24 wrz 2014

Rozdział Pierwszy



            Wszystko zaczęło się od jeża.
            Mało romantyczny początek, zdaję sobie z tego sprawę. Jednak taka jest prawda.
Tego dnia po raz pierwszy w życiu tak bardzo pokłóciłem się z tatą, że ten aż trzasnął słuchawką, na pożegnanie krzycząc, iż nie chce mnie więcej znać.
            Właściwie to spodziewałem się takiej reakcji po tym, co mu powiedziałem. Ale może jednak powinienem zrobić to osobiście, a nie przez telefon...
            Wyszedłem na spacer do parku, by nieco ochłonąć. Nie należę do ludzi wyładowujących swoje emocje na otoczeniu, preferowałem ciche spacery, albo słuchanie muzyki klasycznej. Tym razem jednak wybrałem to pierwsze.
            Na dworze było ciepło, jako że trwało lato. Przechadzając się powoli przez park, ze wzrokiem wbitym w ziemię, zastanawiałem się, czy tata jeszcze kiedykolwiek zechce ze mną rozmawiać. W sumie to i tak nasz kontakt był bardzo ograniczony. Głównie ze względu na to, że opuścił mnie i mamę, kiedy miałem pięć lat i, zajęty swoim życiem, nie bardzo interesował się swoim potomkiem.
            Idąc asfaltową ścieżką nie bardzo zwracałem uwagę na to, co działo się wokół. Było już ciemno, drogę oświetlały mi nieliczne małe latarnie.
            I właśnie w świetle jednej z nich zobaczyłem leżącą na środku drogi cegłę. A przynajmniej myślałem, że była to cegła, dopóki się nie poruszyła. Stanąłem w miejscu i przypatrywałem się, jak to „coś” robi powolne kroczki w stronę trawy. Marszcząc brwi, podszedłem bliżej.
            To było właśnie moje pierwsze spotkanie z Jerzym. Kucając ostrożnie przy tym niewielkim stworzeniu, jak zaczarowany wpatrywałem się w jego maleńki dziubek, w którym tkwił mały, zielony listek.
-         Smacznego – mruknąłem zupełnie bez sensu, bo przecież był to jeż, a jeże nie rozumieją ludzkiej mowy.
-         Dzięki – usłyszałem jednak w odpowiedzi.
Zmarszczyłem brwi, przypatrując się zwierzęciu. Objąłem kolana ramionami i tak
gapiłem się przez kilkanaście sekund, nim dotarło do mnie, że przede mną ktoś stoi i to właśnie on się odezwał.
-         To twój jeż?- zapytał.
Spojrzałem w górę i przyjrzałem się mu. Był to wysoki chłopak o długich, czarnych
włosach sięgających ramion. Światło latarni było za słabe, bym mógł dostrzec kolor jego oczu. Nieznajomy miał na sobie czarne dżinsy, wyblakły t-shirt i czarną, skórzaną kurtkę. W ręce trzymał bułkę z sałatą i kurczakiem, taką, którą można kupić w Piotrze i Pawle za niecałe cztery złote.
-         Nie – odparłem.- Właśnie go znalazłem.
-         Aha – mruknął.- I co? Weźmiesz go do domu?
Spojrzałem na malutkiego jeża, który właśnie przydreptał do mnie bliżej. Z jakiegoś
powodu poczułem się jak matka, której dziecko właśnie nauczyło się chodzić.
-         Cóż...- westchnąłem.- Jest uroczy.
-         Jest.
-         Tak myślisz?- spojrzałem na niego.
-         Tak myślę – skinął potakująco głową, biorąc kęs kanapki.
-         Chcesz go zabrać?
-         A ty chcesz go zabrać?
-         Chciałbym...- znów spojrzałem na jeża.
-         Ty go znalazłeś. Zabierz go. Sporo tu psów, mogą mu coś zrobić.
