Od pierwszego wejrzenia



Pierwszego dnia, kiedy niechcący walnąłem ją piłką do kosza prosto w głowę, a ta odwróciła się do mnie zaskoczona, pomyślałem, że jest śliczna i chciałbym ją poderwać.
Ale potem zobaczyłem, że jest płaska.
A na koniec, że to chłopak.
-         Uważaj trochę!
-         Przepraszam! – uśmiechnąłem się lekko.- Ah, czy to nie nasz sławny model, Kise-kun?- zapytałem, rozpoznając go.
Blondyn chyba nie miał humoru na pogawędki. Patrząc na mnie ze złością, bez słowa
rzucił mi piłką. Złapałem ją w locie, podziękowałem i wróciłem szybko na salę gimnastyczną.
Rany, dziwny gość. O co mu chodziło? Rozumiem, że mógł być zły, skoro dostał twardą piłką w łeb, ale przecież nie rzuciłem jej celowo!
-         Podaj do mnie!- krzyknąłem do jednego z kolegów mojej drużyny.
Kiedy tylko piłka wpadła w moje ręce, zacząłem kozłować ją, biegnąc w stronę kosza.
Wyminąłem zgrabnie paru graczy z przeciwnej drużyny i wykonałem wsad rodem z filmu amerykańskiego.
-         Świetne zagranie, Aomine!- krzyknął Sagawara, podbiegając do mnie.- Z dnia na dzień jesteś coraz lepszy, zazdroszczę ci twojego naturalnego talentu! Nie mógłbyś mnie czasem czegoś nauczyć...? Serio, gdybym tylko miał takiego nauczyciela jak ty, za jakiś czas...
Już miałem odmówić mu, kiedy nagle coś mnie podkusiło, żeby się odwrócić.
Osłupiałem.
W progu drzwi prowadzących na zewnątrz stał blondwłosy chłopak, gapiąc się na mnie
intensywnie z jakimś idiotycznym uśmieszkiem na twarzy. Poczułem dreszcz na plecach. Co jest...przyszedł się zemścić?!
-         Aomine? Aomine!
-         Yyy, co?- drgnąłem nerwowo, zerkając na Sagawarę.- Ah, czekaj chwilę, muszę coś załatwić!
Już odwróciłem się, by podejść do modela, ale okazało się, że zniknął.
O cholera...no teraz to już prawie popuściłem.
-         Aomine-kun, koniec treningu – usłyszałem czyjś spokojny głos.
-         Uah! Tetsu, nie strasz mnie tak!- krzyknąłem do mojego przyjaciela.
Znów pojawił się obok mnie zupełnie niespodziewanie. Serio, jak nie jedna zjawa, to
druga...
-         Na co tak patrzysz?- zapytał Kuroko.
-         Ah, nic...wydawało mi się, że stoi tam Kise...
-         Kise-kun?
-         Taa, no wiesz, ten model – machnąłem lekceważącą ręką, kierując się do szatni.
-         A co on miałby tutaj robić?
-         Przed chwilą niechcący walnąłem go piłką w głowę i...
-         Jesteś żałosny, Aomine-kun – stwierdził Tetsu, jak zawsze z poważną miną.
-         Kiedyś cię zabiję...- mruknąłem ponuro.- Idziemy na lody po szkole?
-         Nie mam nic przeciwko. Zabierzmy ze sobą resztę.
-         Taa, czemu nie.
Właśnie mieliśmy przejść przez drzwi prowadzące na mały korytarz, kiedy
przypomniałem sobie, że za nimi, po prawej stronie znajduje się krótki korytarz bez okien, prowadzący do magazynu z miotłami i innym sprzętem do sprzątania. Zatrzymałem się.
Było tam ciemno.
-         Aomine-kun?
-         Yyy...nikt tam nie stoi, prawda?- zapytałem niepewnie.
-         Gdzie?
-         No tam, po prawej...znaczy po twojej lewej...znaczy no, przy magazynie no!
Kuroko spojrzał w bok, lekko marszcząc brwi, a następnie westchnął cierpiętniczo i
spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
-         Aomine-kun, w domu śpisz przy zapalonym świetle, prawda?- mruknął.
-         NIE!- krzyknąłem, wkurzony.- Po prostu ot tak cię, zapytałem, o co ci chodzi?
Przeszedłem przez drzwi i spojrzałem hardo w lewo, będąc pewnym, że Kise nie
wyskoczy z ciemności z nożem w ręku.
Jak wielkie było moje przerażenie, kiedy nagle wysunęła się stamtąd blada postać o
morderczym spojrzeniu, wbitym, oczywiście, prosto we mnie.
Odskoczyłem do tyłu, uderzając plecami o ścianę i, łapiąc się za serce, dyszałem dziko.
-         A...A...Akashi!- krzyknąłem, spanikowany.- Z-Zawału idzie dostać!
-         Ta reakcja nie była zbyt uprzejma, Aomine – stwierdził Akashi, marszcząc brwi. Spojrzał na Tetsu.- Wyglądam jakoś niecodziennie?
-         Absolutnie codziennie, Akashi-kun – powiedział Kuroko.- Po prostu Aomine-kun ma dzisiaj jakieś odchyły od swoich zwyczajowych odchyłów.
-         To dopiero było niemiłe!- krzyknąłem w ich stronę, nieco się jednak uspokajając.
-         Coś cię trapi, Aomine?- zapytał Akashi, krzyżując ręce na piersiach.- Zawsze możesz przyjść do mnie i ze mną porozmawiać.
-         Yyy tak, jasne...przecież zawsze przychodzę do ciebie, kiedy mam problem!
-         No właśnie jeszcze nigdy do mnie...
-         My z Tetsu musimy już iść, nie chcemy spóźnić się na lekcje, to cześć!
Chwyciłem Kuroko za rękę i pognałem szybko w kierunku szatni. Nadal byłem trochę
zdenerwowany, ale z każdą chwilą, gdy oddalałem się od naszego kapitana, z jakiegoś powodu uspakajałem się.
Wpadliśmy do szatni i dopiero wtedy głęboko odetchnąłem powietrzem.
-         Możesz mi wytłumaczyć, co znaczył ten nagły napad, Aomine-kun?- zapytał Tetsu.
Spojrzałem na niego uważnie, zastanawiając się, czy mogę mu o wszystkim powiedzieć.
Pewnie mnie wyśmieje...
-         No bo widzisz...- zacząłem.- Nah, oglądałem wczoraj naprawdę niezły horror, i jakoś tak, wiesz...przestraszyłem się Akashiego.
-         Jesteś doprawdy marnym kłamcą – westchnął Tetsu, ściągając z siebie koszulkę.- Idę pod prysznic.
-         Taa, czekaj, ja też idę!
-         Nie widzę powodu, dla którego miałbym na ciebie czekać.
To mówiąc, zabrał ze sobą ręcznik i zniknął w drugim pomieszczeniu. Westchnąłem
głośno, ściągając z siebie koszulkę.
Serio, nie ogarniam ludzi z tej szkoły...

