Każde
święta szybko się kończą, z tymi nie było inaczej. Ledwie rozpakowałem moje
rzeczy, a już musiałem je pakować z powrotem do torby. Jedyna różnica była
taka, że miejsce prezentów dla rodziny zajęły te od nich.
Teraz,
wysiadłszy z autobusu na dworcu w Fukui, zerkałem nerwowo na zegar. Do odjazdu
mojego autobusu, który miał zawieźć mnie do domu pozostały mi ledwie trzy
minuty. Maeda nie pojawił się, chociaż wysłałem mu kilka smsów i dwa razy do
niego dzwoniłem – niestety, nie odbierał.
Trochę
się o niego martwiłem. Po głowie krążyły mi idiotyczne myśli, że kiedy wrócę do
naszego mieszkania, znajdę go martwego na podłodze...
Jeszcze
wczoraj Maeda sam do mnie zadzwonił i poinformował, że dziś będzie miał wolne,
ponieważ u niego w pracy mieli jakąś awarię systemów, więc mogę wrócić trochę
później niż planowałem. Zgodziłem się więc i tak oto pędziłem teraz z torbą, by
zdążyć na autobus o 9:00.
Z
każdą minutą byłem coraz bardziej wkurzony na Maedę. Jak można być tak
nieodpowiedzialnym? Nawet jak na niego! Sam zawracał mi głowę tym, że po mnie
przyjdzie, a kiedy w końcu wracam, okazuje się, że go nie ma, w dodatku nie
odbiera i w ogóle nie daje znaku życia! Gdybym ja tak zrobił, pewnie dzwoniłby
non stop...
Poza
tym irytowałem nawet sam siebie, a to było jeszcze gorsze. W jednej chwili
zżerały mnie nerwy o życie Maedy, w drugiej miałem ochotę go sam zabić, na
koniec zaś głupio się czułem, że tak się tym wszystkim przejmowałem. Zupełnie
jakbyśmy byli parą...
Ale
bądź co bądź, Maeda był moim pierwszym przyjacielem od bardzo dawna...w dodatku
takim, który mnie akceptował.
Potrząsnąłem
głową, odganiając od siebie złe myśli. Właśnie, Maeda i ja zdążyliśmy się
zaprzyjaźnić. Przecież to normalne, że martwię się o przyjaciela, tu nie chodzi
o żadne głębsze uczucia, nawet jeśli tak to wygląda.
Poza
tym, po moim niefortunnym spotkaniu z Noriko, przez całe święta rozmyślałem nad
moim dotychczasowym życiem i doszedłem do wniosku, że nie ma sensu tak uciekać
od uczuć, jak do tej pory.
Mogłem
zaufać Maedzie.
Po
kilkunastu minutowej podróży, wysiadłem na moim przystanku i, z dość
naburmuszoną miną, udałem się w kierunku mieszkania. Już sobie wyobrażałem, jak
wpadam do pokoju Maedy i widzę go w łóżku, smacznie śpiącego, podczas gdy
wszędzie panuje bałagan.
-
Maeda-kun!- zawołałem, ledwie przekraczając próg.-
Wróciłem! Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że zaraz...
Umilkłem
raptownie, kiedy moje spojrzenie padło na wejście do salonu. Ciężko było mi
uwierzyć własnym oczom, ale na podłodze leżał Maeda, z rozrzuconymi na bok
rękoma.
-
M...Maeda!- krzyknąłem, rzucając torbę na bok i
wbiegając w butach do salonu.
Padłem na kolana
przy jego bezwładnym ciele i chwyciłem go za ramiona, potrząsając
nim lekko.
Zero
reakcji.
-
Maeda-kun, obudź się! Obudź!- Wciąż potrząsałem jego
ramionami, mając wrażenie, że zaraz dostanę zawału.- O Boże, Maeda, obudź się,
do cholery! Co robić, co robić...ah, no tak! Usta-usta! W takiej sytuacji
usta-usta! Zaraz, jak to się robiło...?!- W panice starałem się wrócić do
szkolnym zajęć w gimnazjum, kiedy ćwiczyliśmy resuscytację na manekinie.- 30
uciśnięć i dwa oddechy!
Pospiesznie
przechyliłem jego głowę, by udrożnić jego drogi oddechowe, a następnie zacząłem
uciskać okolice serca, licząc głośno i wpatrując się w jego oczy. Błagam,
otwórz je, no otwórz!