Jeż zbliżył się jeszcze bardziej i przycupnął przy moich stopach. Widziałem, jak jego
maleńkie ciałko unosi się i opada wraz z jego oddechem.
-         Wezmę go – postanowiłem, zauroczony.
-         To dobrze.
Ostrożnie wyciągnąłem dłoń, a zwierzak wspiął się na nią, zupełnie bez sprzeciwu.
Wstałem powoli, uważając, by mi przypadkiem nie spadł. Odwróciłem się i zacząłem się oddalać. Słyszałem za sobą kroki.
-         Jak mu dasz na imię?- zapytał chłopak.
-         Hmm? Jeszcze nie wiem – odparłem, nie odwracając wzroku od maleństwa na moich dłoniach.
-         Dbaj o niego – rzucił jakby na pożegnanie.
Odwróciłem głowę. Czarnowłosy chłopak usiadł na ławce i dalej jadł swoją bułkę. Nie
odezwałem się więcej, tylko poszedłem prosto do domu.
-         Co to jest?- zapytała od progu moja mama.
-         To jest jeż, mamo – powiedziałem, jakbym przedstawiał jej miłość mojego życia.
-         Skąd tyś go wytrzasnął?
-         Był w parku – wyjaśniłem.- Podszedł do mnie. Był sam i wyglądał na smutnego.
-         O czym ty, do cholery, mówisz?- jęknęła mama.- Natychmiast wynieś mi to z domu! Pełno zarazków i bakterii, jeszcze jakieś choróbsko nas dopadnie! Mało mam problemów na głowie? Odnieś go!
-         Ale mamo...
-         Odnieś, powiedziałam! I nie dyskutuj.
Z westchnieniem ponownie opuściłem mieszkanie i wróciłem do parku. Chciałem odłożyć
go w to samo miejsce, w którym go znalazłem, ale zatrzymałem się przy ławce, na której siedział ten czarnowłosy chłopak.
-         Dałeś mu imię?- zapytał.
-         Nie – pokręciłem przecząco głową.- Mama nie pozwala mi go zatrzymać.
-         Dlaczego?
-         Zarazki, bakterie, choroby – bąknąłem niewyraźnie.- A może ty się nim zajmiesz?
-         Nie mogę – teraz to on pokręcił głową.
-         Dlaczego?
Wymruczał coś pod nosem, ale go nie dosłyszałem.
-         Co?
-         Osoba, którą kocham, wyrzuciła mnie z domu – powiedział.
-         Wyrzuciła...?- powtórzyłem.- Ale tak...wyrzuciła-wyrzuciła?
-         Tak. Wyrzuciła-wyrzuciła. Nie dała mi nawet moich rzeczy...
-         Nie wrócisz do rodziny?
-         Nie chcą mnie – powiedział cicho i skulił ramiona.- Pokłóciłem się ze wszystkimi już dawno temu.
Przełknąłem ślinę. Jeżyk na moich dłoniach musiał zasnąć. Nie poruszał się, jedynie jego
grzbiet unosił się i opadał. Patrzyłem przez chwilę na niewielkie igiełki i poczułem żal, że nie mogę go przytulić.
-         Zostaniesz w parku?- zapytałem.
-         Nie mam dokąd pójść – wzruszył ramionami.- Jutro postaram się znaleźć pracę, może uda mi się zyskać jakieś lokum.
Nie wiem dlaczego, ale właśnie w tym momencie poczułem przemożną chęć
przygarnięcia go pod swój dach. No, nie do końca mój, bo to mama opłacała czynsz za mieszkanie... W każdym razie, chciałem się nim zaopiekować.
Jak jeżem.
-         Jesteś złodziejem?- zapytałem.
-         Nie.
-         Naciągaczem?
-         Nie.
-         Mordercą?
-         ...a liczysz owady?
-         Nie.
-         Nie jestem mordercą.
-         To chodź do mnie. Przynajmniej na jedną-dwie noce, albo póki sobie czegoś nie znajdziesz.
-         To miło, że chcesz mi pomóc – powiedział ze smutnym uśmiechem, patrząc w ziemię.- Twoja rodzina...?
-         Mieszkam tylko z mamą.
-         Nie będzie miała nic przeciwko?
-         Nie wiem. Ale nie zaszkodzi jej zapytać.
Chłopak skinął głową, po czym wstał z ławki. Był wyższy ode mnie o ponad głowę, dlatego
musiałem trochę przechylać swoją, by patrzeć mu w oczy.
-         Dziękuję – powiedział.
-         Jeszcze się nie zgodziła...mama...
-         Ale i tak dziękuję.
Skinąłem głową i ruszyłem znów do mieszkania. W dłoniach nadal trzymałem śpiące
zwierzątko.
-         Nie mogę się z nim rozstać – mruknąłem.- Już się przywiązałem.
-         Szybko się przywiązujesz?
Znów skinąłem głową.
Wyszliśmy z parku i przeszliśmy przez jezdnię na drugą stronę ulicy, gdzie stał szereg
starych, szarych bloków. Weszliśmy do tego z numerem 42, po czym udaliśmy się schodami na siódme piętro.
-         Winda się zepsuła – wymamrotałem.
-         Aha.
Kiedy znaleźliśmy się w mieszkaniu, w korytarzyku pojawiła się mama i zmierzyła nas od
góry do dołu.
-         Mamo, to jest...
-         Jerzy.
-         Jerzy.
-         Oh...- mama wyprostowała się lekko i uśmiechnęła do nas. A raczej do niego.
-         Dobry wieczór – powiedział grzecznie Jerzy.- Przepraszam za najście o tej godzinie.
-         Nic się nie stało – mama podeszła do mnie i szturchnęła mnie łokciem w bok.- A tego to nie mogłeś od razu przyprowadzić, tylko jakiegoś jeża do domu sprowadzasz?
-         Mamo...- mruknąłem z wyrzutem.- Zatrzymajmy go, dobrze?
-         Którego?- spojrzała na mnie znacząco.
Poczułem, że się rumienię.
-         Nie chcę sprawiać kłopotu – powiedział Jerzy.
-         Jerzego wyrzuciła z domu dziewczyna – wyjaśniłem.- Może u nas przenocować?
-         Hmm...cóż...- mama przystępowała z nogi na nogę, przyglądając się gościowi.- Obawiam się, że nie mamy dla ciebie żadnych rzeczy na przebranie. No i nie ma tu pokoju gościnnego. Nie przeszkadza ci, byś spał z Emilem?
-         Nie – Jerzy pokręcił przecząco głową.- Bardzo pani dziękuję.
-         Chciał spać w parku – dodałem, żeby wzbudzić w niej nieco więcej troski.
Udało mi się, bo spojrzała na niego prawie ze łzami w oczach.
-         Biedaku...zrobię ci herbaty. Na pewno jesteś też głodny, przygotuję ci coś do jedzenia! Emil, uszykuj koledze kąpiel! A to coś...- wskazała ruchem ręki na maleństwo w moich rękach.- Oh, wyczyść to jakoś i włóż do jakiegoś kartonu!
-         Dobrze.
Mama spojrzała po raz ostatni na nas i poszła do kuchni, kręcąc głową. Popatrzyłem na
Jerzego. Teraz mogłem określić kolor jego oczu. Były bardzo ciemne, prawie czarne. Odbijała się w nich pewnego rodzaju pustka, ale gdzieś głęboko widziałem w nich wdzięczność.
Poprowadziłem go do mojego pokoju – jedynego zresztą w naszym małym mieszkanku.
Mama spała w salonie na rozkładanej kanapie, tam też jedliśmy, a prócz tego mieliśmy małą kuchnię i łazienkę.
Żyliśmy wyjątkowo skromnie, ale najważniejsze, że sobie radziliśmy.
-         Mam łóżko – powiedziałem, jakbym chwalił się wygraną na loterii.- Możesz na nim spać, ja rozłożę sobie materac.
-         Nie, dziękuję – powiedział Jerzy, zdejmując kurtkę.- Chciałbym na materacu.
Jeżyk obudził się i dreptał małymi łapkami w miejscu, na moich dłoniach. Położyłem go
ostrożnie na łóżku, po czym wygrzebałem z szafy nadmuchiwany materac i karton, w którym trzymałem stare książki.
Wyciągnąłem je, układając szybko w szafie, a następnie rozejrzałem się wokół w
poszukiwaniu czegoś miękkiego, czym mógłbym je wyłożyć. Sięgnąłem po papierowe ręczniki, które leżały na biurku, wyłożyłem nimi karton, a następnie ostrożnie ułożyłem w nim jeża.
W tym czasie Jerzy stał przy biurku i rozglądał się po moim pokoju. Nie miałem tu zbyt
wielu rzeczy. Po lewej stała szafa, komoda i regał z książkami. Po lewej biurko i fotel. A na przeciwko, pod oknem, łóżko.
Było czysto i schludnie, jak zawsze. Nie byłem pedantem, ale lubiłem porządek.
-         Rozgość się – powiedziałem.- Uszykuję ci kąpiel i dam jakąś większą bluzkę do spania. Może znajdę też dresy...
Sięgnąłem do szafy i przeszukałem jej zawartość. Prócz brzydkiej, rozciągniętej koszulki z
logo jakiejś firmy, miałem jedynie luźną bluzę, w której chodziłem po domu zimą. Było zbyt ciepło, żeby taką nosić.
-         Chyba jednak nie mam...- westchnąłem.- Oh! Ale dresy się znalazły.
-         Dziękuję. Mogę bez koszulki, jeśli ci to...
-         Mnie nie – przerwałem mu, zamykając szafę.- Ale mama...- uśmiechnąłem się przepraszająco.- Ma słabość do młodych, przystojnych mężczyzn.
Odpowiedział słabym uśmiechem. Sięgnąłem po złożony w kostkę T-shirt, który
popołudniu pozostawiłem na krześle przy biurku, po czym, razem z dresami, zaniosłem go do łazienki. Jerzy poszedł za mną, uważnie mi się przypatrując, gdy przekręcałem kurki w wannie, by napuścić wody.
-         Tu masz płyn do kąpieli – wskazałem pomarańczową butelkę.- A tutaj szampon, jeśli chciałbyś umyć włosy. Ah, ręcznik...- przypomniałem sobie w porę. Podszedłem do wiszącej na ścianie szafki, otworzyłem ją i wyciągnąłem duży, kremowy ręcznik. Położyłem wszystko na zamkniętej klapie sedesu i spojrzałem na Jerzego.- No, to wszystko.
-         Jeszcze raz dziękuję.
-         Jak się wykąpiesz, chodź do kuchni. Zjesz coś i się napijesz.
Skinął głową, a ja wyszedłem, pozostawiając go samego.
-         Przystojniak – powiedziała mama, kiedy tylko wszedłem do kuchni.- To twój chłopak?
-         Mamo, ściany są cienkie...- mruknąłem, rumieniąc się intensywnie. Moje policzki wręcz płonęły.
-         Ah, tak, tak – odpowiedziała, jednak wcale nie ściszyła głosu.- Bardzo sympatyczny, ale jakiś taki bez życia się wydaje. Czemu go wyrzuciła?
-         Nie wiem.
-         Nigdy mi nie mówiłeś o tym Jerzym. Długo się znacie?
-         Nie...nie bardzo.
-         Gardło cię nie boli od tego trajkotania...?- mruknęła mama do siebie, przerzucając omlet na drugą stronę.
-         Dla mnie?- spytałem.
-         Tak. Dla niego zrobię, jak już wyjdzie z łazienki, żeby był gorący. Omlet, oczywiście – mrugnęła do mnie okiem, a ja znów poczułem ogień na policzkach. Zza ściany rozległo się ciche odchrząknięcie. Poczułem falę gorąca przepływającą przez moje ciało.
W milczeniu zjadłem swój posiłek i wypiłem herbatę przygotowaną przez mamę. Po kilku
minutach w kuchni pojawił się Jerzy. Kiedy na niego spojrzałem, zakrztusiłem się herbatą, a mama odwróciła się szybko, chcąc ukryć rozbawienie.
-         Wyglądam zabawnie?- zapytał Jerzy, spoglądając na swoją koszulkę, odkrywającą mu nieco brzucha.
-         Był pyszny – wycharczałem, podnosząc się z krzesła i odkładając talerz i sztućce do zlewu. Kaszlnąłem kilka razy.- Pójdę się wykąpać.
Zostawiłem ich samych, po czym poszedłem do pokoju po piżamę. Wchodząc do łazienki,
poczułem przyjemny zapach płynu do kąpieli o zapachu konwalii. Mama go uwielbiała, a ponieważ nigdy nie przywiązywałem uwagi do zapachu, również z niego korzystałem, chociaż wszyscy moi znajomi używali typowo „męskich” zapachów.
Zza ściany słyszałem rozmowę mamy z Jerzym. Pytała, ile ma lat, skąd jest i czy gdzieś
pracuje. Odpowiadał spokojnym tonem: 24, z Poznania, nie ma pracy.
Po przyjemnej, gorącej, aczkolwiek niezbyt długiej kąpieli, wróciłem do kuchni. Mama
popijała herbatę, przeglądając jakąś gazetę, a Jerzy siedział w milczeniu, patrząc w stół.
-         Trzeba nakarmić jeża – mruknąłem.
-         Tylko czym?- zapytała mama, nie odrywając wzroku od gazety.
-         Mamy jeszcze trochę mielonego?- zapytałem.
-         Mielonego?- mama spojrzała na mnie, zaskoczona.- On to zje?
-         Czytałem, że mielone z łopatki wieprzowej i wołowiny jest dobre dla jeży – odezwał się cicho Jerzy.
-         No cóż, możesz wziąć – mama wzruszyła ramionami.- Ale nie przywiązuj się do tego stworzonka, bo i tak długo u nas nie zostanie.
Nie odpowiedziałem nic. Wyjąłem z lodówki paczkę z resztą mielonego, sięgnąłem do
szafki po talerzyk i miseczkę. Na talerzyk nałożyłem niewielką porcję mięsa, a do miseczki wlałem wodę.
-         Pewnie pójdę już spać – mruknąłem, nachylając się i całując mamę w policzek.- Dobranoc, mamo.
-         Mhm, dobranoc – mruknęła.- Dobranoc, Jerzy, mam nadzieję, że będzie ci się u nas dobrze spało!
-         Dobranoc pani. Jeszcze raz dziękuję.
Przeszliśmy z Jerzym do mojego pokoju. Od razu klęknąłem przed kartonem i zajrzałem
do środka. Stworzonko przechadzało się to w tu to tam, jakby badając nowy teren. Położyłem przy nim talerzyk z mięsem mielonym oraz miseczkę z wodą, a on od razu podszedł do jedzenia, poruszał chwilę pyszczkiem i przystąpił do posiłku.
Jerzy klęczał obok mnie, również się w niego wpatrując.
-         Materac...- przypomniałem sobie.
Napompowanie go było nie lada wyczynem, bo pompka miała już swoje lata i, nie dosyć,
że ciężko było się nią posługiwać, to na dodatek wydawała z siebie dziwne piski i jęki. Po kilku minutach Jerzy zaoferował mi zamianę. Teraz to on pompował, a ja się przyglądałem.
-         Studiujesz?- zapytał, kiedy już skończył.
-         Umm – skinąłem głową.- Informacja naukowa i bibliotekoznawstwo.
-         Lubisz książki?
-         Tak.
-         Aha.
-         A ty?- zapytałem. Czułem się dziwnie, kiedy tak oboje klęczeliśmy przed materacem, gapiąc się na niego zupełnie bez sensu.
-         Studiuję w Akademii Sztuk Pięknych – powiedział cicho.- Malarstwo.
-         Malujesz?
-         Tak.
-         Aha.
Zapadła niezręczna cisza. Podniosłem się z podłogi i wziąłem z łóżka koc. Rozłożyłem go
na materacu i znów wróciłem do łóżka, by wziąć poduszkę. Podałem ją Jerzemu i posłałem mu lekki uśmiech.
-         Wybacz, że nie mogę ci zaoferować lepszych luksusów.
-         Nie potrzebuję niczego więcej – pokręcił głową.
Westchnąłem cicho, po czym położyłem się do łóżka. Przez chwilę patrzyłem, jak Jerzy, w
za krótkim T-shircie kładzie się na materacu i przykrywa kocem.
-         Jeśli będzie ci zimno, to powiedz. Przyniosę drugi koc – wyszeptałem.
-         Jest ciepło – odparł również szeptem.
-         Więc...gaszę światło.
W pokoju zapadła ciemność. Okna zasłoniłem już wcześniej, więc nawet księżyc niczego
nie oświetlał. W całym mieszkaniu panowała cisza, jedynie gdzieś na dworze ujadał pies i grały świerszcze.
Poruszyłem się niespokojnie w łóżku.
-         Nie zabijesz mnie, prawda?- zapytałem, siląc się na żartobliwy ton.
-         Nie mam powodu – powiedział Jerzy.- A ty?
-         Ja też nie.
-         Twoja mama...
-         Tak?
-         Pytała, czy jestem twoim chłopakiem.
Cieszyłem się, że nie widzi teraz mojej czerwonej twarzy. Mimo to, ukryłem ją w
poduszce.
-         Uhm. Jestem gejem – powiedziałem stłumionym głosem.
Zapadła chwila ciszy.
-         Nic ci nie zrobię, jeśli o tym myślisz – powiedziałem cicho.- Może cię to trochę brzydzić...
-         W porządku – usłyszałem w odpowiedzi.- Ja też.
-         Co?
-         Ja też – powtórzył.
-         Co...ty też?
-         Jestem homoseksualistą.
-         Naprawdę?
-         Tak.
-         Żartujesz.
-         Nie. Mówię poważnie.
-         Aha.
-         Mój chłopak mnie dziś wyrzucił – powiedział tak cicho, że ledwie go dosłyszałem.
-         Długo z nim byłeś?
-         Prawie dwa lata.
-         To długo...
-         Długo.
Znów zapadła cisza. Nie słyszałem, by się poruszał, nie słyszałem też jego oddechu. Moje
powieki z każdą chwilą robiły się coraz cięższe. W końcu zamknąłem je zupełnie i cicho wymamrotałem „dobranoc”. Nim zasnąłem, usłyszałem jeszcze równie cichą odpowiedź Jerzego.

***

      Następnego dnia rano, kiedy się obudziłem, Jerzego nie było w pokoju. Nie wiem, jakim cudem go nie słyszałem, ale najwidoczniej wypuścił powietrze z materaca i złożył go w kostkę, ponieważ teraz leżał na krześle przy biurku. Na nim, również złożony, koc, oraz poduszka.
      Wstałem z ociąganiem, przecierając dłońmi oczy i powlokłem się do kuchni sądząc, że jak zawsze zastanę tam mamę.
      Tym razem jednak tak nie było. Zamiast niej, na krześle przy małym stoliku siedział mój gość.
-         Jerzy – powiedziałem.- Cześć. Jak ci się spało?
-         Bardzo miło – odparł, upijając łyk kawy z kubka z moim imieniem.- Wygodnie.
-         Cieszę się.
-         Zrobię ci kawy.
-         Nie, dziękuję – powiedziałem szybko.- Nie przepadam za kawą.
-         Herbaty?
-         Lepiej. Jeśli chcesz.
Jerzy wstał od stołu i sięgnął do wiszącej szafki po kubek. Przez chwilę stał,
wyprostowany, wpatrując się w naczynia, jakby zastanawiając się, który kubek wybrać.
-         Mam twój kubek – powiedział.- Pijasz w jakimś innym?
-         Ten z owieczkami.
Skinął głową i sięgnął po niego. Wstawił czajnik na ogień i przyszykował herbatę. Ja
tymczasem usiadłem przy stole i obserwowałem jego ruchy.
      Jerzy był naprawdę przystojny. I w dodatku miał niezłe ciało. Przez koszulkę rysowały
się mięśnie jego pleców, niżej była zgrabna pupa, a na koniec długie nogi. Westchnąłem
cicho, sam się dziwiąc, że czuję dziwną tęsknotę.
      Herbata została podana, wraz z talerzem pełnym kanapek z szynką i pomidorem.
-         Twoja mama je dla nas zrobiła. Poszła do sklepu.
Skinąłem głową, zajęty piciem gorącego napoju. Przyjemnie rozgrzewał moje
wnętrzności.
-         Nie poparz się – mruknął Jerzy.
-         Okej – odparłem.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Wziąłem jedną z kanapek i zabrałem się do jedzenia.
Zabawne, że posiłki robione przez kogoś są o wiele smaczniejsze od tych, które zrobiłoby się samemu.
-         Od jak dawna czujesz się gejem?- zapytał nagle Jerzy.- Nie chcę być wścibski. Jeśli nie chcesz odpowiadać...
-         W porządku – skinąłem głową.- Od czasów liceum. Wcześniej nie interesowały mnie związki, ale w liceum zakochałem się w moim koledze z klasy.
-         Byliście ze sobą?
-         Nie.- Pokręciłem głową.- Całowaliśmy się tylko. Ale stwierdził, że to nie dla niego.
-         Skądś to znam – mruknął Jerzy.
-         A ty...?
-         Od gimnazjum – powiedział.- Podobał mi się mój nauczyciel...
-         Nauczyciel?- roześmiałem się delikatnie.
-         Tak, nauczyciel – potwierdził z uśmiechem.- Miał tatuaż na prawym ramieniu. Słowika. Uczył mnie polskiego.
Nagle usłyszeliśmy stłumiony dźwięk dzwonka. Jakaś piosenka grała w mieszkaniu.
Zmarszczyłem lekko brwi.
-         Mój telefon komórkowy – wyjaśnił Jerzy.- Przepraszam, czy mogę odebrać?
-         Jasne – odpowiedziałem, zaskoczony tą grzecznością.
Jerzy wstał od stołu i poszedł do mojego pokoju. Normalnie pewnie zapewniłbym mu
prywatność, ale w naszym mieszkaniu ściany były naprawdę cienkie, nic więc nie mogłem poradzić, że słyszałem, co mówił:
-         Cześć...Aha...Mhm...Jasne, rozumiem...Nie gniewam się....Tak, w porządku. Jestem u...przyjaciółki...Emilia – uśmiechnąłem się lekko, słysząc to drobne kłamstwo.- Mówiłem ci, może zapomniałeś...Tak...Co?...Aha...dobrze...Jasne...Do zobaczenia.
Nawet nie zwróciłem uwagi na to, że skończyłem kanapkę. Chwyciłem za następną, kiedy
do kuchni wrócił Jerzy.
-         Dzwonił – powiedział, najwyraźniej sądząc, że domyślę się, o kogo chodzi.- Chyba mu przeszło.
-         To nie pierwszy raz, kiedy cię wyrzucił?
-         Pierwszy.
-         Aha. I co teraz? Chce, żebyś wrócił?
-         Tak.- Jerzy skinął głową.- Dziękuję, że pozwoliłeś mi tu zostać.
-         Nie ma sprawy – uśmiechnąłem się.
-         Powiedział, żebym za pół godziny był przy centrum handlowym – powiedział cicho.
-         Odprowadzić cię?- zapytałem.
-         Nie, nie trzeba – pokręcił głową.- Znam drogę. Mogę ci się jakoś odwdzięczyć?
-         Nie musisz. To nic takiego – wzruszyłem ramionami.
-         Ja na to inaczej patrzę – powiedział z lekkim uśmiechem. Miał ładny uśmiech, jeśli był szczery, z głębi serca.- Pójdę się ubrać. Mogę pożegnać się z jeżem?
-         Pewnie, że tak.
Wyszedł z kuchni i zaczął krzątać się po pokoju. Potem wszedł do łazienki i wyszedł z niej
po kilku minutach. W tym czasie dokończyłem kanapkę i dopiłem swoją herbatę. Zastanawiałem się nad moim dziwnym życiem.
Kiedy Jerzy pojawił się na korytarzu przy wejściu do kuchni, wstałem i podszedłem do
niego. Czułem przyjemny zapach jego ubrań. A może to on sam tak pachniał?
-         Przeprosisz ode mnie twoją mamę?- zapytał.- Oh, i podziękuj jej w moim imieniu.
-         Od twojego dziękowania pewnie boli ją już głowa.
-         Przepraszam...
-         Nic się nie stało. Miło było cię poznać, Jerzy.
-         Nawzajem, Emilu.
Uścisnęliśmy sobie dłoń. Żaden z nas jednak nie poruszył się. Kątem oka dostrzegłem, że
Jerzy wpatruje się w swoje buty, ja więc wbiłem wzrok w jego klatkę piersiową.
-         Pójdę już – powiedział.
-         Trzymaj się. Powodzenia.
-         Jeszcze raz dziękuję.
Uniosłem głowę, by go skarcić, a wtedy on chwycił delikatnie dłonią mój podbródek i
uniósł jeszcze wyżej. Spojrzałem w jego ciemne, bezdenne, hipnotyzujące oczy. Wpatrywałem się w nie, ledwie zdając sobie sprawę z tego, że nasze usta są połączone. Były odrobinę twarde, ale nie przeszkadzało mi to. Przymknąłem oczy, dalej wpatrując się w jego. Rozkoszowałem się smakiem kawy, której przecież nie znosiłem.
Czarna, bez mleka. W dodatku gorzka.
Odsunął się ode mnie na krok i spuścił wzrok. Nie powiedział nic więcej. Wyszedł z
mojego mieszkania, cicho zamykając za sobą drzwi.
A ja stałem w korytarzu ze wzrokiem wbitym w ścianę.
Zapomniałem jak się ruszać.


1 komentarz:

  1. To znowu ja! Siemanko ^^ W sumie nie komentowałam za dużo tych Twoich opowiadań. Przepraszam! ._.
    W każdym razie, skończyłam już z dwa dni wszystko z KnB po czym pierwszy raz od ponad roku osiągnęłam stan, w którym losowo szukałam fajnych blogów yaoi. Doszło do tego, że czytałam nawet kilka sprzed kilku lat. Na blogach Onetu :O A potem sobie przypomniałam: "Nie wchodziłam jeszcze w zakładkę 'Twórczość Yuuki' na tym fajnym blogu z yaoicami z Kuroko". No więc jestem. Muszę powiedzieć, że niesamowicie podoba mi się Twój styl pisania. Sama mam dość podobny, gdy już próbuję coś stworzyć.
    Ten rozdział był słodki. Jeż i Jerzy, no kawaii ^_^ I sobie pomyślałam, że gdyby to był ff z KnB, to Jerzy byłby Kuroko. Strasznie mi pasuje charakterem jak na razie :3

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń