w sobie mnóstwo drapieżności. On
naprawdę był jak dzikie zwierze.
Powinienem się chyba przestraszyć, jednak jedyne, co czułem, to
podekscytowanie.
Oto właśnie
on. Silny, z ambicjami, który dąży do celu. Nie dla zabawy. On ma marzenie.
Widać to w tych jego dzikich oczach.
W jego pewnych siebie ruchach, w całej sylwetce. Wiedziałem już, że z jego
pomocą będę w stanie pokonać ich.
Pokonać
Kiseki no Sedai.
-
Cóż za zbieg okoliczności – odezwałem się w
końcu, chwytając za zamek swojej kurtki.- Też miałem ochotę z tobą zagrać.
Jeden na jednego.- Zdjąłem z siebie kurtkę i odrzuciłem ją na swoją torbę.
Jego
spojrzenie się zmieniło. Uśmiech znikł, ale tylko na moment. Po chwili wrócił
na jego
twarz, a oczy wyglądały teraz, jak
te u szaleńca. Dzikie spojrzenie, pełne nieopisanej radości z wyzwania, jakie
przed nim stanęło.
-
Zaczynajmy!- powiedział.
Kiwnąłem
lekko głową. Kiedy i on zdjął z siebie kurtkę i odrzucił ją na torbę, stanął
przede
mną na lekko ugiętych nogach. Podałem
mu piłkę, by mógł rozpocząć nasze one-on-one i sam ustawiłem się w pozycji
obronnej, gotów odeprzeć jego ataki.
Musiałem
sprawdzić, jak bardzo jest silny.
Zaczął
kozłować. Wpatrywał się przy tym we mnie uważnie, z pewnością oceniając
możliwość moich ruchów. Po chwili
ruszył na mnie z dużą szybkością. Nim zdążyłem wyciągnąć rękę, by zatrzymać
piłkę, on już wyskoczył, trafiając do kosza.
Świetnie.
Jest dość szybki i podczas gry zachowuje trzeźwy umysł. Ocenia przeciwnika.
Po dwóch
kolejnych wsadach nie zabrał piłki z pod kosza. Chwyciłem więc ją i tym razem
to ja byłem atakującym. Kozłując,
przypatrywałem się mu uważnie. Nim się zorientowałem, odebrał mi piłkę i
wykonał kolejny rzut. Znów to on był atakującym, ale tym razem to ja ruszyłem
pierwszy, by odebrać mu piłkę. Wyminął mnie szybko i zwinnie, zdobywając
kolejne punkty.
Wraz z
kolejnymi celnymi rzutami, jego szybkość jednak malała. Śledziłem wzrokiem
piłkę, ale raz napotkałem jego
spojrzenie. Patrzył w moje oczy – był jakby zdziwiony.
Znów wykonał
wsad. Zabrałem piłkę i pobiegłem z nią pod kosza. Już miałem rzucić ją,
kiedy nagle wyrósł przede mną jak
spod ziemi i, zupełnie od niechcenia, na wyprostowanych nogach, machnął ręką,
odbijając piłkę.
-
Oh – mruknąłem, biegnąc po nią. Zdążyłem się
już trochę zmęczyć, podczas gdy on nadal równomiernie oddychał.
Złapałem
piłkę, która potoczyła się pod ścianę, ale kiedy się odwróciłem, zobaczyłem, że
Kagami nadal stoi w miejscu. Chyba
już miał dość. Podbiegłem do niego z piłką i stanąłem przed nim, zadzierając
głowę do góry. Był ode mnie wyższy o głowę.
-
Chyba sobie ze mnie żartujesz, draniu –
powiedział.- Słuchałeś mnie w ogóle?!- nagle zaczął się wydzierać.- Jak bardzo
musisz przeceniać własne umiejętności, myśląc, że możesz mnie pokonać?! Nie
mogę uwierzyć w to, że tak arogancko mnie wyzywałeś!- wskazał na mnie
oskarżycielsko palcem.
-
Niemożliwe – powiedziałem, zaskoczony.-
Kagami-kun, oczywiście, że jesteś ode mnie silniejszy. Wiedziałem to od samego
początku.
Kagami nagle
chwycił za kołnierz mojej koszuli i uniósł mnie do góry, przybliżając do
siebie. Jeszcze parę centymetrów i
nasze nosy by się ze sobą stykały. Mimo tej sytuacji, nie czułem się
zdenerwowany.
-
Prosisz się o bójkę?!- krzyknął.- Co ty, do
diabła, wyprawiasz?!
Nie czułem
się może zbyt komfortowo, wisząc w powietrzu, ale odezwałem się
spokojnym, opanowanym tonem:
-
Chciałem na własne oczy zobaczyć, jak dobry
jesteś, Kagami-kun.
-
Co?- zapytał, puszczając mnie. Westchnął
głośno, łapiąc się za głowę.
Patrzyliśmy
na siebie przez krótką chwilę. Spojrzałem na piłkę, którą wciąż trzymałem w
rękach.
-
Emm...- mruknąłem, unosząc ją w znaczącym
geście.
-
Wystarczy – powiedział Kagami, najwyraźniej
już uspokojony.- Nie jestem zainteresowany słabymi.
Nie
odezwałem się na to. Śledziłem go wzrokiem, jak podchodzi do swojej torby i
bierze
ją do ręki. Drugą chwycił kurtkę i
zarzucił ją sobie na ramię.
-
Pozwól, że powiem ci jeszcze jedną rzecz –
powiedział, odwracając się do mnie. Pierścień zawieszony na srebrnym łańcuszku
zwisającym z jego szyi zalśnił delikatnie w świetle latarni.- Powinieneś
zrezygnować z koszykówki. Nieważne jak bardzo smutna jest to rzeczywistość, ale
samymi chęciami nie wygrasz z naturalnym talentem. Nie masz talentu do
koszykówki.
Odwrócił się
do mnie plecami, chcąc odejść.
-
Nie mogę się z tym zgodzić – powiedziałem, na
co zatrzymał się.
-
Co?- zapytał, patrząc na mnie przez ramię.
Podszedłem
do ławki, na której pozostawiłem swoją torbę i złożoną w schludną kostkę
kurtkę. Odłożyłem piłkę.
-
Po pierwsze: kocham koszykówkę –
powiedziałem.- I nie podzielam twojej opinii. Nie obchodzi mnie, kto jest
silny, a kto słaby.
-
Coś ty powiedział?- warknął Kagami.
-
Nie jestem taki, jak ty... Jestem cieniem.
-
Cieniem?- mruknął Kagami, patrząc na mnie
niepewnie.- Tsk. Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Lepiej dobrze to wszystko
sobie przemyśl.
To mówiąc,
zabrał swoją piłkę pod ramię i odszedł, pozostawiając mnie samego na
boisku.
A ja
zdecydowałem.
Muszę
pokazać mu, co znaczy być cieniem.
***
Deszcz padał już nieprzerwanie od kilku godzin. Przez tę
fatalną pogodę zajęcia trochę się dłużyły. Mimo, że ja i Kagami byliśmy w tej
samej klasie, kiedy go mijałem i się z nim przywitałem, minął mnie obojętnie.
Możliwe, że nie chciał ze mną rozmawiać, ale z drugiej strony równie dobrze
mógł mnie po prostu nie zauważyć.
Trening także odbywał się dzisiaj na sali gimnastycznej,
chociaż początkowo w planach mieliśmy wyjść na zewnątrz. Ponieważ po
podstawowej rozgrzewce zostało nam jeszcze sporo czasu, nasza trenerka
zaproponowała nam mini-mecz 5 na 5: pierwszoklasiści kontra drugoklasiści.
-
Mini-mecz?- powtórzył jeden
z pierwszaków.- Przeciwko drugoklasistom?!
-
Ah, no tak, w zeszłym roku,
będąc w składzie samych pierwszoklasistów, dostali się do finałów eliminacji!-
zawołał cicho drugi.
-
Poważnie?!
-
To nie jest normalne...!
-
Nie ma się czego bać –
powiedział Kagami, wzruszając ramionami i uśmiechając się tym swoim wyjątkowym,
drapieżnym uśmiechem.- Zawsze lepiej jest grać przeciwko silniejszym
przeciwnikom, niż słabszym! Zaczynamy!- dodał, ruszając.
Westchnąłem
cicho. Doprawdy, jak bardzo był pewny siebie, skoro zachowywał się
niemalże jak nasz
lider...?
-
Ustawić się!- zawołała
trenerka.
Kagami
stanął naprzeciwko jednego z drugoklasistów, Mitobe Ryuunosuke, o ile dobrze
zapamiętałem jego imię.
Kiedy rozległ się głośny gwizd, oboje wyskoczyli, jednak to ten
młodszy pierwszy dotknął
piłkę, rzucając ją w naszą stronę. Złapał ją Kawahara, chłopak z krótko
przystrzyżonymi włosami o szarym kolorze. Ruszył do przodu, a drugoklasiści
stanęli przed nim murem. Jeden z nich, o kocich ustach, podskoczył, chcąc
zatrzymać piłkę, którą Kawahara właśnie wyrzucił, jednak ta i tak zdołała
ominąć ich wszystkich i trafiła w ręce Kagamiego, który stał za nimi. Ruszył
szybkim biegiem do kosza i wykonał imponujący wsad, rycząc przy tym niczym lew
i omal nie miażdżąc stojącego pod koszem Mitobe.
-
Ten wsad był niesamowity –
usłyszałem komentarz Kawahary.
-
Super...- mruknął jego
przyjaciel, Furihata.
Po
kilku kolejnych niezwykłych zagraniach Kagamiego, nasz rocznik prowadził 11 do
8.
Byłem w niego tak zapatrzony,
że w pewnym momencie, kiedy piłka trafiła w moje ręce, nie wiedziałem, co z nią
zrobić. Rozejrzałem się, zdezorientowany, a w tym czasie Izuki-senpai wybił mi
ją, podając do stojącego niedaleko mnie Koganei-senpaia. Ten chwycił ją i podał
dalej.
-
Ogarnij się!- usłyszałem, że
ktoś do mnie krzyczy.
Przełknąłem
nerwowo ślinę. Nie powinienem tak się w niego wpatrywać. Jednak widząc,
z jaką pasją gra, z jaką
energią...nie mogłem oderwać od niego wzroku. Był spocony i nabuzowany, ciągle
krzyczał, wyładowując się na otoczeniu.
Mitobe
dobiegł do kosza i przechwycił podanie od Izukiego. Skoczył z piłką do kosza,
jednak w tym samym
momencie zjawił się tam również Kagami. Jego skok był jeszcze wyższy, niż
Mitobe, dlatego też udało mu się odtrącić mu piłkę. Nie otrzymali punktów.
Z
każdą kolejną minutą walka coraz bardziej się zaostrzała. Drugoklasiści
przeszli do
ofensywy, blokując
Kagamiego aż we trzech. Bez jego pomocy my, pierwszaki, nie mieliśmy zbytnich
szans przeciwko nim. W rekordowym wręcz tempie starsi wybili się na
prowadzenie, podwajając nasz wynik. Teraz prowadzili 31 do 15.
-
Są dobrzy – wysapał jeden z
moich kolegów, Fukuda.
-
Nie ma mowy, abyśmy to
wygrali – również Kawahara stracił najwyraźniej nadzieję.
-
Już mam dosyć – dołączył się
Furihata.
I
to właśnie on został brutalnie chwycony za koszulkę i uniesiony do góry przez
Kagamiego. Patrząc na
nich, przypomniałem sobie podobną sytuację, która nie tak dawno przytrafiła się
mnie. Widząc przerażenie Furihaty, szczerze mu współczułem.
-
Dosyć?! O czym ty, do
diabła, mówisz?!- wrzasnął Kagami.
Westchnąłem
cicho, po czym zaszedłem go od tyłu i uderzyłem swoim kolanem w jego
zgięcie w kolanie. Dzięki
tej prostej sztuczce Kagami puścił naszego kolegę i zamarł w miejscu. Jego
ciało zatrzęsło się delikatnie.
-
Uspokój się, proszę –
powiedziałem.
-
Draniu...- zawarczał Kagami,
odwracając się do mnie ze wzrokiem pełnym nienawiści.
Tego
się spodziewałem... Kagami był stanowczo zbyt nadpobudliwy. Nie dość, że łatwo
go było zdenerwować, to w
dodatku...aż ZA łatwo było go zdenerwować...
-
Ty draniu! Prosisz się,
żebym ci przywalił, prawda?!- warczał na mnie, niczym zwierz.- Proszę bardzo, a
z chęcią ci przywalę!
Zamierzył
się na mnie, ale zdołałem z łatwością odskoczyć w bok, unikając jego ciosu.
Zamachnął się drugą ręką,
ale również zdołałem uciec od ciosu. Kiedy jednak sięgnął po mnie i znów uniósł
mnie ku górze, grożąc pięścią i wykrzykując obelgi, już nie mogłem nic zrobić,
jak tylko wpatrywać się w jego twarz.
Właściwie,
kiedy się denerwował, wyglądał całkiem uroczo...Poza tym, jego głos nabierał
wtedy siły i był...jakby
to nazwać...
Seksowny?
Rany...o
czym ja myślę?
Kiedy
znowu zamachnął się ręką, do akcji wkroczyli moi trzej koledzy. Kawahara,
Furihata i Fukuda, razem chwycili Kagamiego i starali się go przetrzymać, kiedy
ten rzucał się wręcz całym ciałem, by tylko mnie uderzyć.
-
Dobra, wystarczy!- krzyknęła
Riko-senpai.- Kagami-kun, uspokój się, albo zejdziesz z boiska! Wracamy do
meczu!
Jej
głos drżał nieco, jakby była czymś odrobinę przestraszona. Spojrzałem na nią i
ze
zdziwieniem spostrzegłem,
że mi się przypatruje. Czyżby się bała, że Kagami mi coś zrobi?
Mniejsza
z tym. Czas wkroczyć do akcji i pokazać temu dzikiemu zwierzęciu, na czym
polega mój talent.
-
Przepraszam – powiedziałem
do stojącego za mną Fukudy.- Czy mógłbyś podać do mnie piłkę?
Nie
czekając na odpowiedź, przeszedłem na środek boiska. Fukuda, który był teraz
przy
piłce, szedł kawałek przed
siebie, cały czas broniony przez Tsuchidę-senpai’a. Na szczęście jednak znalazł
odpowiedni moment i podał mi piłkę. Szybko rozejrzałem się po boisku. Jest! Pod
koszem przebiegał właśnie Furihata. Podałem do niego piłkę, ledwie ją muskając
dłonią. Prócz niego pod koszem nie było nikogo innego. Złapał ją z łatwością.
Widać było, że go to zaskoczyło, ale osłupienie nie trwało długo. Odwrócił się
na pięcie i rzucił do kosza. Punkty dla nas.
Pochwaliłem
sam siebie w duchu. Udało się. Jeśli wytrzymam w ten sposób do końca tej
kwarty, być może uda nam
się wygrać. Przeciwnicy będą zaskoczeni i w końcu zapomną o kryciu Kagamiego.
Wtedy będę mógł mu podawać, a dzięki temu, szybciej zdobędziemy punkty.
Teraz
przy piłce był Kawahara. Bronił go drugoklasista Koganei. Obracając się do
mnie,
spostrzegł mnie, uniosłem
więc ręce, gotów odebrać piłkę. Rzucił, a kiedy ta była wystarczająco blisko,
znów podałem dalej, tym razem do Fukudy, którego nikt nie bronił. Rzut za trzy
punkty i nasza strata powoli się nadrabiała.
Kolejne
szybkie podania do Furihaty, potem dwa razy do Fukudy, znów do Furihaty, a na
koniec, kiedy drugoklasiści
skupili się na moich podaniach, prosto do Kagamiego. Przez chwilę stał z piłką
w rękach, gapiąc się na nią, a potem ruszył do kosza, zatrzymał się kilka
metrów przed nim i rzucił za trzy punkty. Teraz wynik wynosił 36:37.
W
ostatnich sekundach meczu, kiedy piłkę miał Koganei-senpai i podał do Mitobe,
zdążył
przechwycić ją Fukuda,
podając prosto do mnie. Ponieważ nikogo innego nie było przede mną i miałem
czystą drogę aż do kosza, ruszyłem szybko ku niemu. Za sobą usłyszałem krzyki i
głośny tupot kilku par nóg.
-
Biegnij, Kuroko!- usłyszałem
głos któregoś z nich.
Różnica
jednego punktu!
Skoczyłem
do kosza, rzucając piłką, jednak ta odbiła się od niego. Nie martwiłem się tym
jednak, ponieważ
wiedziałem, że on pobiegnie za mną.
Kagami.
-
Dlatego nienawidzę słabych!-
krzyknął, chwytając piłkę w locie i wykonując zgrabny wsad.- Musisz trafić do
kosza, głąbie!
Uśmiechnąłem
się lekko, po raz pierwszy od pewnego czasu. Wiedziałem, że mogę w
niego wierzyć!
***
Po intensywnym treningu i przyjemnym, długim prysznicu,
postanowiłem przejść się do Maji Burgera na shake’a. Przestało już padać, nawet
pojawiło się słońce, jednak teraz było w trakcie zachodu.
Znów usiadłem na swoim ulubionym miejscu. Mimo zmęczenia,
byłem usatysfakcjonowany. Pokazałem wszystkim, że nie jestem do niczego, jeśli
chodzi o koszykówkę i potrafię się do czegoś przydać. Myślę też, że do pewnego
stopnia zyskałem również w oczach Kagamiego.
Odłożyłem shake’a.
Zyskałem w jego oczach, co?
Wyjrzałem na zewnątrz, przyglądając się przechodniom, spacerujących
ulicą. W pamięci wciąż miałem ten drapieżny, a jednocześnie całkiem miły
uśmiech Kagamiego po zakończonym meczu. Wygraliśmy. Widziałem tę jego radość w
tych dzikich oczach.
Uśmiechnąłem się do siebie. Ten chłopak naprawdę mnie
przyciągał. Może to przez jego ambicje, a może przez sam wygląd. Czyżbym lubił
takich dzikusów...?
Niemożliwe. W końcu moja pierwsza miłość w gruncie rzeczy
była zupełnie inna. Przynajmniej na początku...
Usłyszałem szuranie krzesła. Odwróciłem głowę i
zobaczyłem nikogo innego, a samego Kagamiego. Znów ze stertą hamburgerów na
tacy. Usiadł przy moim stoliku, nie widząc mnie, odłożył na ziemię torbę i
zabrał się do jedzenia. Przynajmniej tym razem szybciej mnie zauważył, jednak i
tak, jak i poprzednio, zakrztusił się.
-
Skąd ty się wziąłeś?!-
zapytał.- W ogóle, co ty wyprawiasz?
-
Pierwszy tutaj siedziałem –
powiedziałem.- Lubię stąd shake’i waniliowe.
Kagami
prychnął, jakby rozbawiony.
-
Idź gdzie indziej – zażądał.
-
Nie chcę – mruknąłem ze
słomką w buzi.
-
Jeśli ktoś nas zobaczy,
pomyśli, że jesteśmy przyjaciółmi!
-
Ja tutaj przeważnie
przesiaduję – odparłem.
Kagami
westchnął cierpiętniczo. Spuściłem wzrok. Nie chciałem stąd iść. Właściwie to
chciałem z nim
porozmawiać. O czymkolwiek. Miałem wrażenie, że nie byłoby źle zaprzyjaźnić się
z nim.
Nagle
zobaczyłem lecącego w moim kierunku hamburgera. Złapałem go w locie i
spojrzałem pytająco na
mojego kolegę.
-
Weź – powiedział, wyglądając
przez okno.- Nie lubię osób, które są do bani w koszykówkę.- Uśmiechnął się
delikatnie.- Ale zasłużyłeś na jednego.
Błagam,
powiedz, że jesteś gejem – miałem ochotę to wręcz wykrzyczeć, kiedy z bijącym
sercem wpatrywałem się w
jego usta. Ten uśmiech...widziałem go po raz pierwszy i byłem pewien, że szybko
za nim zatęsknię.
-
Dziękuję – powiedziałem, również
się uśmiechając.
-
Spoko – Kagami wzruszył
ramionami, zabierając się za swój posiłek.
-
Zawsze tyle zamawiasz?-
zagadnąłem.
Kagami
najpierw rozejrzał się niepewnie po restauracji, nim udzielił mi odpowiedzi:
-
Ta. W końcu jeszcze
dojrzewam, a gdyby tego było mało, uprawiam dużo sportu. Szybko spalam kalorie,
więc muszę dbać o poziom energii.
-
Fast-foodami?- mruknąłem.
-
Nie jem ich codziennie –
powiedział Kagami z ustami pełnymi hamburgera.- Tylko jak naprawdę mam ochotę,
albo jestem bardzo głodny.
-
W szkole też masz spore
śniadanie – uśmiechnąłem się lekko, a po chwili zdałem sobie sprawę z tego, co
właśnie powiedziałem.
Kagami
patrzył na mnie przez chwilę, po czym zarumienił się lekko.
-
J-jak mówiłem, dojrzewam –
wymruczał niewyraźnie.- A ty co, przyglądasz mi się w szkole...?
-
Mówiłem, że lubię przyglądać
się ludziom – wybrnąłem gładko, nie pokazując żadnych emocji na twarzy. Jednak
w środku mnie to już inna sprawa. Rany, jak łatwo mogłem wpaść!
-
Ah, no tak – Kagami
najwyraźniej uspokoiła ta odpowiedź.- A ty zawsze tylko shake’i? Powinieneś
dużo jeść, żeby nabrać siły i nie padać jak martwy po małej rozgrzewce. No i
przy okazji może trochę byś urósł.
-
Nie sądzę, bym miał jeszcze
urosnąć – westchnąłem cicho.- Ile masz wzrostu, Kagami-kun?
-
Hmm?- Kagami pochłonął kolejnego
hamburgera.- 190cm.
-
Ja mam 168cm.
-
Oh. Więcej, niż myślałem.
-
Ile mi dawałeś?
-
150cm.
-
Bez przesady – zmarszczyłem
brwi, nieco zdenerwowany.
-
Żartuję, żartuję – wzruszył
ramionami.- Myślałem, że masz coś koło 165cm.
Przypatrywałem
się, jak w szybkim tempie znikają kolejne ciepłe bułki. Sam ledwie
tknąłem swoją, jednak
udało mi się ją zjeść w tym samym czasie, co Kagami swoje.
Wyszliśmy
razem na zewnątrz. Słońce zdążyło już zajść, a ponieważ z Maji Burgera do
swoich domów nie mieliśmy
daleko, ruszyliśmy razem przez nocne miasto.
-
Jak bardzo silne jest to
Pokolenie Cudów?- zapytał nagle Kagami.
Spojrzałem
na niego z boku, popijając shake’a, którego znów nie zdążyłem dopić.
-
Gdybym grał teraz przeciwko
nim, jakby mi poszło?
-
Zostałbyś od razu zniszczony
– odparłem spokojnie.
-
Nie mogłeś tego ująć
delikatniej?!- warknął Kagami.
-
Każdy z tej piątki geniuszy
poszedł grać dla innej szkoły – powiedziałem.- Jedna z tych szkół będzie na
szczycie.
-
Super – zaśmiał się Kagami.
Stanęliśmy przed pasami, czekając na zielone światło. Spojrzałem na niego.-
Właśnie coś takiego nakręca mnie najbardziej... Postanowiłem! Pokonam je
wszystkie i stanę się najlepszym graczem w Japonii!
Patrzyłem
na niego przez chwilę w milczeniu. Na jego twarzy gościł szczery, pewny siebie
uśmiech. Wyglądał na takiego, co myśli, że jest niepokonany. Jednak gdyby teraz
stanął przeciwko któremuś z moich starych znajomych...
-
Nie wydaje mi się, by to
było możliwe – przyznałem.
-
Tsk! EJ!- krzyknął, patrząc
na mnie ze złością.
-
Jeśli masz jakiś ukryty talent,
no to może – powiedziałem. Zapaliło się zielone światło, przeszliśmy więc przez
jezdnię. - Ale z tego co widziałem, nie dorastasz im nawet do pięt. Nie dasz
rady zrobić tego sam.
Zatrzymałem
się po drugiej stronie i poczekałem, aż Kagami do mnie dołączy. Mijające nas
światła samochodowych reflektorów tworzyły cienie od naszych sylwetek.
-
Ja także postanowiłem –
wyznałem mu.
-
Hm?
-
Jestem cieniem –
powiedziałem cicho.- A im silniejsze światło, tym ciemniejszy cień, który
jeszcze bardziej podkreśla blask światła. Będę cieniem twojego światła –
spojrzałem na niego hardo.- I uczynię cię najlepszym graczem w Japonii.
Kagami
spojrzał na mnie zdziwiony. Po chwili jednak uśmiechnął się lekko.
-
A to ciekawe. Rób co chcesz
– powiedział.
Uśmiechnąłem
się do niego.
-
Dam z siebie wszystko!
Kagami
znów się roześmiał i pokręcił głową.
-
Do zobaczenia, cieniu –
mruknął, odwracając się. Uniósł rękę w geście pożegnania.- Uważaj, jak będziesz
przechodził przez jezdnie. Jeszcze jakiś kierowca cię nie zauważy!
Westchnąłem
cicho, wpatrując się w jego oddalającą się sylwetkę.
Nie
lubiłem patrzeć na odchodzących ode mnie ludzi.
Odwróciłem
się szybko i poszedłem w swoją stronę. Czas wracać do domu i przygotować
się na kolejny dzień.
Rozdział Drugi
Aj ten tygrysek, taki groźny <3 W sumie jest to samo co w anime, ale tutaj podoba mi się bardziej bo z perspktywy Kuroko i yaoi <3 Czekam na kolejny rozdział i twój wspaniały humor ;D Pozdrawiam i weny zycze !
OdpowiedzUsuńTak jest, z założenia właśnie miało być dokładnie takie samo jak anime i manga, nic się tu nie zmienia prócz tego drobnego yaoistycznego szczegółu :D Od czasu do czasu jednak planuję napisać osobne wątki, które nie były w anime, żeby troszkę urozmaicić opowiadanie :)
UsuńDziękuję i również pozdrawiam ^^
Podoba mi się pnarracja Kuroko. Tak jak napisała moja poprzedniczka, właściwie to samo co w anime, ale naprawdę dobrze napisane ^^ I jeszcze yaoi, mmmm :3 Rany, podziwiam, bo nie wiem czy mi by się chciało ;-;
OdpowiedzUsuńUwielbiam rozmowę Kuroko z Kagamim, kiedy Tetsu mówi, że będzie jego cieniem. Przewijałam tę scenę mnóstwo razy w anime, tak jak teraz czytałam ją kilka razy xD A więc, cóż mogę powiedzieć więcej? Czekam na kolejne rozdziały~! :D I
Pozdrawiam, życzę dużo weny oraz czasu~! :3
Ahh i oczywiście będzie to KagaKuro, co nie? ^^ Taaak, lubię ten paring ^^ Zauważyłam, że uwielbiam niemal wszystkie paringi z Kuroko O.O KagaKuro, AkaKuro, nawet ostatnio polubiłam AoKuro... ;-;
Aha, no i dziękuję za linka do przetłumaczonej powieści No.6! Nie wiedziałam nawet, że jest! Bardzo, bardzo dziękuję <3 Lecę czytać, yaaay *.*
Nie ma za co! Śmiało, dziel się tym linkiem z innymi, im więcej osób to przeczyta, tym lepiej <3 W końcu manga i anime są na podstawie tej powieści, to trzeba znać! XD
UsuńJa również uwielbiam paringi z Kuroko <3 Bo Kuroko nadaje się do każdego głównego bohatera, no, może prócz MuraKuro i MidoKuro, tych dwóch totalnie nie ogarniam xD
Iii tak, zgadza się, to opowiadanie będzie KagaKuro, ale nie tylko, w końcu w drugim odcinku pojawia się pewien przystojny blondyn, którego często paringują z ciemnoskórym przystojniakiem :)
Dziękuję i pozdrawiam cieplusio! ^^
~Yuuki
"Proszę, powiedz że jesteś gejem!"
OdpowiedzUsuńJEBŁAM XD
Best troll ever, swoją drogą, zarąbiasty pomysł z ukazaniem opo z punktu widzenia Tetsu. A jego dziki tygrysek taki rawrrrr....:3
Mam nadzieję na jak najszybszą część drugą:D
Pozdrowionka i weny życzę :*
~Ryu
Miałam poczekać aż skonczysz pisać pierwszy sezon. Nie moglam się, jednak, powstrzymac. Obejrzałam wczoraj, po raz kolejny, pierwszy sezon i teraz czas na twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo dobry. I ten dziki Kagami też mi się podoba.
Klikam Rozdział Drugi.
Pozdrawiam :*
" Błagam, powiedz że jesteś gejem ! "
OdpowiedzUsuńWpędziłaś Mnie i mają zacną trumnę do grobu :D
Dzięki CLD Bardzo polubiłam takie jakby adaptacje znanych już historii na sposób autora ( boshe, jakież to zacne słówka mi dzisiaj do główki przychodzą :> )
Majestatyczne w chuj :^
Pozdrawiam uzbrojona w kakałko :*
A, pozjadałaś literki w niektórych słowach *^*