-
Maeda!- krzyknąłem, czując już łzy w oczach.
Zatkałem
palcami jego nos, wziąłem głęboki oddech i przycisnąłem usta do jego,
wdmuchując powietrze do jego płuc.
-
Nie zostawiaj mnie, głąbie!- krzyknąłem.- Kto...kto
będzie płacił połowę czynszu?!
Ponownie
przycisnąłem do jego warg swoje, po raz drugi dając mu powietrze. Kiedy dalej
nie reagował, znów wykonałem 30 uciśnięć i kolejne dwa wdechy. W trakcie
drugiego, usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
Uniosłem
głowę i spojrzałem wprost na...Toshikawę Naoto. Stał w otwartych drzwiach, w
czarnym płaszczu i szaliku, z reklamówką w ręce, którą, wpatrując się we mnie,
upuścił na podłogę.
-
T-Toshikawa-kun!- wykrzyknąłem.
-
Zabiję cię – wymamrotał Naoto, wchodząc do mieszkania i
zatrzaskując za sobą drzwi. Nie spuszczał ze mnie wzroku, który był dość
mroczny jak na tę sytuację.- Wiedziałem, że masz na niego ochotę...zabiję cię,
draniu...zabiję cię...
-
O-o czym ty mówisz, Toshikawa-kun?! Maeda-kun nie
oddycha! Dzwoń po pogotowie!
-
Nie oddycha?- Naoto zmarszczył brwi, patrząc w końcu na
leżącego przy mnie Maedę.- Sprawdzałeś?
-
Oczywi...- umilkłem wpół słowa, zdając sobie sprawę z
tego, że faktycznie nie nasłuchiwałem jego oddechu. Spojrzałem powoli na mojego
przyjaciela. Pochyliłem się nad jego ustami.
Oddychał
cicho i spokojnie, jakby po prostu...spał.
Wyprostowałem
się bardzo powoli, czując, jak moja twarz płonie. Zerknąłem nerwowo na Naoto,
który patrzył na mnie morderczo z założonymi na piersiach rękami.
-
No, Panie Bystry?- warknął.- Co masz na swoje
usprawiedliwienie?
-
A-ale...kiedy wszedłem do mieszkania i takiego go
zobaczyłem, po prostu spanikowałem!- krzyknąłem na swoją obronę.- Rzadko kiedy
widzę bezwładne ciało leżące na środku podłogi w moim własnym mieszkaniu!
-
Po prostu chciałeś wykorzystać okazję i się do niego
dobrać...- Naoto podchodził coraz bliżej, zaciskając pięści i strzelając kośćmi
w palcach.
-
Nie, nie, nie! Ja naprawdę spanikowałem! C-co mu się
stało, dlaczego tutaj leży?
-
Śpi. Pijany – wycedził Naoto.
-
Ale...nie czuję od niego alkoholu!
-
Kiepska wymówka. Jak chcesz umrzeć? Mam cię udusić,
zgwałcić i udusić, upiec żywcem w tym waszym kochanym piekarniczku, czy
poderżnąć ci gardło?
-
W-w ogóle nie chcę umrzeć!- wykrzyknąłem, cofając się
pod ścianę.- To było zwykłe nieporozumienie!
-
Nie rozśmieszaj mnie, dobierałeś się do mojego
chłopaka!- warknął Naoto, kładąc nacisk na słowo „mojego”.
-
To nie tak, Toshikawa-kun! Proszę, uspokój się!
-
Ugh...- Rozległ się nagle ciężki jęk.
Oboje
spojrzeliśmy na Maedę, który otworzył właśnie oczy i, trzymając się za głowę,
podniósł się powoli do pozycji siedzącej.
-
Oh, rany, moja głowa...- jęknął.- Śniło mi się, że
Fumi-chan mnie pocałował i...- Uniósł głowę i wtedy jego spojrzenie padło na
mnie. Wytrzeszczył oczy i zamrugał kilka razy.- Fumi...chan? Co ty tu...?
Zacisnąłem
szczękę i pięści, a potem, nie kontrolując się, chwyciłem pierwszą lepszą
rzecz, jaka wpadła mi w ręce – a była to leżąca na podłodze paczka biszkoptów –
i rzuciłem nią w mojego przyjaciela, trafiając prosto w twarz.
-
Maeda, ty idioto!- krzyknąłem, zrywając się z miejsca i
szybko przechodząc do mojego pokoju, po drodze dość brutalnie odpychając Naoto.
-
Fumi-chan?!
Trzasnąłem
głośno drzwiami i podszedłem do radia stojącego na biurku. Włączyłem go i
podkręciłem głośność do tego stopnia, by nie słyszeć nawoływania i pukania
Maedy.
Byłem
wściekły. Naprawdę, totalnie wściekły. Jak mógł się upić, skoro wiedział, że
wracam?! W dodatku sam chciał po mnie wyjść! A ja...tak się upokorzyłem, panikując,
kiedy zobaczyłem go na podłodze i zrobiłem mu usta-usta!
Usiadłem
na łóżku i ze złością ściągnąłem z siebie płaszcz i buty, rzucając je gdzie
popadło. Co za chory dzień! Przyznaję, to była moja wina, że nie sprawdziłem,
czy oddycha, ale Maeda ponosił odpowiedzialność za całą resztę! Za to, że się
upił, za to, że nie odpisywał i nie odbierał moich telefonów, za to, że nie
przyjechał i za to, że Naoto prawie mnie zabił! Po co go tu zapraszał?!
Wyglądało na to, że nawet dał mu klucz do naszego mieszkania!
Zerwałem
się z łóżka i zacząłem nerwowo przechadzać się po pokoju. Torbę zostawiłem w
holu, a nie miałem zamiaru teraz wychodzić, więc nie miałem zbytnio czym zająć
rąk. Byłem wściekły, po prostu wściekły! Nie słyszałem nawet muzyki, moją głowę
zagłuszały myśli o tym, co przed chwilą zrobiłem.
Miałem
wrażenie, że moje usta pieką delikatnie. Dlaczego nie wyczułem alkoholu od
Maedy? Przecież nie jestem przeziębiony, nie mam zatkanego nosa i tym bardziej
nie zatykałem go podczas resuscytacji!
Słysząc
głośne walenie w ścianie, a właściwie bardziej czując jej drżenie, drgnąłem
nerwowo. No tak, zapomniałem o sąsiadach...
Podszedłem
do radia i ściszyłem je. Przez chwilę nasłuchiwałem odgłosów. Nikt nie pukał do
drzwi i nikt mnie nie wołał. Postanowiłem więc wyłączyć muzykę.
Zapadła
cisza. Wciąż stałem przy biurku z rękoma na radiu i nasłuchiwałem. Jakieś
stłumione dźwięki dochodziły z kuchni, możliwe, że Maeda zaczął sprzątać. Po
ujrzeniu go na podłodze byłem tak zaabsorbowany tym widokiem, że nie zwróciłem
uwagi, czy w mieszkaniu panował porządek czy nie. Ale wspominając paczkę
biszkoptów na podłodze, przypomniałem sobie, że w drodze do pokoju mignęły
porozrzucane na stoliku ciasteczka i kilka puszek na podłodze.
Nieźle
się zabawiał pod moją nieobecność...
Cóż,
oczywiście, nie miałem mu tego za złe, w końcu to nie tylko moje mieszkanie.
Ale wiedział przecież, że wracam...
-
Fumi-chan?- usłyszałem zza drzwi.
Szybko
włączyłem radio.
-
Eh, ok, rozumiem!- zawołał Maeda.
Westchnąłem
ciężko, zamykając oczy. Zrobiło mi się trochę głupio. Nie powinienem był tak
reagować, teraz czułem się jak obrażalski dzieciak. Koniec końców, nic złego
się nie stało.
No,
może prócz tego cholernego „pocałunku”.
Przygryzłem
wargę i, zrezygnowany, wyłączyłem radio, po czym, czując się jak idiota,
wyszedłem z mojego pokoju. Maeda, który siedział przy kotatsu ze smętną miną,
spojrzał na mnie czujnie, jakby z lekką obawą. Westchnąłem i podszedłem do
niego.
-
W...wróciłem – mruknąłem, odwracając od niego głowę.
-
Eh...? Ah! Tak! Witaj z powrotem!- powiedział, zrywając
się na nogi. Ukłonił się przede mną.- Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo...
-
Rozumiem, wystarczy – mruknąłem, rumieniąc się.-
Przykro ci, wiem.
-
Naprawdę przepraszam – westchnął Maeda.-
To...Naoto...przyszedł do mnie wczoraj wieczorem i mnie upił...znaczy, sam
jestem sobie winien. Nie powinienem się nim zasłaniać, wybacz.
-
W porządku. Po prostu...trochę się przestraszyłem,
kiedy zobaczyłem cię na podłodze i...zdenerwowałem się, kiedy się okazało, że
jesteś pijany.
-
Uhm...- Maeda zarumienił się lekko.- Przepraszam za
kłopot...Nie dość, że się o mnie martwiłeś, to jeszcze musiałeś...
-
P-powiedział ci?!- jęknąłem.
-
Bądź co bądź, sam to czułem – mruknął Maeda.- Chociaż
myślałem, że to sen...
-
Zapomnij o tym, durniu!- powiedziałem.
-
Zapomnij, co?- mruknął z jakimś dziwnym uśmiechem.- Tak
jest, szefie!- Wyprostował się i skinął głową.- Niczego tu nie było i nikt
niczego nie widział! Ah, no i...przepraszam za Naoto.
-
W porządku, w końcu to twój chłopak...
-
Nie, nie, nie!- Maeda pokręcił głową.- Żaden chłopak!
My tylko, wiesz...piliśmy trochę wczoraj, to wszystko!
-
Nie miał cię przypadkiem odwiedzić brat?- zapytałem
cicho
-
Tak, miał, ale...coś mu wypadło.- Wzruszył ramionami.-
W końcu jest właścicielem dużej firmy, nie dziwię się, że ma pełne ręce roboty,
nawet w święta.
-
No tak...- mruknąłem.- Zrobisz mi herbaty?
-
Jasne.- Maeda uśmiechnął się swoim zwyczajowym,
dziarskim sposobem.- Opowiesz mi o swoich świętach! Zrobiłeś zdjęcia? Jak tam
twoja siostrzyczka? Pewnie nie chciała cię puścić do domu, co?
-
Tak.- Uśmiechnąłem się.- Zagroziła, że jeśli nie
przyjadę do niej na ferie, już nigdy więcej się do mnie nie odezwie.- Dodała
też kilka innych gróźb, ale wolałem ich nie powtarzać Maedzie...
-
Serio, też chciałbym mieć taką siostrzyczkę – westchnął
Maeda, wstając.- Pójdę zrobić tę herbatę, a ty rozpakuj się i odpocznij. Nasza
kochana sąsiadka przyniosła nam trochę szarlotki na święta!
-
Masz na myśli Uru-san?- zapytałem.- Chyba naprawdę
wpadłeś jej w oko.
-
Każda 60-latka ma na mnie chętkę!- zawołał z kuchni Maeda,
na co parsknąłem śmiechem.
Chyba
i tak nie potrafiłbym długo się na niego gniewać...
***
-
Po świętach nie bardzo chce się wracać do pracy, co?-
zagadnęła Ayume, której tego dnia przekazywałem moją zmianę.
-
Tak, dokładnie.- Uśmiechnąłem się do niej, odwiązując
roboczy fartuch.- Za godzinę powinna przyjechać dostawa horroru tego
początkującego pisarza, szef prosił, żeby jeden egzemplarz przynieść mu na
górę.
-
Zrozumiano!
-
Miłej pracy, Ayume-san.
-
Dziękuję, Fumi-kun! Uważaj po drodze!
Zostawiłem
ją samą przy kasie i przeszedłem do pokoju dla personelu, by się przebrać.
Faktycznie,
po tych trzech dniach wolnego, kiedy mogłem zupełnie odpocząć i poleniuchować,
powrót do pracy był dosyć ciężki. Niby nie była to długa przerwa, ale pod
koniec tego dnia nabawiłem się lekkiego bólu pleców.
Ale
cieszyłem się, że poprawiłem się jeśli chodziło o rozmowy z klientami. Zacząłem
już uczyć się bycia nieco bardziej otwartym, przestałem się tak jąkać i nawet
dłużej utrzymywałem kontakt wzrokowy, nawet, jeśli to była kwestia ledwie kilku
sekund. Ale zawsze coś!
Upewniając
się, że wszystko zabrałem, wyszedłem z księgarni przez zaplecze. Wieczór był
całkiem przyjemny i, korzystając z okazji, że ostatnio mało padało,
postanowiłem udać się dłuższą drogą do domu, przez park. Nie miałem powodu
spieszyć się do domu, Maeda miał wrócić nieco później, bo Naoto poprosił go o
pomoc w czymś ważnym. Nie wiedziałem, czy to jakaś ukryta randka, czy naprawdę
Toshikawa potrzebował pomocy. Szczerze mówiąc, nawet mnie to zbytnio nie
interesowało, wolałem trzymać się od niego z daleka.
Cieszyłem
się, że pogoda się polepszyła i zrobiło się trochę cieplej. Lubiłem zimę, ale
tylko jeśli panowały umiarkowane temperatury: nie za ciepło, by nie roztopił
się śnieg, ale i nie za zimno, by trzeba było ubierać kilka warstw odzieży.
Park
wyglądał naprawdę pięknie w takiej zimowej scenerii. Wszystko było tutaj białe:
drzewa, ławki, nawet śmietniki.
Przygryzłem
lekko wargę, wspominając moje spotkanie z Noriko. Nie było się czym martwić, bo
przecież jestem w Fukui: nie ma takiej możliwości, bym spotkał moich starych
znajomych. Mimo to, moje serce zadrżało lekko, jakby w obawie.
A
jeśli chodziło o moich znajomych z Fukui...
Nakao
nie pojawił się w księgarni, odkąd wróciłem do domu. Napisałem mu sms-a z informacją,
że wróciłem, a on odpisał, że się cieszy i że mam dbać o siebie.
Poza
tym sam z siebie nie odezwał się ani razu.
Trochę
się martwiłem. Nie znałem go może zbyt dobrze, ale w takiej sytuacji każdemu
nasunęłoby się pytanie „czy on mnie unika?”.
Zbliżał
się Sylwester i Maeda wciąż trąbił mi o „niesamowitej niespodziance” specjalnie
dla mnie. Ponieważ wyglądało na to, że dołączy do nas ( na moje nieszczęście )
Naoto, Maeda wyszedł z propozycją, bym zaprosił Nakao.
Obawiałem
się trochę napisać do niego. Czułem, że mi odmówi, że będzie miał jakąś
wymówkę, choć przecież równie dobrze naprawdę może mieć już plany.
Ale
chciałem się z nim spotkać, chociaż na chwilę.
Zatrzymałem
się, widząc na pobliskiej ławce znajomą sylwetkę. Przełknąłem ślinę, nie wierząc
własnym oczom.
Dopiero
co myślałem o spotkaniu z Nakao, a tu proszę – siedzi niedaleko mnie, gapiąc
się w ciemniejące niebo.
Podejść,
czy nie? Teraz, kiedy nadarzyła się okazja, trochę spanikowałem. Co mam mu
powiedzieć? A jeśli on naprawdę mnie unika i wpędzę go w zakłopotanie? Co,
jeśli chce pobyć sam na sam ze swoimi myślami?
Nogi
same mnie poniosły, choć dość niepewnie. Zbliżyłem się do ławki i stanąłem przy
niej. Nakao chyba mnie nie zauważył.
-
D-dobry wieczór, Nakao-kun!- przywitałem się.
Spojrzał
na mnie, zaskoczony i patrzył tak przez chwilę.
-
Oh! Dobry wieczór, Naofumi-san...- mruknął.- Ah!
Proszę, usiądź!- To mówiąc, przesunął się kawałek.
-
Nie, nie, ja...tylko tak przechodzę...właśnie wracam do
domu i...zobaczyłem cię – wymamrotałem.
-
Cóż za zbieg okoliczności – powiedział z uśmiechem
Nakao.- W takim razie, może cię odprowadzę, Naofumi-san?
-
Ehm...dobrze, będzie mi bardzo miło.
Nakao
wstał z ławki i otrzepał swoje ubranie. Spojrzał na mnie z uśmiechem,
odwzajemniłem więc go i ruszyliśmy razem przed siebie.
-
Jak minęły święta?- zagadnąłem.
-
Radośnie, jak co roku – odparł.- Młodsze rodzeństwo
trochę rozrabiało, ale poza tym świetnie się bawiliśmy! A co u ciebie,
Naofumi-san?
-
Rodzice bardzo się cieszyli na mój widok. Mama jak
zawsze narzekała, że schudłem, a siostra trochę się pozłościła, że nie
przyjeżdżałem do nich przez cały rok. Ale było naprawdę sympatycznie.
-
Nic dziwnego, dla małej dziewczynki taka długa rozłąka
z bratem na pewno nie jest łatwa.- Nakao uśmiechnął się ze zrozumieniem.
Przełknąłem
ślinę, nie wiedząc, co powiedzieć. Wiedziałem, że będę się denerwował,
wiedziałem, że nie będę w stanie poprowadzić normalnej rozmowy, a mimo to
podszedłem do niego.
Jestem
idiotą.
-
Przepraszam, że się nie odzywałem – powiedział cicho
Nakao.
-
Eh?- Spojrzałem na niego, zaskoczony.
-
Z jednej strony rodzeństwo nie dawało mi spokoju, a z
drugiej...sporo myślałem o tym wszystkim, Naofumi-san.
-
Co masz na myśli?- zapytałem, czując w piersi
mocniejsze i szybsze łomotanie
-
Moje...uczucie...do ciebie.- Nakao zatrzymał się i wbił
wzrok w ziemię.- Tak jak myślałem...jest naprawdę poważne, Naofumi-san.
Również
się zatrzymałem i odwróciłem do niego.
-
Wcześniej to mogło być zwykłe zauroczenie – westchnął
Nakao, przesuwając dłonią po twarzy.- Ale...z tobą jest inaczej. Jestem...poważnie
w tobie zakochany, Naofumi-san.
Wpatrywałem
się w niego robiąc coraz większe oczy. Nakao miał dość zagubiony wyraz twarzy,
wyglądało na to, że naprawdę sporo o tym myślał.
Wiedziałem,
co teraz czuł. Sam przez to przechodziłem, kiedy zdałem sobie sprawę z tego,
jak bardzo kocham Yamato. Być może moje uczucie było silniejsze od Nakao,
ponieważ pogłębiało się z roku na rok, ale właściwie nie mogłem tego wiedzieć.
-
Nakao-kun...- zacząłem cicho.
-
Przepraszam, Naofumi-san – powiedział Nakao.- Przeze
mnie pewnie znów czujesz się dość niekomfortowo, prawda? Myślałem nad tym i
doszedłem do wniosku, że lepiej będzie...
-
Zaczekaj, proszę – przerwałem mu, obawiając się tego,
co chciał powiedzieć.- Przepraszam, że ci przerwałem...ale proszę, pozwól mi
coś najpierw powiedzieć.
-
Uhm...dobrze.- Skinął głową ze smętnym wyrazem twarzy.
-
Ja...również dużo myślałem o naszych relacjach –
zacząłem, wyginając nerwowo palce. Kiedy Nakao spojrzał na mnie i dostrzegłem w
jego oczach iskierki, szybko spuściłem wzrok.- Proszę, uwierz mi...naprawdę
dużo rozmyślałem. W Fukuoce spotkałem moją starą koleżanką...kiedyś bardzo się
pokłóciliśmy i mnie znienawidziła, ale...na naszym spotkaniu przeprosiła mnie i
mieliśmy okazję trochę porozmawiać. Widzisz, ja...po tej rozmowie pomyślałem
sobie, że...powinienem trochę bardziej się otworzyć. Uhm...- rzuciłem mu
nerwowe spojrzenie.- Je...jestem gejem – wyszeptałem.
Splotłem
swoje dłonie i zacisnąłem je mocno razem, czekając na reakcję. Żadnej jednak
nie było, więc w końcu zdobyłem się na odwagę i spojrzałem na Nakao.
Wpatrywał
się we mnie uważnie z nieodgadnionymi emocjami. Przełknąłem ślinę i zacząłem
dalej mówić:
-
Przepraszam, że mówię ci dopiero teraz. Ja...mam trochę
bolesne doświadczenia z chłopakami, więc nie chciałem się angażować w kolejny
związek, ale...zrozumiałem, że to nie ma najmniejszego sensu. Uważam, że jesteś
wspaniałą osobą, Nakao-kun i...n-nie mogę powiedzieć, że już odwzajemniam twoje
uczucia, ale...jeśli nie masz nic przeciwko, to...chciałbym spróbować!
Zacisnąłem
powieki z mocnym postanowieniem, że nie otworzę ich, dopóki Nakao czegoś nie
powie. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Czułem, jak moje policzki
płoną, a serce próbuje wydostać się na zewnątrz, przy okazji zabierając cały
zapas powietrza z płuc.
-
Mówisz poważnie, Naofumi-san?- zapytał cicho Nakao.
Otworzyłem
powoli oczy i spojrzałem na niego. Skinąłem głową.
-
Więc...m-masz już doświadczenie z mężczyznami?- Nakao
zarumienił się mocno.
-
Cóż...- rozejrzałem się nerwowo.- M-miałem już kogoś,
ale...to nie było poważne... Czy...odrzuca cię to?
-
Ah, nie, nie, nie!- Nakao pokręcił szybko głową.-
Absolutnie nie! Przepraszam, powinienem trzymać ciekawość na wodzy!
Jeśli...jeśli naprawdę chcesz ze mną spróbować, to ja...będę najszczęśliwszym
człowiekiem na ziemi, Naofumi-san!
-
Więc...nie przeszkadza ci, że jeszcze nie odwzajemniam
twoich uczuć?- zapytałem niepewnie.- Naprawdę, bardzo, bardzo cię lubię,
Nakao-kun! Martwiłem się, kiedy się do mnie odzywałeś, ale...w-wątpię, by to
było TO uczucie.
-
Nie mam nic przeciwko!- zawołał Nakao, chwytając mnie
za dłonie i ściskając je lekko. Jego twarz wręcz promieniała.- Zrobię wszystko,
żeby cię uszczęśliwić, Naofumi-san!
-
To chyba działa w obie strony.- Uśmiechnąłem się do
niego lekko.
-
Ah...t-tak!- Nakao zarumienił się jeszcze mocniej.-
Masz rację! Ja...dam z siebie wszystko! Jeśli jest możliwość, że się we mnie
zakochasz, to ja...ja ci w tym pomogę!
Spojrzałem
na niego, zaskoczony, a potem parsknąłem niepowstrzymanym śmiechem. Nakao z
początku również wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili uśmiechnął się i
zaśmiał lekko.
-
Kocham cię, Naofumi-san – powiedział z błyskiem w
oczach.
Umilkłem,
zerkając na niego. Przełknąłem ślinę, mając ochotę się rozpłakać. Tyle lat
czekałem, by usłyszeć te dwa słowa od drugiego człowieka. Tak bardzo chciałem
je usłyszeć od Yamato.
I
w końcu stoję tu, w środku parku, z chłopakiem, który zapewne również chciałby
je usłyszeć.
-
Dziękuję, Nakao-kun – wyszeptałem, szybko wycierając
zagubioną w kąciku oka łezkę.
Wspiąłem
się na palcach, chwytając dłońmi jego ramiona i pocałowałem go delikatnie.
Minęło
tyle czasu, odkąd ostatni raz się całowałem, że zapomniałem już, jaka to
rozkoszna pieszczota. Usta Nakao były zimne i odrobinę twarde, jednak sam ich
dotyk sprawiał mi przyjemność. Ta słodka chwila, nasz pierwszy pocałunek, który
na długo zapadnie mi w pamięci.
Staliśmy
w bezruchu w tej pozie jeszcze przez chwilę, dopóki nie rozbolały mnie stopy i
w końcu opadłem powoli na pięty, spuszczając spojrzenie na nasze nogi.
I
wtedy rozległy się ciche chichoty, a obok nas pojawiła się grupka dziewczyn.
Nim
zdążyłem cokolwiek zrobić, Nakao przytulił mnie do siebie mocno. Stałem w
bezruchu, nie wiedząc, czy mam go odepchnąć, czy ukryć twarz w jego ramionach.
Widziały nas. Widziały! Jak mogłem być taki nieuważny i zapomnieć, że przecież
jesteśmy w miejscu publicznym!
-
A mówiłeś, że nie masz dziewczyny, Sora-kun!- zawołała
jedna z nich piskliwym głosikiem.
-
Sorki, dziewczyny.- Nakao roześmiał się lekko i
swobodnie.
-
Nie przeszkadzajcie sobie, już stąd zmykamy!
Śmiejąc
się i szepcząc między sobą, dziewczyny poszły dalej. Usłyszałem, jak Nakao
wzdycha głośno.
-
Było blisko...
-
Przepraszam, nie powinienem był, gdyby twoje koleżanki
nie pomyliły mnie z dziewczyną...!- zacząłem nerwowo.
-
O czym ty mówisz, Naofumi-san?- Nakao pochylił się nade
mną z uśmiechem i stuknął czołem o moje czoło.- Nie dbam o moją reputację.
Bardziej zależy mi na twojej! Poza tym...- Nakao zarumienił się, a jego oczy
znów zabłysły.- Dziękuję. Marzyłem o tej chwili!- Uśmiechnął się radośnie.
-
N-nie mów takich rzeczy!- Poczułem, że się czerwienię.
-
Ale to prawda!- zawołał Nakao.- Ten pocałunek...będzie
moją najważniejszą pamiątką!
-
Mówisz, jakbyś sądził, że nigdy więcej się nie powtórzy
– zauważyłem.
Nakao
zamrugał, jakby zdezorientowany, a potem zarumienił się intensywnie i zaczął
nerwowo rozglądać wokół siebie.
-
Ja...to...to nie tak, że tak...znaczy...nie myślałem
tak wcale, chociaż...nie, żebym miał nadzieję, że wkrótce...znaczy...
Roześmiałem
się, widząc jego zakłopotanie i, upewniwszy się, że nie ma nikogo wokół, szybko
cmoknąłem go w usta.
-
Ah, chyba zakochałem się jeszcze mocniej!- jęknął
cicho, obejmując mnie.- Dlaczego to uzależnia już po pierwszym razie?
Uśmiechnąłem
się do niego w odpowiedzi, również go obejmując.
-
Nie powinniśmy tutaj tak stać – powiedziałem.- To był
prawdziwy fart, że wzięły mnie za dziewczynę! Następnym razem może to się źle
skończyć.
-
Uhm, masz rację.- Nakao skinął głową.-
Ale...mogę...jeszcze tylko raz?
Przygryzłem
wargę, starając się zachować w miarę poważnie. Skinąłem głową, a Nakao
odetchnął lekko i pochylił się. Znów złączyliśmy usta, zamykając oczy. W jego
ramionach było mi ciepło i przyjemnie. Miałem ochotę zostać tak na dłużej, ale
w końcu musieliśmy się od siebie oderwać.
-
Co to ja miałem...- Nakao podrapał się po głowie.- Ah,
tak! Odprowadzić cię.
-
Racja.- Uśmiechnąłem się do niego, odsuwając kawałek.-
Może wpadniesz na herbatę?
-
Z przyjemnością, ale...obiecałem mamie, że pomogę jej
przy kolacji.
-
W takim razie innym razem – powiedziałem.
-
Może...zadzwonię do mamy i...
-
Nie ma mowy – westchnąłem z uśmiechem.- Trzeba
dotrzymywać obietnic, zwłaszcza w rodzinie!
-
No tak.- Nakao zaśmiał się nerwowo.- Uhm...Naofumi-san?
-
Tak?
-
To...początek związku, prawda?
Spojrzałem
na niego, zaskoczony, a potem uśmiechnąłem się i skinąłem głową.
-
Tak – powiedziałem.- Nie musisz mi mówić „Naofumi-san”.
To dość długa wersja. Wystarczy „Fumi”.
-
Ale...tak zwracają się do ciebie prawie wszyscy –
mruknął Nakao.- A
może...N...Nao-san?
-
Nao-san?
-
Jeśli nie masz nic przeciwko, oczywiście.
-
Może być – powiedziałem z uśmiechem.- Podoba mi się!
-
W takim razie, Nao-san! Oh! A ty możesz mi mówić po
imieniu!
-
Uhm...- Odwróciłem od niego głowę.- Przepraszam,
ale...wolę „Nakao-kun”.
-
Eh...?
-
Albo chociaż Nakao. Nie masz nic przeciwko?
-
Nie, skąd.- Uśmiechnął się lekko.- Możesz się do mnie
zwracać, jak tylko ci się podoba!
Uśmiechnąłem
się do niego delikatnie, żałując, że nie mogę wziąć go za rękę. Gdyby nie to,
że jestem mężczyzną, moglibyśmy zachowywać się tak, jak każda inna para.
Ale
czy to ma teraz jakieś znaczenie? Póki widziałem uśmiechniętą, szczęśliwą twarz
Nakao, byłem zadowolony.
To
początek naszego związku.
Nareszcie!
OdpowiedzUsuńCzekałam na to prawie tak jak Sora! xD
To było urocze~!
Te dziewczyny... Uh! -_-
Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów!
No bo będą następne?
Będą, będą ^^
Usuń... kiedyś xD
Nie no, powoli wracam zarówno do tego jak i do "Black Game" :3
W końcu swoją własną twórczością też się muszę zająć! : D
Bardzo podobało mi się to opowiadanie. Zabawne, urocze, piękne :*
OdpowiedzUsuń