Kilka dni później usłyszałem, że Kise dołączył do drużyny.
-         Serio?- mruknąłem.
-         Mhm! Dziewczyny ciągle o nim plotkują – powiedziała Satsuki, popijając mleko z kartonika.- Jest przystojnym modelem, w dodatku dość sympatycznym. Sława robi swoje!
-         Hmm...i co, dobrze gra?- zagadnąłem. Na szczęście tamte przerażające chwile grozy z Kise miałem już za sobą, więc nie bardzo mnie obchodził.
-         Tak. Oh! To Seki-chan! Dai-chan, ja już będę szła! Widzimy się po szkole, papa!
-         Jasne – mruknąłem, patrząc za biegnącą ku przyjaciółce Satsuki.
Hmm...a więc dołączył do drużyny. Może tamtego dnia tak się na mnie gapił, bo
zainteresowała go koszykówka?
-         Zresztą, co mnie to – westchnąłem do siebie.- Im szybciej skończą się lekcje, tym szybciej zagram!

***

            Mecz treningowy właśnie dobiegał końca, dawałem więc z siebie wszystko, żeby zdobyć jak najwięcej punktów.
            Z chwilą, kiedy wykonywałem zgrabny wsad, na salę gimnastyczną weszła Satsuki z Kise u boku. Uwiesiłem się akurat na moment na koszu.
-         Satsuki, dlaczego Kise jest z tobą?- zapytałem.
-         Od dzisiaj będzie grał w pierwszym składzie – powiedziała.
Pierwszy skład?!
-         A dopiero zacząłeś, to niesamowite!- zawołałem do niego, zeskakując na ziemię.
Ten jednak nic mi nie odpowiedział. Wzruszyłem więc ramionami i skinąłem ręką do
kolegi z drużyny, by podał mi piłkę. Odebrałem ją i zacząłem biec w kierunku przeciwnego kosza.
-         Aomine-kun, widziałeś gdzieś Tetsu-kun?- zapytała Momoi.
-         Nie!- krzyknąłem w odpowiedzi.
Chciałem jeszcze zdążyć zaliczyć jednego kosza, ale tym razem mi się nie udało. Rozległ
się głośny gwizdek. Zakląłem cicho i zrobiłem kolejny wsad, ot tak, dla przyjemności.
-         W porządku, zaraz zagramy kolejny mecz, z naszym nowym kolegą, Kise – powiedział Nijimura.- Na razie macie dziesięć minut przerwy.
Większość chłopaków usiadła na ławce, ale ja wolałem wskoczyć na parę minut pod
prysznic. Już teraz byłem dość spocony, a co dopiero będzie po drugim meczu.
Pogwizdując cicho, udałem się do naszej szatni i rozebrałem. Ponieważ byłem sam, nie
przejąłem się nagością i zarzuciłem sobie ręcznik przez ramię. Zwykle zachowywałem trochę przyzwoitości i przewiązywałem go w pasie, ale skoro nie było tu nikogo poza mną, mogłem czuć się swobodnie.
Nie żebym miał jakieś kompleksy, czy coś.
Po kilkuminutowym, niesamowicie przyjemnym prysznicu, wróciłem do szatni z
ręcznikiem na karku i wpadłem wprost na...
-         Kise?
-         Aominecchi!- zawołał blondyn, patrząc na mnie roziskrzonymi oczami.
Chwycił mnie za dłoń swoimi dłońmi i ścisnął mocno, uśmiechając się szeroko.
-         Chciałem z tobą porozmawiać, Aominecchi!
-         Ao...co?! Co ty...?!
-         Nazywam się Kise Ryouta!- Model złożył przede mną ukłon, nie puszczając mojej dłoni. Zburaczałem na twarzy, kiedy jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojego przyrodzenia. Odsunąłem się szybko, ale blondyn nie chciał mnie puścić.- Bardzo miło mi cię poznać, Aominecchi!
-         Czekaj, o co ci chodzi?! Puść mnie, człowieku! I nie nazywaj mnie tak, do cholery, co to ma być?!
-         Ah, wybacz, ubierz się ze spokojem – powiedział Kise, zerkając na moje krocze.- Wow, widzę, że nie tylko twoje zdolności w koszykówce są takie niesamowite! Wybrałem sobie doskonałego rywala!
-         Co?- Nic z tego nie rozumiałem.- O co ci chodzi, możesz mi powiedzieć?- niemalże krzyczałem, ubierając się pospiesznie w czysty dres i koszulkę.
-         Aominecchi, bo wiesz, ja cię bardzo podziwiam!
-         Eh?!- Odwróciłem się do niego, zszokowany i wytrzeszczyłem na niego oczy.- Ż-że co?!
-         Odkąd tylko cię zobaczyłem, tego dnia, kiedy uderzyłeś mnie piłką w głowę!- Kise pokiwał szybko głową.- Poszedłem za tobą, bo byłem ciekaw, jak sobie radzi klub koszykówki i wtedy cię zobaczyłem! To było niesamowite uczucie, po prostu strzeliło mnie od pierwszego wejrzenia?!
-         Ty...dobrze się czujesz, Kise?- zapytałem.
-         Hm? Tak, bardzo dobrze. Dziękuję za troskę, Aominecchi!
-         Przestań mnie tak nazywać...
-         Ah, mówię tak do osób, które podziwiam!
Zamknąłem swoją szafkę i westchnąłem ciężko. Spojrzałem kątem oka na blondyna.
Wpatrywał się we mnie z uśmiechem, robiąc wielkie oczy. Przełknąłem nerwowo ślinę. Co jest grane, do cholery? Dlaczego wpatruje się we mnie jak ja w Horikite Mei, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy?
-         Wracam na boisko...- mruknąłem, kierując się ku drzwiom.
-         Ah, ja też! Wróćmy razem.
Znowu westchnąłem, powoli męcząc się jego obecnością. Wyszedłem z szatni i udałem
się na salę gimnastyczną, w towarzystwie wciąż uśmiechającego się szeroko Kise.
-         Jesteś za blisko – mruknąłem, kiedy blondyn zaczął ocierać się ramieniem o moje ramię.
-         Aominecchi, ile masz wzrostu?
-         192cm – westchnąłem.- Po co ci to wiedzieć?
-         Ja mam 189cm!
-         Po co MI to wiedzieć?! Nie obchodzi mnie to!
-         Aominecchi, jak długo grasz w kosza?
-         Od dzieciństwa! Co ty, wywiad robisz?!- wkurzyłem się już nie na żarty.
-         Bo wiesz, Aominecchi, ja dołączyłem do klubu dla ciebie!
Zatrzymałem się jak wryty tuż przed drzwiami do sali gimnastycznej i spojrzałem,
zaskoczony, na Kise. Widząc, że stanąłem w miejscu, również się zatrzymał i spojrzał na mnie pytająco, z jego twarzy nadal nie schodził uśmiech.
Czy on właśnie...wyznał mi miłość?!
-         Ee...- zacząłem niepewnie.
-         Aomine! Kise!- z sali rozległ się krzyk Nijimury.- Natychmiast do mnie! Zaczynamy mecz, do cholery jasnej!
-         Tak jest!- zawołał do niego Kise i odwrócił się do mnie.- Chodźmy, Aominecchi!
-         J-jasne – bąknąłem, ruszając za nim.
O MÓJ BOŻE. On naprawdę wyznał mi miłość! To było wyznanie, prawda? No bo co
innego to mogło być?! Powiedział, że mnie podziwia, mówił coś o „pierwszym wejrzeniu”, a przecież takie rzeczy gada się o zakochaniu, nie?!
No i teraz ten tekst...że dołączył dla mnie...
Ogarnij się, Aomine! Później o tym pomyślisz! Teraz zajmij się meczem!


***

-         Ostatnio jesteś jakiś rozkojarzony, Aomine-kun – powiedział Tetsu, wciskając guzik w automacie i marszcząc brwi, kiedy jego ulubiony sok nie chciał wypaść.
-         Dlaczego tak ci się wydaje?- zapytałem, kopiąc automat. Kartonik z sokiem wypadł do przegródki. Kuroko wziął go i usiadł na ławce naprzeciwko.
-         Od jakichś dwóch tygodni non stop patrzysz się na Kise i nie zauważasz, że podaję ci piłkę. Czasem nie słuchasz co do ciebie mówię, albo w ogóle mnie nie widzisz...
-         To akurat żadna nowość...
-         Nie wiem, czy mam przez to rozumieć, że się zakochałeś w Kise-kun, czy...?
-         ŻE CO?!- wrzasnąłem, patrząc na niego spanikowany.- O czym ty gadasz, Tetsu?! NIE JESTEM ZAKOCHANY! TO ON JEST ZAKOCHANY WE MNIE!
Zapadła cisza, podczas której ja i Tetsu wpatrywaliśmy się w siebie. Kuroko jak zawsze
bez emocji, ja trochę niepewnie i z lekkim zdenerwowaniem. Chyba nie powinienem tak rozpowiadać o czyichś uczuciach...
-         I...powiedział ci to?- zapytał mój przyjaciel.
-         Tak...- mruknąłem z westchnieniem.- Powiedział, że to od pierwszego wejrzenia. Co powinienem zrobić, Tetsu?
-         Poczekaj chwilę, proszę – powiedział Tetsu, unosząc dłoń.- Muszę przyswoić do siebie wiadomość, iż ktoś był zdolny do tego, by się w tobie zakochać.
-         Ej, to nie było miłe!- wkurzyłem się.- Mówisz, jakbyś uważał, że nikt nie jest w stanie się we mnie zakochać! Jestem fajny i przystojny! Zresztą, tu akurat nie ma sensu o tym mówić, skoro zakochał się we mnie FACET...
-         Aczkolwiek ty również poświęcasz mu sporo uwagi – zauważył Kuroko.
-         To...przez to, że wyznał mi miłość – wyjaśniłem, drapiąc się po głowie.- Zaskoczyło mnie to no i...wiesz, jeszcze mu nie odpowiedziałem. A chyba powinienem, nie? On ciągle za mną łazi...Dzisiaj cudem udało mi się uniknąć jego towarzystwa, bo został wezwany przez kapitana. Pewnie w sprawie tego jutrzejszego meczu, w którym ma grać razem z tobą...
-         Całkiem możliwe.- Kuroko skinął głową i upił kilka soków.- Więc co zamierzasz, Aomine-kun?
-         Cóż...muszę chyba go odrzucić, nie?- Poczułem lekkie rumieńce na twarzy.- Nie interesują mnie faceci! Mam tylko nadzieję, że nie oszaleje z rozpaczy...
-         Nie bądź taki zadufany – westchnął Tetsu, wstając.- Radzę ci z nim porozmawiać. Może po prostu jest zauroczony twoją grą i twoimi niesamowitymi zdolnościami? W każdym razie, ja wracam do klasy. Do zobaczenia później.
-         Taa, cześć...- mruknąłem, odprowadzając go wzrokiem.
Ledwie zniknął za rogiem, na dziedzińcu pojawił się nie kto inny, a sam Kise Ryouta.
Machając do mnie idiotycznie ręką, biegł w moją stronę w idiotyczny sposób, pokrzykując te równie idiotyczne „Aominecchi”.
-         Szukałem cię, Aominecchi!- powiedział, kiedy do mnie dobiegł.- Pójdziesz gdzieś ze mną?
-         Co? Ah, sorry, ale nie. Musimy pogadać, Kise!- Postanowiłem wykorzystać okazję, że jesteśmy sam na sam i w końcu wyjaśnić sprawę.
-         Eh? O co chodzi, Aominecchi?- Kise uśmiechnął się do mnie i gdyby nie fakt, że był...sobą...to uznałbym ten uśmiech za całkiem uroczy.
-         Posłuchaj, Kise...- zacząłem powoli i nabrałem powietrza. Chwyciłem go za ramiona, a on spojrzał na mnie, zaskoczony.- Przepraszam. Ale nie mogę odwzajemnić twoich uczuć. Oboje jesteśmy facetami i...no, sam rozumiesz, takie rzeczy dzieją się tylko w mangach yaoi. Ogarniasz, prawda?
-         Ch-chyba nie bardzo...o jakim yaoi ty mówisz? O co ci...
-         Dlatego, przepraszam, ale nie możemy być razem.- Odsunąłem się od niego i złożyłem lekki ukłon.- Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Interesują mnie tylko dziewczyny. Muszę już iść. Jeszcze raz przepraszam!
Pozostawiłem go samego ze łzami w oczach ( a przynajmniej tak mi się wydawało, że coś
w nich błyszczało ), po czym szybko wszedłem do budynku.
Miałem nadzieję, że mimo wszystko, nie przysporzyłem Kise zbyt wielkiego cierpienia...

Następnego dnia bardzo się denerwowałem. Kise nie pojawił się w szkole, ale dostałem
sms-a od Kuroko, że zjawił się na wyjeździe i pojechali na mecz sparingowy zorganizowany przez Akashiego. Dzięki niemu Kise miał przekonać się, że Kuroko wcale nie jest taki bezużyteczny. Zaraz po nim mieli wpaść na trening i zdać relacje.
Trening trwał już od 20 minut, a oni wciąż się nie zjawiali. Bałem się spotkania z Kise,
miałem nadzieję, że nie będzie chciał mnie zamordować, ani nic z tych rzeczy. W końcu,
wspominając nasze pierwsze spotkanie i każde kolejne, a zwłaszcza te w szatni, wyglądało na to, że jego uczucia są naprawdę poważne.
-         Kuroko i Kise już wracają – oznajmił Akashi, wchodząc na salę.- Porozgrzewajcie się jeszcze, chłopcy są na siłach, by zagrać z nami mecz.
-         I jak relacje Kise i Kuroko, nanodayo?- zapytał Midorima, podchodząc do niego z piłką.
-         Wygląda na to, że Kise w końcu zaakceptował naszego speca od podań. Nie musimy się już niczym martwić.
-         Rozumiem, nanodayo.
Przełknąłem nerwowo ślinę. A więc już wracają. Zobaczę się z Kise. Powinienem się
pierwszy przywitać, czy poczekać, aż on to zrobi? A może w ogóle nie powinienem się odzywać? Chociaż to może być trochę niegrzeczne...
Kiedy 10 minut później Kuroko i Kise pojawili się na sali, stałem w miejscu z grobową
miną i gapiłem się na Kise, nic nie mówiąc.
-         A potem Kurokocchi podał mi piłkę, a ja zrobiłem wsad! To było niesamowite!- Kise wyrzucił w górę ręce, cały podekscytowany i spojrzał na Tetsu z namiętnością.- Kurokocchi jest super-super-super niesamowity! Naprawdę, bardzo go podziwiam!
Podziwia go? Kuroko jest super-super-super niesamowity?
...a co ze mną?
-         Ah, Aominecchi, dzień dobry!- Kise dostrzegł w końcu moją mroczną postać i podbiegł do mnie, ciągnąc za sobą Tetsu.- Gdybyś wcześniej wytłumaczył mi o co chodzi z talentem Kurokocchiego, wszystko od razu bym zrozumiał! Kurokocchi jest taki super!
-         Kise-kun, proszę, nie nazywaj mnie „Kurokocchi” – mruknął Tetsu, który stał obok niego z beznamiętną miną.
-         Kurokocchi, zagrajmy razem! Koniecznie, musimy razem zagrać! Teraz! Chcę tego teraz! Ah, i umówmy się jutro po szkole, co ty na to? Pójdziemy na lody!
-         Eh?!- Spojrzałem to na Kise to na Tetsu.
-         No cóż, nie mam planów na jutro, więc przypuszczam, że mógłbym pójść...tylko nie nazywaj mnie „Kurokocchi”...
-         Super! W takim razie jutro po szkole, ja stawiam! Wczoraj dostałem wypłatę, więc możemy trochę zaszaleć! Ah, Kurokocchi, a może pójdziemy w niedzielę do Wesołego Miasteczka? Są promocje, moglibyśmy...
Patrzyłem beznamiętnie na oddalającego się za Kuroko Kise. Chyba czegoś tu nie
rozumiałem. On się mści, tak? Udaje, że teraz jest zakochany w Tetsu, tak? Próbuje mnie zdenerwować, tak?
Przełknąłem ślinę, mierząc go od góry do dołu. No dobra, był przystojny i miał całkiem
fajną sylwetkę. I, przyznaję, że kiedy mówił, że mnie podziwia, to schlebiało mi to i nawet to polubiłem...trochę.
Poczułem lekki rumieniec na twarzy. Co to za uczucie ogarnia mnie, kiedy patrzę, jak
Kise przymila się do mojego przyjaciela? Dlaczego w ogóle Kuroko mu na to pozwala, przecież wie, że Kise jest we mnie zakochany?
Chociaż...patrząc na jego zachowanie, można by powiedzieć, że to nie ja jestem obiektem
jego westchnień.
Cholera.
Co się ze mną dzieje?
Co to za chore uczucie? Dlaczego mam ochotę wziąć go za rękę i wyprowadzić stąd,
zabrać go gdzieś i mieć tylko dla siebie? Dlaczego pierwszy raz w życiu miałem ochotę przywalić Kuroko?!
Chyba znałem odpowiedź na to pytanie. Ale im dłużej będę udawał, że to moja
wyobraźnia, tym lepiej na tym wyjdę.
Kise...wiedz, że to jeszcze nie koniec.


NEXT:


5 komentarzy:

  1. Lel xD Aomine jaki zadufany w sobie, z resztą, jak zwykle :P Genialne i nie mogę się doczekać rozwoju :D

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG. Tak dawno nie czytałam porządnego aokise ze normalnie nie mogę wyjść z szoku że w końcu jakieś znalazłam. A wiedz ze czytam sporo aokise. ŁAŁ po prostu...ŁAŁ...... genialne oddane charaktery....daj mi ochłonąć, wrócę i wtedy napiszę komentarz...OoO

    OdpowiedzUsuń
  3. unf unf unf. Chcę więcej! Gdzie je więcej ? ; ;

    OdpowiedzUsuń
  4. To było takie... kawaiii <3
    Aomine taki zdystansowany! Kise taki słodki!
    mega mi sie podobało

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń