Kuroko's Yaoi - Rozdział Pierwszy


Rozdział Pierwszy

Seirin



            Wygładziłem swoją białą koszulę i zarzuciłem na nią szkolną marynarkę, zapinając ją aż pod szyję. Ponownie przejrzałem się w lustrze i, cicho wzdychając, raz jeszcze przeczesałem dłonią swoje jasnoniebieskie włosy. Wróciłem do pokoju po torbę, po czym zszedłem na dół i założyłem buty.
-         Wychodzę - powiedziałem spokojnie, odwracając się w stronę korytarza prowadzącego do kuchni, jednak nikt mi nie odpowiedział.
Pewnie znów mnie nie słyszeli.
Nie przejmując się tym, co przecież zdarzało się praktycznie codziennie, wyszedłem z
domu i udałem się w kierunku przystanku autobusowego.
To był pierwszy dzień w nowej szkole. Pierwszy dzień w liceum, do którego zapisałem się
już kilka miesięcy wcześniej. Chociaż powinna to być raczej dość stresująca chwila, o dziwo czułem się całkiem zrelaksowany. Wierzyłem, że w tym roku poznam mnóstwo wspaniałych osób, być może nawet będę miał okazję się z kimś zaprzyjaźnić.
            Może nawet się zakocham?
            Chociaż...po moim ostatnim, dość długim związku, który zresztą skończył się dość nieprzyjemnie, chyba powinienem zrobić sobie przerwę na jakiś czas. Dopóki nie ochłonę i nie będę gotów, by ponownie się zaangażować.
            Poza tym, sam fakt, że jestem homoseksualistą, do pewnego stopnia utrudnia znalezienie swojej prawdziwej miłości.
            Uniosłem lekko podbródek, gotów na starcie z masą nowych ludzi do poznania.
            Kiedy nadjechał mój autobus, wsiadłem i, jak zawsze zająłem miejsce w jednym z ostatnich miejsc. Wyciągnąłem ze swojej torby książkę, by zanurzyć się w lekturze na czas kilkuminutowej podróży.
            Powieść, którą czytałem, tak mnie jednak wciągnęła, że nie mogłem się od niej oderwać nawet po wyjściu z autobusu. Z przystanku do szkoły miałem stosunkowo niedaleko, spacerując więc przez mało ruchliwą ulicę, udałem się prosto do niej.
            Płatki wiśni wirujące na wietrze od czasu do czasu lądowały na mojej książce, zakrywając tekst. Odtrącałem je spokojnym gestem, nie zatrzymując się. Minąłem szkolną bramę, przed którą tłoczyło się mnóstwo pierwszorocznych uczniów, oraz starszych, którzy z szerokimi uśmiechami na twarzach rozdawali ulotki, zapraszając do klubów wszelkich zainteresowań.
            W pewnym momencie nachyliłem się, nie przerywając czytania, tym samym unikając ciosu z łokcia, kiedy jeden z uczniów uniósł ręce, gestykulując energicznie. Inni zapewne musieli mieć problemy z przesuwaniem się do przodu w takim ścisku, ale nie ja. Zapewne z tego powodu, że w ogóle byłem mało zauważalny, nie tylko ze względu na mój niski wzrost.
            Mijając oszklone tablice informacyjne, przystanąłem. Mój wzrok przykuł plan stoisk klubów sportowych, przy których można było się zapisać. Przesunąłem spojrzeniem po niewielkich prostokątach, odczytując znaki, aż w końcu znalazłem to, które interesowało mnie najbardziej – koszykówka.
            Włożyłem zakładkę między strony, po czym schowałem książkę do torby i udałem się w odpowiednim kierunku.
            Koszykówka była jedynym sportem, który naprawdę kochałem. Grałem, odkąd byłem małym chłopcem, trenując ciężko, aż w końcu opłaciło mi się to w gimnazjum i zostałem regularnym zawodnikiem swojej drużyny. Emocje, które towarzyszyły mi podczas oficjalnych meczów, zresztą nie tylko tych, ale także zwykłych, sparingowych, były wręcz nie do opisania. Koszykówka była dla mnie czymś wyjątkowym, nadzwyczajnym. Zawsze uwielbiałem ten pisk butów podczas biegania po boisku, odgłos odbijanej piłki, jej zapach, wszystkie te pozytywne i negatywne uczucia w moim sercu, gdy coś mi się udawało, bądź nie.
            Nigdy z tego nie zrezygnuję.
-         Dzień dobry – przywitałem się, kiedy podszedłem do ławki, przy której siedziała dwójka starszych uczniów – z pewnością drugoklasistów, zważywszy na to, że liceum, do którego się zapisałem, zostało otwarte dopiero w zeszłym roku.
Dość niskiego wzrostu dziewczyna o krótkich, brązowych włosach, oraz zdecydowanie
wyższy od niej chłopak w okularach, o czarnych włosach, byli zajęci rozmową i najwidoczniej nie zwracali na mnie uwagi. Usiadłem na małym krzesełku przed nimi, ale ponieważ nadal nawet na mnie nie spojrzeli, chwyciłem formularz zgłoszeniowy oraz długopis i zabrałem się do pisania.
            Formularz był dziecinnie łatwy. Wystarczyło wpisać klasę, numer legitymacji, imię i nazwisko, oraz powód, dla którego chciało się dołączyć do klubu. Podpisałem się starannie i zastanowiłem przez chwilę, co wpisać w ostatnim, największym, polu. W końcu, nie chcąc tracić czasu na głowienie się nad tym, wpisałem tylko „Szkolny Klub Koszykówki Gimnazjum Teikou”.
            Odłożyłem kartkę, wstałem od stolika i, kłaniając się, mruknął „do widzenia”, po czym udałem się w kierunku budynku. Niestety, drogę zagrodziła mi grupka roześmianych chłopaków, wykonujących jakiś skomplikowany taniec, najwidoczniej chcąc zachęcić do swojego koła tanecznego. Bojąc się, że któryś z nich staranuje mnie swoim nagłym skokiem, czy obrotem, przeczekałem te trzy minuty w miejscu, ponownie zagłębiając się w lekturze. Kiedy kątem oka dostrzegłem, że chłopacy znikli, ruszyłem dalej.
            Na szczęście teraz, po minięciu środka huraganu ludzi, droga była niemalże pusta. Mogłem więc spokojnie iść przed siebie, bez żadnych obaw.
Odrywając na chwilę wzrok od książki, spojrzałem przed siebie, na wyjątkowo wysokiego chłopaka, idącego przede mną. Miał dość zabawne, odstające, czerwono-czarne włosy. Już na pierwszy rzut oka, patrząc na jego szerokie ramiona, można było bez problemów stwierdzić, że jest wysportowany.
Zdaje się, że ten chłopak również złożył podanie do klubu koszykówki, krótko po mnie. Kiedy stałem przy stoisku ikebany, oddalonym o kilkanaście metrów, zauważyłem go przy stoliku, jak rozmawiał z podenerwowaną szatynką.
Uśmiechnąłem się lekko, wracając do lektury. Wyglądało na to, że poznam doprawdy ciekawych ludzi.

***

            Przyszedł czas na pierwsze spotkanie z drużyną koszykarską liceum Seirin. Pech chciał, że zostawiłem w klasie swoją książkę i musiałem po nią wrócić. Z tego powodu spóźniłem się nieco.
            Kiedy, przebrany w strój sportowy, wszedłem na salę gimnastyczną, wszyscy już się zebrali. Kilku chłopaków, z domysłu pierwszorocznych, stało w równym szeregu, wszyscy bez koszulek. Przed nimi, dokładnie ich oglądając, przechadzała się brązowowłosa dziewczyna, którą widziałem podczas wypełniania formularza. Do kilku z nich coś powiedziała.
            Pospiesznie ustawiłem się na samym końcu, tuż obok wysokiego chłopaka o czarno-czerwonych włosach. Zerkając na jego twarz zauważyłem ze zdziwieniem, że jego brwi są jakby rozdwojone: z prostej, grubej linii rozchodziły się na dwie cieńsze w stronę skroni. Ignorując ten fakt, spojrzałem na dziewczynę, która właśnie stanęła przed moim sąsiadem i gapiła się na niego z lekko rozchylonymi wargami.
            Wyglądało na to, że to nasza trenerka. Miała na sobie szkolny mundurek, to znaczy białą spódniczkę oraz granatowy sweter z białym, obszernym kołnierzem. Na szyi, na czarnym sznurku, zawieszony miała różowy gwizdek. Jej oczy, w kolorze mlecznej czekolady, wpatrywały się jakby z lekkim przerażeniem, w stojącego obok mnie chłopaka. Dość długo.
-         Trenerze! Na co się tak patrzysz?- zapytał jeden z drugoklasistów, ten sam, który towarzyszył jej przy przyjmowaniu nowych.
-         Ah! Przepraszam!- zawołała dziewczyna, szybko odwracając wzrok i zerkając na swój clipboard.
-         Wszystkich już widziałaś – odezwał się znów chłopak.- Kagami był ostatni.
-         Oh, naprawdę?- dziewczyna raz jeszcze zerknęła do notatek.- Hmm...oh, jest na sali Kuroko?
-         Oh, ten dzieciak z Teiko?- zapytał chłopak w okularach.
Kiedy tylko zostało rzucone hasło „Teiko” po sali zaczęły krążyć szepty.
-         Obecny.- Podniosłem dłoń, jednak trenerka rozglądała się po sali, jakby w ogóle mnie nie widząc.- Ehm...trenerze?
-         Wygląda na to, że dziś zrobił sobie wolne. Dobrze, zacznijmy więc trening!
Wysunąłem się z szeregu, stając bliżej dziewczyny i jeszcze wyżej uniosłem rękę.
-         Przepraszam...Ja jestem Kuroko – powiedziałem.
Trenerka spojrzała na mnie, zaskoczona, jakbym pojawił się przed nią zupełnie nagle. Po
krótkiej chwili ciszy, równie nagle wydała z siebie przerażony wrzask.
-         Co? Jak długo tutaj byłeś?!- zapytał chłopak w okularach. Sądząc po jego wyglądzie, musiał być kapitanem.
-         Byłem tutaj cały czas...- mruknąłem.
Zarówno okularnik, jak i chłopak o brązowych włosach, którego usta kształtowały się jak
mordka u kota, podbiegli bliżej, wpatrując się we mnie.
-         Co? To on jest właśnie częścią Pokolenia Cudów?- zapytał ten drugi. Drgnąłem odruchowo, słysząc tę nazwę. - Nie mógł być w pierwszym składzie!
-         Nie, no co ty, nie ma mowy – zaśmiał się kapitan.- Co nie, Kuroko-kun?
-         Właściwie to grałem w meczach – przyznałem.
-         No widzisz?- okularnik zwrócił się do swojego kolegi, po czym oboje spojrzeli na mnie i krzyknęli jednocześnie: - Że co?!
-         Z-zdejmij koszulkę!- rozkazała trenerka.
Spojrzałem na nią, nieco zaskoczony, ale wykonałem polecenie. Zdjąłem z siebie biały t-
shirt i wyprostowałem się. To był pierwszy raz, kiedy stałem bez koszulki przed taką widownią. Czułem się dość skrępowany, ale nie chciałem podpaść trenerce już pierwszego dnia, nie wykonując jej rozkazów.
Dziewczyna wpatrywała się we mnie, z każdą chwilą coraz bardziej zaskoczona otwierając
usta. W końcu kazała mi się ubrać, tak samo jak i reszcie. Odwróciła się od nas plecami, zapisując coś na kartkach.
-         D-dobrze, czas rozpocząć trening!- powiedziała.- Na początek zróbcie dziesięć okrążeń po boisku!
-         Tak jest!- krzyknęliśmy jednocześnie, po czym wszyscy ruszyliśmy posłusznie do biegu.
Zerknąłem ukradkiem na dziewczynę, jednak ta miała nieodgadniony wyraz twarzy.
Zastanawiałem się, jaki cel miała ta mała rozbieranka przed nią?
-         Serio byłeś w Kiseki no Sedai?- zagadał jeden z moich rówieśników, zrównując się do mojego tempa.
-         Oh...tak.- Skinął głową.
-         I grałeś z nimi w meczach?!- niedowierzał drugi, również do nas dołączając.
-         Zgadza się.- Ponownie skinął głową.
-         Niesamowite! Byłem na kilku ich meczach i jakoś nie mogę sobie ciebie przypomnieć!
-         Ja tak samo!
-         Cóż...nie rzucam się zbytnio w oczy – mruknąłem, ale chłopcy zajęli się już ożywioną rozmową między sobą nawzajem, więc przyspieszyłem kroku, by ich wyprzedzić.
Przed sobą dostrzegłem chłopaka o dziwnych brwiach, – Kagamiego – który
przyglądał mi się przez chwilę. Widzą jednak, że i ja patrzyłem na niego, zrobił dziwną minę i odwrócił się, skupiając na biegu.
Przełknął lekko ślinę. Co jest grane? W tym chłopaku zdecydowanie było coś dzikiego.
Coś, co odpychało, ale jednocześnie przyciągało mnie do niego z niesamowitą siłą.
Kiedy wcześniej stałem obok niego, miałem chwilę, by przyjrzeć się jego muskularnej
sylwetce. Był naprawdę dobrze zbudowany. Jego mięśnie rysowały się wyraźnie pod lekko opaloną skórą, można było dostrzec niemalże każde ścięgno z osobna. Sylwetka idealna dla profesjonalnego sportowca. A przecież chłopak był licealistą, w dodatku był w tej samej klasie, co ja.
            Kiedy skończyliśmy okrążenia, musieliśmy zrobić jeszcze 50 przysiadów i 40 pompek. Po tej rozgrzewce byłem już dość zmęczony. Nie mogąc się powstrzymać, od czasu do czasu zerkałem na mojego kolegę. Kagami, nie dosyć, że skończył ćwiczyć o wiele szybciej niż reszta, to w dodatku w ogóle nie wyglądał na zmęczonego. Stał z rękoma opartymi na biodrach, patrząc w bok.
-         Kagami-kun, jesteś z Ameryki?- zagadnął jeden z pierwszoklasistów.
-         Ta – odparł chłopak, odwracając się do nich.
-         Niesamowite! A więc uczyłeś się u źródła, co?
-         Można tak powiedzieć – mruknął. Najwyraźniej nie był zbyt towarzyską osobą.
-         Hoo, zazdroszczę ci! Sam chciałbym zwiedzić trochę świata! Gdzie dokładnie byłeś?
-         Los Angeles.
-         Wow, nieźle!
-         Tylko pozazdrościć, cholera!
-         Pewnie mnóstwo tam ładnych dziewczyn, co?
Kagami jednak przestał już im odpowiadać. Nie mając się czym zająć, zaczął robić
dodatkowe pompki. Nim podeszła do nich trenerka wraz z kapitanem, by powiedzieć, co dalej, zdążyłem w myślach naliczyć mu 55 pompek.
            Po rozgrzewce w końcu mieliśmy zacząć grać krótki mecz, na początek trzech na trzech między pierwszorocznymi. Miało to na celu pokazać, na jakim poziomie są nasze umiejętności. Przyglądając się Kagamiemu, który gnał po boisku z niesamowitą prędkością, zwinnie omijając wszystkich przeciwników, zastanawiałem się, czy to tylko moja wyobraźnia, czy on naprawdę byłby w stanie mi pomóc.
            Obrałem sobie w końcu jeden, główny cel. Jednak z moim talentem, jeśli nie mam kogoś, za kim mógłbym podążać, nie uda mi się go spełnić. A ktoś taki jak Kagami – silny, szybki, zwinny i przede wszystkim utalentowany...
            Bo on zdecydowanie coś w sobie miał. Głęboko ukrytego, jeszcze nie rozwiniętego do granic możliwości. To zaledwie zalążek tego, co naprawdę mógł pokazać. Wyczuwałem to, jak nigdy dotąd. Od jego ciała biło intensywne ciepło emanujące niesamowitą siłą.
            Czy to właśnie on? Czy będzie w stanie mi pomóc?
            Musiałem się o tym przekonać.

***

            Ponieważ było to nasze pierwsze spotkanie i zarazem pierwszy trening, jak powiedziała trenerka, Riko Aida, mieliśmy dość łagodne zadania. Mimo to, skończyliśmy dopiero późnym wieczorem, kiedy na dworze zdążyło zrobić się już ciemno.
            Po szybkim prysznicu ubrałem się i wyszedłem ze szkoły w towarzystwie moich kolegów. Nikt jednak nie zwracał na mnie szczególnej uwagi – znów szybko zapomnieli o mojej obecności.
            W drodze do domu mijałem jedną z restauracji Maji Burger, serwującą fast-foody. Często wpadałem tam na shake’a waniliowego, również i tego dnia nie mogłem odmówić sobie tej małej przyjemności.
            Z cichym westchnieniem opadłem na swoje stałe miejsce, przy oknie. Odłożyłem torbę na ziemię, po czym, sącząc spokojnie shake’a, wyglądałem na zewnątrz, przyglądając się przechodniom.
            O tej porze nie było tu zbyt wiele ludzi, mogłem więc skupić się na swoich myślach. Tak jak się spodziewałem, Seirin było naprawdę sympatyczną szkołą. Koledzy z drużyny również okazali się być całkiem przyjaźni, nawet jeśli od czasu do czasu wpadali na mnie, trącali, lub po prostu zapominali, że stoję tuż obok.
            Dobrze, że zdążyłem się do tego przyzwyczaić...
            Nagle usłyszałem szuranie krzesła. Odwróciłem głowę, nieco zaskoczony. Jak się okazało, do mojego stolika dosiadł się Kagami Taiga. Położył przed sobą tacę z górą hamburgerów, rozpakował jednego i, biorąc potężny kęs, wyjrzał przez okno.
            Przyglądając mu się z ciekawością, spokojnie popijałem zimny napój. Po kilku sekundach chłopak w końcu odwrócił wzrok i, widząc mnie, zakrztusił się.
-         C...co ty tu...?- stęknął, uderzając się pięścią w klatkę piersiową.- Od kiedy tu siedzisz?!
-         Już od jakiegoś czasu – odparłem spokojnie.- Przyglądam się ludziom.
-         Przyglądasz się...ludziom?- Kagami spojrzał na mnie sceptycznie, ale nie skomentował nic więcej.- Co za różnica...pójdziesz gdzieś ze mną, jak skończę jeść.
-         Ciągle rośniesz, co?- mruknąłem, patrząc na stertę hamburgerów.
-         Hm?- Kagami najwyraźniej nie dosłyszał.
Pokręcił tylko głową.
-         Więc...jesteś z tego całego Kiseki no Sedai, co?- mruknął Kagami, pochłaniając kolejną bułkę.
-         Zgadza się – odparłem.
-         Słyszałem o tym od trenerki – powiedział po kilku następnych hamburgerach.
-         Rozumiem.
Zapadła cisza. Kagami w rekordowym tempie pochłonął około 20 hamburgerów, po czym
wstał od stołu, patrząc na mnie znacząco. Ponieważ nie zdążyłem jeszcze wypić swojego shake’a, wziąłem go do ręki, zabrałem torbę, a następnie udałem się za kolegą.
-         Dokąd idziemy?- zapytałem, kiedy wyszliśmy z restauracji.
-         Na boisko – odpowiedział Kagami, jakby to było oczywiste.
Nie powiedział nic więcej. Szedłem w milczeniu za nim, wpatrując się w jego szerokie
plecy. Nawet przez szkolny mundurek można było dostrzec te niesamowite mięśnie. Spuściłem wzrok, nieco zawstydzony. O czym ja myślę? Przecież do tej pory nigdy nie zwracałem uwagi na wygląd! Dlaczego więc ten chłopak tak przyciągał moje spojrzenie? Dlaczego moje serce biło odrobinę mocniej, kiedy patrzyłem na te muskuły?
            Doszliśmy do niewielkiego boiska. Kagami stanął pod koszem, odrzucił na ziemię swoją torbę i spojrzał na mnie uważnie.
-         Co ty, do cholery, ukrywasz?
Ukrywam?
      Zmarszczył swoje śmieszne brwi i patrzył na mnie tym dzikim wzrokiem. Poczułem, że
robi mi się trochę duszno.
      Przestań.
      Przestań tak patrzeć!
-         Do drugiej klasy gimnazjum byłem w Ameryce – powiedział nagle.- Kiedy tylko wróciłem, byłem wręcz zszokowany tym, jak niskie są tutaj standardy, jeśli chodzi o grę w kosza. Nie jestem tutaj, by grać w koszykówkę dla zabawy!- spojrzał na mnie twardo, a ja przełknąłem odruchowo ślinę.- Pragnę grać dużo poważniejsze mecze, które naprawdę mnie rozpalą!
Słowo „rozpalą” odbiło się kilka razy w mojej głowie. Miał niesamowicie męski, czysty
głos. Nawet jeśli spędził tyle czasu w Ameryce, jego akcent się nie zmienił.
Wiatr zawiał za moimi plecami, wprawiając liście drzew w ruch. Otaczał nas dźwięk ich
cichego szelestu. Wpatrywałem się w Kagamiego uważnie, on również nie odwracał ode mnie wzroku.
-         Słyszałem o tobie – powiedział już spokojnie.- I doszły mnie też słuchy o ponoć niesamowicie silnym Pokoleniu Cudów z naszego roku. Byłeś w tej drużynie, prawda?
Znów przełknąłem ślinę, nie odzywając się.
-         Jestem całkiem dobry w ocenianiu siły swoich przeciwników – kontynuował Kagami, zakręcając piłkę na palcu wskazującym prawej ręki.- Ludzie, którzy potrafią coś osiągnąć, pachną inaczej niż reszta.- rzucił ją w moją stronę z dość dużą siłą, jednak złapałem ją, tylko odrobinę się odchyliwszy.- Ale z tobą jest coś nie tak. Słabi powinni emanować słabością, ale ty nie emanujesz niczym. Twoja siła nie ma zapachu. Pozwól mi zobaczyć – powiedział.- Pokaż mi, jak silne w rzeczywistości jest Kiseki no Sedai!
Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, miał w sobie mnóstwo drapieżności. On
naprawdę był jak dzikie zwierze. Powinienem się chyba przestraszyć, jednak jedyne, co czułem, to podekscytowanie.
Oto właśnie on. Silny, z ambicjami, który dąży do celu. Nie dla zabawy. On ma marzenie.
Widać to w tych jego dzikich oczach. W jego pewnych siebie ruchach, w całej sylwetce. Wiedziałem już, że z jego pomocą będę w stanie pokonać ich.
            Pokonać Kiseki no Sedai.
-         Cóż za zbieg okoliczności – odezwałem się w końcu, chwytając za zamek swojej kurtki.- Też miałem ochotę z tobą zagrać. Jeden na jednego.- Zdjąłem z siebie kurtkę i odrzuciłem ją na swoją torbę.
Jego spojrzenie się zmieniło. Uśmiech znikł, ale tylko na moment. Po chwili wrócił na jego
twarz, a oczy wyglądały teraz, jak te u szaleńca. Dzikie spojrzenie, pełne nieopisanej radości z wyzwania, jakie przed nim stanęło.
-         Zaczynajmy!- powiedział.
Kiwnąłem lekko głową. Kiedy i on zdjął z siebie kurtkę i odrzucił ją na torbę, stanął przede
mną na lekko ugiętych nogach. Podałem mu piłkę, by mógł rozpocząć nasze one-on-one i sam ustawiłem się w pozycji obronnej, gotów odeprzeć jego ataki.
Musiałem sprawdzić, jak bardzo jest silny.
Zaczął kozłować. Wpatrywał się przy tym we mnie uważnie, z pewnością oceniając
możliwość moich ruchów. Po chwili ruszył na mnie z dużą szybkością. Nim zdążyłem wyciągnąć rękę, by zatrzymać piłkę, on już wyskoczył, trafiając do kosza.
Świetnie. Jest dość szybki i podczas gry zachowuje trzeźwy umysł. Ocenia przeciwnika.
Po dwóch kolejnych wsadach nie zabrał piłki z pod kosza. Chwyciłem więc ją i tym razem
to ja byłem atakującym. Kozłując, przypatrywałem się mu uważnie. Nim się zorientowałem, odebrał mi piłkę i wykonał kolejny rzut. Znów to on był atakującym, ale tym razem to ja ruszyłem pierwszy, by odebrać mu piłkę. Wyminął mnie szybko i zwinnie, zdobywając kolejne punkty.
Wraz z kolejnymi celnymi rzutami, jego szybkość jednak malała. Śledziłem wzrokiem
piłkę, ale raz napotkałem jego spojrzenie. Patrzył w moje oczy – był jakby zdziwiony.
Znów wykonał wsad. Zabrałem piłkę i pobiegłem z nią pod kosza. Już miałem rzucić ją,
kiedy nagle wyrósł przede mną jak spod ziemi i, zupełnie od niechcenia, na wyprostowanych nogach, machnął ręką, odbijając piłkę.
-         Oh – mruknąłem, biegnąc po nią. Zdążyłem się już trochę zmęczyć, podczas gdy on nadal równomiernie oddychał.
Złapałem piłkę, która potoczyła się pod ścianę, ale kiedy się odwróciłem, zobaczyłem, że
Kagami nadal stoi w miejscu. Chyba już miał dość. Podbiegłem do niego z piłką i stanąłem przed nim, zadzierając głowę do góry. Był ode mnie wyższy o głowę.
-         Chyba sobie ze mnie żartujesz, draniu – powiedział.- Słuchałeś mnie w ogóle?!- nagle zaczął się wydzierać.- Jak bardzo musisz przeceniać własne umiejętności, myśląc, że możesz mnie pokonać?! Nie mogę uwierzyć w to, że tak arogancko mnie wyzywałeś!- wskazał na mnie oskarżycielsko palcem.
-         Niemożliwe – powiedziałem, zaskoczony.- Kagami-kun, oczywiście, że jesteś ode mnie silniejszy. Wiedziałem to od samego początku.
Kagami nagle chwycił za kołnierz mojej koszuli i uniósł mnie do góry, przybliżając do
siebie. Jeszcze parę centymetrów i nasze nosy by się ze sobą stykały. Mimo tej sytuacji, nie czułem się zdenerwowany.
-         Prosisz się o bójkę?!- krzyknął.- Co ty, do diabła, wyprawiasz?!
Nie czułem się może zbyt komfortowo, wisząc w powietrzu, ale odezwałem się
spokojnym, opanowanym tonem:
-         Chciałem na własne oczy zobaczyć, jak dobry jesteś, Kagami-kun.
-         Co?- zapytał, puszczając mnie. Westchnął głośno, łapiąc się za głowę.
Patrzyliśmy na siebie przez krótką chwilę. Spojrzałem na piłkę, którą wciąż trzymałem w
rękach.
-         Emm...- mruknąłem, unosząc ją w znaczącym geście.
-         Wystarczy – powiedział Kagami, najwyraźniej już uspokojony.- Nie jestem zainteresowany słabymi.
Nie odezwałem się na to. Śledziłem go wzrokiem, jak podchodzi do swojej torby i bierze
ją do ręki. Drugą chwycił kurtkę i zarzucił ją sobie na ramię.
-         Pozwól, że powiem ci jeszcze jedną rzecz – powiedział, odwracając się do mnie. Pierścień zawieszony na srebrnym łańcuszku zwisającym z jego szyi zalśnił delikatnie w świetle latarni.- Powinieneś zrezygnować z koszykówki. Nieważne jak bardzo smutna jest to rzeczywistość, ale samymi chęciami nie wygrasz z naturalnym talentem. Nie masz talentu do koszykówki.
Odwrócił się do mnie plecami, chcąc odejść.
-         Nie mogę się z tym zgodzić – powiedziałem, na co zatrzymał się.
-         Co?- zapytał, patrząc na mnie przez ramię.
Podszedłem do ławki, na której pozostawiłem swoją torbę i złożoną w schludną kostkę
kurtkę. Odłożyłem piłkę.
-         Po pierwsze: kocham koszykówkę – powiedziałem.- I nie podzielam twojej opinii. Nie obchodzi mnie, kto jest silny, a kto słaby.
-         Coś ty powiedział?- warknął Kagami.
-         Nie jestem taki, jak ty... Jestem cieniem.
-         Cieniem?- mruknął Kagami, patrząc na mnie niepewnie.- Tsk. Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Lepiej dobrze to wszystko sobie przemyśl.
To mówiąc, zabrał swoją piłkę pod ramię i odszedł, pozostawiając mnie samego na
boisku.
A ja zdecydowałem.
Muszę pokazać mu, co znaczy być cieniem.


***

            Deszcz padał już nieprzerwanie od kilku godzin. Przez tę fatalną pogodę zajęcia trochę się dłużyły. Mimo, że ja i Kagami byliśmy w tej samej klasie, kiedy go mijałem i się z nim przywitałem, minął mnie obojętnie. Możliwe, że nie chciał ze mną rozmawiać, ale z drugiej strony równie dobrze mógł mnie po prostu nie zauważyć.
            Trening także odbywał się dzisiaj na sali gimnastycznej, chociaż początkowo w planach mieliśmy wyjść na zewnątrz. Ponieważ po podstawowej rozgrzewce zostało nam jeszcze sporo czasu, nasza trenerka zaproponowała nam mini-mecz 5 na 5: pierwszoklasiści kontra drugoklasiści.
-         Mini-mecz?- powtórzył jeden z pierwszaków.- Przeciwko drugoklasistom?!
-         Ah, no tak, w zeszłym roku, będąc w składzie samych pierwszoklasistów, dostali się do finałów eliminacji!- zawołał cicho drugi.
-         Poważnie?!
-         To nie jest normalne...!
-         Nie ma się czego bać – powiedział Kagami, wzruszając ramionami i uśmiechając się tym swoim wyjątkowym, drapieżnym uśmiechem.- Zawsze lepiej jest grać przeciwko silniejszym przeciwnikom, niż słabszym! Zaczynamy!- dodał, ruszając.
Westchnąłem cicho. Doprawdy, jak bardzo był pewny siebie, skoro zachowywał się
niemalże jak nasz lider...?
-         Ustawić się!- zawołała trenerka.
Kagami stanął naprzeciwko jednego z drugoklasistów, Mitobe Ryuunosuke, o ile dobrze
zapamiętałem jego imię. Kiedy rozległ się głośny gwizd, oboje wyskoczyli, jednak to ten
młodszy pierwszy dotknął piłkę, rzucając ją w naszą stronę. Złapał ją Kawahara, chłopak z krótko przystrzyżonymi włosami o szarym kolorze. Ruszył do przodu, a drugoklasiści stanęli przed nim murem. Jeden z nich, o kocich ustach, podskoczył, chcąc zatrzymać piłkę, którą Kawahara właśnie wyrzucił, jednak ta i tak zdołała ominąć ich wszystkich i trafiła w ręce Kagamiego, który stał za nimi. Ruszył szybkim biegiem do kosza i wykonał imponujący wsad, rycząc przy tym niczym lew i omal nie miażdżąc stojącego pod koszem Mitobe.
-         Ten wsad był niesamowity – usłyszałem komentarz Kawahary.
-         Super...- mruknął jego przyjaciel, Furihata.
Po kilku kolejnych niezwykłych zagraniach Kagamiego, nasz rocznik prowadził 11 do 8.
Byłem w niego tak zapatrzony, że w pewnym momencie, kiedy piłka trafiła w moje ręce, nie wiedziałem, co z nią zrobić. Rozejrzałem się, zdezorientowany, a w tym czasie Izuki-senpai wybił mi ją, podając do stojącego niedaleko mnie Koganei-senpaia. Ten chwycił ją i podał dalej.
-         Ogarnij się!- usłyszałem, że ktoś do mnie krzyczy.
Przełknąłem nerwowo ślinę. Nie powinienem tak się w niego wpatrywać. Jednak widząc,
z jaką pasją gra, z jaką energią...nie mogłem oderwać od niego wzroku. Był spocony i nabuzowany, ciągle krzyczał, wyładowując się na otoczeniu.
Mitobe dobiegł do kosza i przechwycił podanie od Izukiego. Skoczył z piłką do kosza,
jednak w tym samym momencie zjawił się tam również Kagami. Jego skok był jeszcze wyższy, niż Mitobe, dlatego też udało mu się odtrącić mu piłkę. Nie otrzymali punktów.
Z każdą kolejną minutą walka coraz bardziej się zaostrzała. Drugoklasiści przeszli do
ofensywy, blokując Kagamiego aż we trzech. Bez jego pomocy my, pierwszaki, nie mieliśmy zbytnich szans przeciwko nim. W rekordowym wręcz tempie starsi wybili się na prowadzenie, podwajając nasz wynik. Teraz prowadzili 31 do 15.
-         Są dobrzy – wysapał jeden z moich kolegów, Fukuda.
-         Nie ma mowy, abyśmy to wygrali – również Kawahara stracił najwyraźniej nadzieję.
-         Już mam dosyć – dołączył się Furihata.
I to właśnie on został brutalnie chwycony za koszulkę i uniesiony do góry przez
Kagamiego. Patrząc na nich, przypomniałem sobie podobną sytuację, która nie tak dawno przytrafiła się mnie. Widząc przerażenie Furihaty, szczerze mu współczułem.
-         Dosyć?! O czym ty, do diabła, mówisz?!- wrzasnął Kagami.
Westchnąłem cicho, po czym zaszedłem go od tyłu i uderzyłem swoim kolanem w jego
zgięcie w kolanie. Dzięki tej prostej sztuczce Kagami puścił naszego kolegę i zamarł w miejscu. Jego ciało zatrzęsło się delikatnie.
-         Uspokój się, proszę – powiedziałem.
-         Draniu...- zawarczał Kagami, odwracając się do mnie ze wzrokiem pełnym nienawiści.
Tego się spodziewałem... Kagami był stanowczo zbyt nadpobudliwy. Nie dość, że łatwo
go było zdenerwować, to w dodatku...aż ZA łatwo było go zdenerwować...
-         Ty draniu! Prosisz się, żebym ci przywalił, prawda?!- warczał na mnie, niczym zwierz.- Proszę bardzo, a z chęcią ci przywalę!
Zamierzył się na mnie, ale zdołałem z łatwością odskoczyć w bok, unikając jego ciosu.
Zamachnął się drugą ręką, ale również zdołałem uciec od ciosu. Kiedy jednak sięgnął po mnie i znów uniósł mnie ku górze, grożąc pięścią i wykrzykując obelgi, już nie mogłem nic zrobić, jak tylko wpatrywać się w jego twarz.
Właściwie, kiedy się denerwował, wyglądał całkiem uroczo...Poza tym, jego głos nabierał
wtedy siły i był...jakby to nazwać...
Seksowny?
Rany...o czym ja myślę?
Kiedy znowu zamachnął się ręką, do akcji wkroczyli moi trzej koledzy. Kawahara, Furihata i Fukuda, razem chwycili Kagamiego i starali się go przetrzymać, kiedy ten rzucał się wręcz całym ciałem, by tylko mnie uderzyć.
-         Dobra, wystarczy!- krzyknęła Riko-senpai.- Kagami-kun, uspokój się, albo zejdziesz z boiska! Wracamy do meczu!
Jej głos drżał nieco, jakby była czymś odrobinę przestraszona. Spojrzałem na nią i ze
zdziwieniem spostrzegłem, że mi się przypatruje. Czyżby się bała, że Kagami mi coś zrobi?
Mniejsza z tym. Czas wkroczyć do akcji i pokazać temu dzikiemu zwierzęciu, na czym
polega mój talent.
-         Przepraszam – powiedziałem do stojącego za mną Fukudy.- Czy mógłbyś podać do mnie piłkę?
Nie czekając na odpowiedź, przeszedłem na środek boiska. Fukuda, który był teraz przy
piłce, szedł kawałek przed siebie, cały czas broniony przez Tsuchidę-senpai’a. Na szczęście jednak znalazł odpowiedni moment i podał mi piłkę. Szybko rozejrzałem się po boisku. Jest! Pod koszem przebiegał właśnie Furihata. Podałem do niego piłkę, ledwie ją muskając dłonią. Prócz niego pod koszem nie było nikogo innego. Złapał ją z łatwością. Widać było, że go to zaskoczyło, ale osłupienie nie trwało długo. Odwrócił się na pięcie i rzucił do kosza. Punkty dla nas.
Pochwaliłem sam siebie w duchu. Udało się. Jeśli wytrzymam w ten sposób do końca tej
kwarty, być może uda nam się wygrać. Przeciwnicy będą zaskoczeni i w końcu zapomną o kryciu Kagamiego. Wtedy będę mógł mu podawać, a dzięki temu, szybciej zdobędziemy punkty.
Teraz przy piłce był Kawahara. Bronił go drugoklasista Koganei. Obracając się do mnie,
spostrzegł mnie, uniosłem więc ręce, gotów odebrać piłkę. Rzucił, a kiedy ta była wystarczająco blisko, znów podałem dalej, tym razem do Fukudy, którego nikt nie bronił. Rzut za trzy punkty i nasza strata powoli się nadrabiała.
Kolejne szybkie podania do Furihaty, potem dwa razy do Fukudy, znów do Furihaty, a na
koniec, kiedy drugoklasiści skupili się na moich podaniach, prosto do Kagamiego. Przez chwilę stał z piłką w rękach, gapiąc się na nią, a potem ruszył do kosza, zatrzymał się kilka metrów przed nim i rzucił za trzy punkty. Teraz wynik wynosił 36:37.
W ostatnich sekundach meczu, kiedy piłkę miał Koganei-senpai i podał do Mitobe, zdążył
przechwycić ją Fukuda, podając prosto do mnie. Ponieważ nikogo innego nie było przede mną i miałem czystą drogę aż do kosza, ruszyłem szybko ku niemu. Za sobą usłyszałem krzyki i głośny tupot kilku par nóg.
-         Biegnij, Kuroko!- usłyszałem głos któregoś z nich.
Różnica jednego punktu!
Skoczyłem do kosza, rzucając piłką, jednak ta odbiła się od niego. Nie martwiłem się tym
jednak, ponieważ wiedziałem, że on pobiegnie za mną.
Kagami.
-         Dlatego nienawidzę słabych!- krzyknął, chwytając piłkę w locie i wykonując zgrabny wsad.- Musisz trafić do kosza, głąbie!
Uśmiechnąłem się lekko, po raz pierwszy od pewnego czasu. Wiedziałem, że mogę w
niego wierzyć!

***

            Po intensywnym treningu i przyjemnym, długim prysznicu, postanowiłem przejść się do Maji Burgera na shake’a. Przestało już padać, nawet pojawiło się słońce, jednak teraz było w trakcie zachodu.
            Znów usiadłem na swoim ulubionym miejscu. Mimo zmęczenia, byłem usatysfakcjonowany. Pokazałem wszystkim, że nie jestem do niczego, jeśli chodzi o koszykówkę i potrafię się do czegoś przydać. Myślę też, że do pewnego stopnia zyskałem również w oczach Kagamiego.
            Odłożyłem shake’a.
            Zyskałem w jego oczach, co?
            Wyjrzałem na zewnątrz, przyglądając się przechodniom, spacerujących ulicą. W pamięci wciąż miałem ten drapieżny, a jednocześnie całkiem miły uśmiech Kagamiego po zakończonym meczu. Wygraliśmy. Widziałem tę jego radość w tych dzikich oczach.
            Uśmiechnąłem się do siebie. Ten chłopak naprawdę mnie przyciągał. Może to przez jego ambicje, a może przez sam wygląd. Czyżbym lubił takich dzikusów...?
            Niemożliwe. W końcu moja pierwsza miłość w gruncie rzeczy była zupełnie inna. Przynajmniej na początku...
            Usłyszałem szuranie krzesła. Odwróciłem głowę i zobaczyłem nikogo innego, a samego Kagamiego. Znów ze stertą hamburgerów na tacy. Usiadł przy moim stoliku, nie widząc mnie, odłożył na ziemię torbę i zabrał się do jedzenia. Przynajmniej tym razem szybciej mnie zauważył, jednak i tak, jak i poprzednio, zakrztusił się.
-         Skąd ty się wziąłeś?!- zapytał.- W ogóle, co ty wyprawiasz?
-         Pierwszy tutaj siedziałem – powiedziałem.- Lubię stąd shake’i waniliowe.
Kagami prychnął, jakby rozbawiony.
-         Idź gdzie indziej – zażądał.
-         Nie chcę – mruknąłem ze słomką w buzi.
-         Jeśli ktoś nas zobaczy, pomyśli, że jesteśmy przyjaciółmi!
-         Ja tutaj przeważnie przesiaduję – odparłem.
Kagami westchnął cierpiętniczo. Spuściłem wzrok. Nie chciałem stąd iść. Właściwie to
chciałem z nim porozmawiać. O czymkolwiek. Miałem wrażenie, że nie byłoby źle zaprzyjaźnić się z nim.
Nagle zobaczyłem lecącego w moim kierunku hamburgera. Złapałem go w locie i
spojrzałem pytająco na mojego kolegę.
-         Weź – powiedział, wyglądając przez okno.- Nie lubię osób, które są do bani w koszykówkę.- Uśmiechnął się delikatnie.- Ale zasłużyłeś na jednego.
Błagam, powiedz, że jesteś gejem – miałem ochotę to wręcz wykrzyczeć, kiedy z bijącym
sercem wpatrywałem się w jego usta. Ten uśmiech...widziałem go po raz pierwszy i byłem pewien, że szybko za nim zatęsknię.
-         Dziękuję – powiedziałem, również się uśmiechając.
-         Spoko – Kagami wzruszył ramionami, zabierając się za swój posiłek.
-         Zawsze tyle zamawiasz?- zagadnąłem.
Kagami najpierw rozejrzał się niepewnie po restauracji, nim udzielił mi odpowiedzi:
-         Ta. W końcu jeszcze dojrzewam, a gdyby tego było mało, uprawiam dużo sportu. Szybko spalam kalorie, więc muszę dbać o poziom energii.
-         Fast-foodami?- mruknąłem.
-         Nie jem ich codziennie – powiedział Kagami z ustami pełnymi hamburgera.- Tylko jak naprawdę mam ochotę, albo jestem bardzo głodny.
-         W szkole też masz spore śniadanie – uśmiechnąłem się lekko, a po chwili zdałem sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałem.
Kagami patrzył na mnie przez chwilę, po czym zarumienił się lekko.
-         J-jak mówiłem, dojrzewam – wymruczał niewyraźnie.- A ty co, przyglądasz mi się w szkole...?
-         Mówiłem, że lubię przyglądać się ludziom – wybrnąłem gładko, nie pokazując żadnych emocji na twarzy. Jednak w środku mnie to już inna sprawa. Rany, jak łatwo mogłem wpaść!
-         Ah, no tak – Kagami najwyraźniej uspokoiła ta odpowiedź.- A ty zawsze tylko shake’i? Powinieneś dużo jeść, żeby nabrać siły i nie padać jak martwy po małej rozgrzewce. No i przy okazji może trochę byś urósł.
-         Nie sądzę, bym miał jeszcze urosnąć – westchnąłem cicho.- Ile masz wzrostu, Kagami-kun?
-         Hmm?- Kagami pochłonął kolejnego hamburgera.- 190cm.
-         Ja mam 168cm.
-         Oh. Więcej, niż myślałem.
-         Ile mi dawałeś?
-         150cm.
-         Bez przesady – zmarszczyłem brwi, nieco zdenerwowany.
-         Żartuję, żartuję – wzruszył ramionami.- Myślałem, że masz coś koło 165cm.
Przypatrywałem się, jak w szybkim tempie znikają kolejne ciepłe bułki. Sam ledwie
tknąłem swoją, jednak udało mi się ją zjeść w tym samym czasie, co Kagami swoje.
Wyszliśmy razem na zewnątrz. Słońce zdążyło już zajść, a ponieważ z Maji Burgera do
swoich domów nie mieliśmy daleko, ruszyliśmy razem przez nocne miasto.
-         Jak bardzo silne jest to Pokolenie Cudów?- zapytał nagle Kagami.
Spojrzałem na niego z boku, popijając shake’a, którego znów nie zdążyłem dopić.
-         Gdybym grał teraz przeciwko nim, jakby mi poszło?
-         Zostałbyś od razu zniszczony – odparłem spokojnie.
-         Nie mogłeś tego ująć delikatniej?!- warknął Kagami.
-         Każdy z tej piątki geniuszy poszedł grać dla innej szkoły – powiedziałem.- Jedna z tych szkół będzie na szczycie.
-         Super – zaśmiał się Kagami. Stanęliśmy przed pasami, czekając na zielone światło. Spojrzałem na niego.- Właśnie coś takiego nakręca mnie najbardziej... Postanowiłem! Pokonam je wszystkie i stanę się najlepszym graczem w Japonii!
Patrzyłem na niego przez chwilę w milczeniu. Na jego twarzy gościł szczery, pewny siebie uśmiech. Wyglądał na takiego, co myśli, że jest niepokonany. Jednak gdyby teraz stanął przeciwko któremuś z moich starych znajomych...
-         Nie wydaje mi się, by to było możliwe – przyznałem.
-         Tsk! EJ!- krzyknął, patrząc na mnie ze złością.
-         Jeśli masz jakiś ukryty talent, no to może – powiedziałem. Zapaliło się zielone światło, przeszliśmy więc przez jezdnię. - Ale z tego co widziałem, nie dorastasz im nawet do pięt. Nie dasz rady zrobić tego sam.
Zatrzymałem się po drugiej stronie i poczekałem, aż Kagami do mnie dołączy. Mijające nas światła samochodowych reflektorów tworzyły cienie od naszych sylwetek.
-         Ja także postanowiłem – wyznałem mu.
-         Hm?
-         Jestem cieniem – powiedziałem cicho.- A im silniejsze światło, tym ciemniejszy cień, który jeszcze bardziej podkreśla blask światła. Będę cieniem twojego światła – spojrzałem na niego hardo.- I uczynię cię najlepszym graczem w Japonii.
Kagami spojrzał na mnie zdziwiony. Po chwili jednak uśmiechnął się lekko.
-         A to ciekawe. Rób co chcesz – powiedział.
Uśmiechnąłem się do niego.
-         Dam z siebie wszystko!
Kagami znów się roześmiał i pokręcił głową.
-         Do zobaczenia, cieniu – mruknął, odwracając się. Uniósł rękę w geście pożegnania.- Uważaj, jak będziesz przechodził przez jezdnie. Jeszcze jakiś kierowca cię nie zauważy!
Westchnąłem cicho, wpatrując się w jego oddalającą się sylwetkę.
Nie lubiłem patrzeć na odchodzących ode mnie ludzi.
Odwróciłem się szybko i poszedłem w swoją stronę. Czas wracać do domu i przygotować
się na kolejny dzień.
            






Rozdział Drugi

7 komentarzy:

  1. Aj ten tygrysek, taki groźny <3 W sumie jest to samo co w anime, ale tutaj podoba mi się bardziej bo z perspktywy Kuroko i yaoi <3 Czekam na kolejny rozdział i twój wspaniały humor ;D Pozdrawiam i weny zycze !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest, z założenia właśnie miało być dokładnie takie samo jak anime i manga, nic się tu nie zmienia prócz tego drobnego yaoistycznego szczegółu :D Od czasu do czasu jednak planuję napisać osobne wątki, które nie były w anime, żeby troszkę urozmaicić opowiadanie :)
      Dziękuję i również pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. Podoba mi się pnarracja Kuroko. Tak jak napisała moja poprzedniczka, właściwie to samo co w anime, ale naprawdę dobrze napisane ^^ I jeszcze yaoi, mmmm :3 Rany, podziwiam, bo nie wiem czy mi by się chciało ;-;
    Uwielbiam rozmowę Kuroko z Kagamim, kiedy Tetsu mówi, że będzie jego cieniem. Przewijałam tę scenę mnóstwo razy w anime, tak jak teraz czytałam ją kilka razy xD A więc, cóż mogę powiedzieć więcej? Czekam na kolejne rozdziały~! :D I
    Pozdrawiam, życzę dużo weny oraz czasu~! :3
    Ahh i oczywiście będzie to KagaKuro, co nie? ^^ Taaak, lubię ten paring ^^ Zauważyłam, że uwielbiam niemal wszystkie paringi z Kuroko O.O KagaKuro, AkaKuro, nawet ostatnio polubiłam AoKuro... ;-;
    Aha, no i dziękuję za linka do przetłumaczonej powieści No.6! Nie wiedziałam nawet, że jest! Bardzo, bardzo dziękuję <3 Lecę czytać, yaaay *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co! Śmiało, dziel się tym linkiem z innymi, im więcej osób to przeczyta, tym lepiej <3 W końcu manga i anime są na podstawie tej powieści, to trzeba znać! XD
      Ja również uwielbiam paringi z Kuroko <3 Bo Kuroko nadaje się do każdego głównego bohatera, no, może prócz MuraKuro i MidoKuro, tych dwóch totalnie nie ogarniam xD
      Iii tak, zgadza się, to opowiadanie będzie KagaKuro, ale nie tylko, w końcu w drugim odcinku pojawia się pewien przystojny blondyn, którego często paringują z ciemnoskórym przystojniakiem :)
      Dziękuję i pozdrawiam cieplusio! ^^
      ~Yuuki

      Usuń
  3. "Proszę, powiedz że jesteś gejem!"
    JEBŁAM XD
    Best troll ever, swoją drogą, zarąbiasty pomysł z ukazaniem opo z punktu widzenia Tetsu. A jego dziki tygrysek taki rawrrrr....:3
    Mam nadzieję na jak najszybszą część drugą:D
    Pozdrowionka i weny życzę :*
    ~Ryu

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam poczekać aż skonczysz pisać pierwszy sezon. Nie moglam się, jednak, powstrzymac. Obejrzałam wczoraj, po raz kolejny, pierwszy sezon i teraz czas na twoje opowiadanie.
    Rozdział bardzo dobry. I ten dziki Kagami też mi się podoba.
    Klikam Rozdział Drugi.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. " Błagam, powiedz że jesteś gejem ! "
    Wpędziłaś Mnie i mają zacną trumnę do grobu :D
    Dzięki CLD Bardzo polubiłam takie jakby adaptacje znanych już historii na sposób autora ( boshe, jakież to zacne słówka mi dzisiaj do główki przychodzą :> )
    Majestatyczne w chuj :^
    Pozdrawiam uzbrojona w kakałko :*
    A, pozjadałaś literki w niektórych słowach *^*

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń