Miałem
wrażenie, że od poprzedniego wieczora śnieg w ogóle nie przestał padać. Stojąc
przy oknie w swoim pokoju i wyglądając na zewnątrz, na ulicy widziałem grubą
warstwę białego puchu – w dodatku ciągle przybywał, sypiąc się z nieba, na
które i tak nie spojrzałem.
Obudziłem
się o pół godziny wcześniej, niż zamierzałem, a to wszystko przez stanowczo
zbyt cienką ścianę oddzielającą mój pokój od pokoju Maedy. Mój lokator spał
snem wyjątkowo twardym i musiało minąć około dziesięciu sekund, nim w końcu
wyłączył budzik.
Dalej
stojąc przy oknie, zacząłem powoli rozpinać guziki mojej piżamy. Zsunąłem ją
powoli z ramion i, odwracając się do krzesła, na którym czekały na mnie złożone
w schludną kostkę ubrania, zerknąłem w lustro wiszące na ścianie przy drzwiach.
Ze smętnym
wyrazem twarzy przyglądał mi się chłopak o wzroście ledwie 170 centymetrów,
jasnych, zielonych oczach i przydługich blond włosach zaczesanych po obu
stronach głowy. Cerę miał jasną, skórę delikatną jak u kobiety, a i sylwetką
nie mógł się raczej zbytnio chwalić.
Lat 20. I
wciąż zero zarostu.
Westchnąłem
ciężko, zdejmując z siebie dół piżamy. Zerknąłem na moje majtki – szare,
zwyczajne, bez żadnych ozdób. W nich też nie było niczego, czym można by się
było chwalić.
Nie, żebym
narzekał. Jakoś nieszczególnie ciągnęło mnie do pokazywania komuś mojego ciała.
Po prostu w niektórych momentach nachodziła mnie myśl, że lepiej by było,
gdybym był kobietą.
Czy wtedy
odrzuciłbyś moje uczucia, Yamato...?
Na pewno
potraktowałbyś mnie inaczej...a może nie? Może to po prostu ze mną było coś nie
tak?
Znów
westchnąłem cicho i otrząsnąłem się z myśli. Obiecałem sobie pozbyć się
wspomnień z przeszłości, w tym właśnie celu przyjechałem do Fukui. Jeśli nie
wezmę się w garść, znów będę żałował.
Ubrałem
dżinsy, podkoszulek i ciepły sweter, po czym wyszedłem z pokoju i udałem się do
kuchni, skąd słychać było poranne krzątanie Maedy.
-
Dzień dobry, Fumi-chan – zanucił melodyjnie mój
lokator.
-
Dzień dobry, Shuzo-kun – przywitałem się.- Widzę, że
humor ci dopisuje.
-
Oczywiście! Bycie pozytywnym to ważna cecha, staram się
być taki przez cały czas – to mówiąc, podał mi talerz z dwiema kanapki.
-
Eh? T-to dla mnie?- zapytałem, zaskoczony.
-
Mhm! Itadakimasu, Fumi-chan!
-
Ehm...dziękuję – uśmiechnąłem się lekko.- Chyba śniło
ci się coś przyjemnego.
-
Oho, rzeczywiście – powiedział Maeda, patrząc na mnie
dość dziwnie.- Mam nadzieję, że to był proroczy sen!
-
A...co ci się przyśniło?
-
To moja słodka tajemnica – szepnął, mrugając do mnie
okiem, po czym, chwytając w zęby kanapkę, a w dłonie dwa kubki z parującymi
napojami, wyszedł z kuchni.
Uśmiechnąłem się, idąc za nim.
Zaskakujące, jak bardzo ludzie wyróżniający się „dzikim”
wyglądem spośród innych potrafią być bardziej ludzcy i
urzekający, niż nie jeden z nich.
-
Pamiętaj, że jesteśmy dziś umówieni – powiedział Maeda,
siadając na poduszce przy stole.- Nie masz dziś żadnej innej randki, prawda?
-
N-nie – mruknąłem, rumieniąc się.
-
No ja myślę – zaśmiał się mój lokator, biorąc kęs
kanapki i otwierając poranną gazetę.
W salonie unosiła się przyjemna
woń świeżo parzonej kawy. Co prawda, sam nigdy jej nie
piłem, ponieważ mi nie smakowała, ale zapach miała doprawdy
rozkoszny.
Upiłem łyk herbaty, którą
przygotował mi Maeda. Uwielbiałem jej smak. Chwile, kiedy mogłem jej
skosztować, były pewnego rodzaju drobnymi przyjemnościami w życiu. Tymi, na
które nie zwraca się szczególnej uwagi, a jednak dającymi życiu „smaczek”.
-
Pyszna – westchnąłem z błogim uśmiechem.- Powinieneś
parzyć herbaty zawodowo, Ma...Shuzo-kun.
-
Daj spokój, to tylko herbata – powiedział z uśmiechem
Maeda, jednak delikatny rumieniec na jego policzkach sugerował, że czuje się
mile połechtany.
-
Ja takiej nie potrafię zrobić – wyjaśniłem, a potem
westchnąłem ciężko.- Jak tak dalej pójdzie, uzależnię się od niej.
-
W takim razie, chyba będziemy musieli mieszkać ze sobą
już na zawsze – roześmiał się Maeda.- Ty uzależniasz się od herbaty, którą ci
zaparzam, a ja od twoich obiadów. Jeszcze chwila i nie będziemy mogli bez
siebie żyć.
Roześmiałem się cicho,
rozbawiony. Widząc zaskoczone spojrzenie mojego lokatora,
spuściłem wzrok, rumieniąc się. Odchrząknąłem cicho,
wracając do picia gorącego napoju.
W milczeniu dokończyliśmy
śniadanie. Ponieważ Shuzo miał zaraz wychodzić, to ja po nas
posprzątałem i umyłem naczynia. Kiedy już je wysuszyłem i
pochowałem, była 8:30, a więc wyszedłem na korytarz.
-
Przygotowałeś sobie bento?- zapytałem mijającego mnie
właśnie Maedę.
-
W sumie to nie powinna być moja rola, ale tak, zrobiłem
sobie.
-
To dobrze. A idziesz dziś po pracy odwiedzić mamę?
-
Tak, przejdę się.- Maeda zarzucił na siebie swój
ciemnobrązowy płaszcz i przewiązał szyję szalikiem.
-
Uważaj na siebie, kiedy będziesz wracał. Do zobaczenia
o 20:00.
Maeda spojrzał na mnie uważnie i
tak przypatrywał mi się przez kilka sekund. Spuściłem
głowę, wbijając spojrzenie w jego buty. Chyba nie powinienem
był tego mówić. To było idiotyczne.
Jestem taki głupi...
-
Będę uważał, Fumi-chan – powiedział Maeda zaskakująco
łagodnym tonem. Uniosłem wzrok, czując wypieki na twarzy.
-
To...z-zabrzmiało trochę dziwnie – mruknąłem.-
Przepraszam, nie chciałem, żebyś p-pomyślał sobie, że...nie wiem, że...
-
W porządku, w porządku, weź oddech – zaśmiał się
Maeda.- Cieszę się, że się o mnie martwisz! Z poprzednim lokatorem prowadziłem
wojnę, więc trochę mnie zaskoczyłeś, to wszystko. Miła jest taka odmiana.
-
Uhm...- nadal czułem się niezręcznie.
-
Ty też na siebie uważaj, Fumi-chan! Żeby nikt cię po
drodze nie podrywał! Do zobaczenia!- to mówiąc, wyszedł z mieszkania, nim
zdążyłem zapytać, o co mu chodzi.
Jakie podrywanie? Ostatnio
podrywano mnie, kiedy byłem w pierwszej klasie liceum, w
dodatku chłopak myślał, że jestem dziewczyną...
Westchnąłem cicho, przeszedłem do
salonu i podwinąłem rękawy swetra. Czas wziąć się
za sprzątanie.
***
W soboty w
księgarni zjawiało się znacznie więcej klientów niż w dni robocze, co
skutkowało masą roboty. Zacząłem pracę o 12:00, a odetchnąć mogłem dopiero pod
koniec mojej zmiany.
Usiadłem na
krzesełku w pomieszczeniu dla pracowników i wyjąłem z torby kanapki. Mieliśmy
tu stary automat z napojami, ale dostępne były tylko różne rodzaje kawy w
puszce.
-
Fumi-kun?- do pokoju zajrzała moja koleżanka, Ayume.-
Przyszło zamówienie, które złożyłeś wczoraj wieczorem!
-
Zamówienie?- powtórzyłem.
-
Tak, z tej serii romansów dla nastolatek. „Wiatr
uczuć”, czy coś takiego?
-
Hmm...ah, tak!- wykrzyknąłem, zrywając się z krzesła.
-
Spokojnie, odebrałam je – roześmiała się Ayume.- Ja już
muszę spadać, mąż przyjechał. Zostawiłam paczkę pod ladą, nie zapomnij o niej!
-
T-tak, już po nią idę!- powiedziałem, pospiesznie
pakując na wpół zjedzoną kanapkę do woreczka, a następnie do torby.
Otarłem usta wierzchem dłoni i
przeszedłem do sali sklepowej, kierując się do kas.
-
Dobry wieczór, Takayuki-san – przywitałem się, widząc
przy kasie wysokiego mężczyznę, który zastąpił Ayume.
-
Dobry wieczór, Naofumi-san – mruknął w odpowiedzi.
Znalazłem paczkę pod ladą tuż
przy notatniku, do którego przykleiłem kartkę z numerem
telefonu do wczorajszego klienta. Odwróciłem się, sięgając
po słuchawkę. Przełknąłem ślinę. Wykonywanie rozmów telefonicznych nie należało
do moich ulubionych zajęć, ale jako, że o tej godzinie w pracy zostałem tylko
ja i pan Takayuki, nie mogłem prosić nikogo o zmianę.
Zerknąłem jeszcze na poważne
oblicze mojego kolegi. Był jeszcze bardziej cichy niż ja, z tą
różnicą, że kiedy już coś mówił, nie denerwował się i nie
jąkał. Mógł patrzeć ludziom prosto w oczy, bez żadnych problemów.
Podziwiałem go za to.
Wykręciłem numer, wzdychając po
raz setny tego dnia. Doprawdy, jakąż skomplikowaną
osobą jestem...
-
Tak, słucham?- usłyszałem spokojny ton męskiego głosu.
-
D-dzień dobry! To znaczy...dobry wieczór! – uh, fatalny
początek, jak zawsze.- Etto...pan Soua Nakao-san?- ugryzłem się w język,
wymawiając jego imię – kolejny punkt dla mnie...- Tu k-księ...Księgarnia
Ootome! Właśnie dostaliśmy pana zamówienie.
-
Ah, moja książka?- jego głos ożywił się nagle.-
Cudownie! Czy mogę po nią przyjść teraz?
-
Tak, oczywiście. Zamykamy dopiero o 22:00.
-
Dobrze, w takim razie niedługo będę! Dziękuję bardzo!
-
D-do...- nie skończyłem się żegnać, kiedy usłyszałem
kilka krótkich sygnałów oznaczających zakończoną rozmowę.
Odłożyłem słuchawkę i odwróciłem
się do lady. Zabrałem paczkę i przeszedłem z nią do
magazynu. Po wczorajszym skonsultowaniu się z szefem,
zamówiłem kilka dodatkowych egzemplarzy, musiałem je więc teraz schować do
magazynu, a parę ułożyć na półkach w sali.
W napięciu, stojąc przy ladzie i
gniotąc mój fartuch w dłoniach, czekałem na klienta. Sam
nie wiem, czemu się tak denerwowałem. Może przez to jego
intensywne spojrzenie, którym wczoraj mnie obdarzył? Te oczy w kolorze mlecznej
czekolady, ten łagodny wzrok.
Tylko czemu musiał mieć na imię
właśnie Sora...?
„Niebo”...
Rozległ się dźwięk dzwonka
zawieszonego nad drzwiami. Uniosłem głowę i zobaczyłem
go.
Miał na sobie ciemne dżinsy i
czarną kurtkę. Do tego błękitne rękawiczki z naszytymi
dużymi oczami i uśmiechem po wierzchniej stronie dłoni. Nie
miał na głowie czapki, przez co jego brązowe włosy pełne były śniegu, a uszy
przybrały kolor wiśni.
Rozejrzał się po sklepie, a
zauważywszy mnie, uśmiechnął się radośnie.
-
Dobry wieczór!- przywitał się, wlepiając we mnie te
duże, czekoladowe oczy. Spuściłem szybko wzrok i złożyłem niski ukłon.
-
Pana zamówienie dotarło do nas pół godziny temu –
powiedziałem.- P-przyniosę je!
-
Bardzo panu dziękuję!
Kiedy wróciłem z magazynu z
książką, Nakao podrygiwał zabawnie i chuchał w dłonie,
zapewne chcąc się rozgrzać. Widząc mnie, znów się
uśmiechnął.
-
Z-zapakuję – mruknąłem, unikając jego spojrzenia.
Kucnąłem, by sięgnąć po papierową
torbę. Zapakowałem do niej książkę i nabiłem cenę
w kasie.
-
A tak przy okazji...- zaczął Nakao powoli. Jego
policzki były zarumienione, ale nie mogłem być pewien, czy to z zawstydzenia,
czy z mrozu.- Wczoraj...chyba trochę przesadziłem.
-
Eh? Yy...z czym?- zapytałem, nie rozumiejąc.
-
Tak...nagle pan uciekł...- mruknął.- Nie chciałem pana
przestraszyć, czy coś, absolutnie! Ja tylko...
-
Nie przestraszyłem się pana – powiedziałem cicho,
podając mu torbę i odbierając pieniądze, które położył na podstawce.
-
No bo...tak nagle pan uciekł...
-
Nie uciekłem – mruknąłem, odwracając głowę.
-
Ah, przepraszam! Nie chciałem teraz pana zezłościć.
-
Eh? Yyy...nie jestem zły – westchnąłem.
-
Z-zirytowałem pana, prawda?- wyglądał na spanikowanego.
-
Ja...- spojrzałem na niego, zaskoczony. O co mu
chodzi?- C-co mogę jeszcze dla pana zrobić?
-
Przepraszam – westchnął ciężko Nakao.- Trochę się denerwowałem,
bo...znaczy...nieważne...
Odwrócił się, i zrobił krok ku
drzwiom, ale odwrócił się i spojrzał na mnie.
-
Czy mogę...wiedzieć, jak się pan nazywa?
-
Eh?- popatrzyłem na niego zaskoczony, po czym, zerkając
w dół, a potem w bok, wskazałem palcem na plakietkę przyczepioną do mojego
fartucha.
-
Uaa!- wróciłem spojrzeniem do Nakao. Jego twarz była
cała czerwona.- N-no tak, przecież każdy pracownik tu ma
taką...yyy...ja...przepraszam! Dziękuję! Przepraszam!- to mówiąc, a raczej
krzycząc, ukłonił się i wybiegł ze sklepu.
Patrzyłem przez okna, jak biegnie
ulicą, dopóki nie zniknął mi z oczu. Moje spojrzenie
padło teraz na wpatrującego się we mnie Takayukiego.
-
Eh?!- spuściłem szybko wzrok i zarumieniłem się.- Ja...
-
Zostawił rękawiczki – powiedział mój kolega.
Kiedy spojrzałem na ladę,
faktycznie, leżały na niej błękitne rękawiczki z oczami i
uśmiechem. Musiał je zdjąć, kiedy sięgał po portfel.
Słysząc dźwięk dzwonka,
odwróciłem się, myśląc, że po nie wrócił, ale okazało się, że do
środka wszedł Maeda.
-
Cześć, Fumi-chan!- przywitał się, machając do mnie
ręką.- Za pięć ósma! Nie spóźniłem się, możesz być ze mnie dumny.
-
Maeda-kun...
-
Ej, ej, co to za rozczarowanie w twoim głosie?
-
Może za nim pobiegnę?- to pytanie rzuciłem w stronę
Takayukiego.
-
Nie ma sensu, pewnie już jest na drugim końcu miasta –
mruknął ten w odpowiedzi.
-
Co jest, Fumi-chan?- Maeda podszedł do lady i oparł się
o nią.
-
Klient zostawił rękawiczki...
-
Te tutaj? To jakieś dziecko, tak?
-
Wyglądał na dorosłego...
-
Mniejsza z tym, przechowajcie to, pewnie się wróci po
nie. A ty idź się przebrać, specjalnie nie jadłem obiadu, żebyśmy mogli się
najeść podczas uczty!
-
D-dobrze – powiedziałem, chowając rękawiczki pod ladę.
Przeszedłem do pomieszczenia dla
personelu i zdjąłem z siebie fartuch, chowając go do
mojej szafki. Zmieniłem obuwie, założyłem płaszcz, szalik i
rękawiczki, po czym chwyciłem torbę, zarzuciłem ją przez ramię i wróciłem do
Maedy.
-
Do widzenia, Takayuki-san – powiedziałem.
-
Do widzenia. Dziękuję za twoją pracę – odparł spokojnie
mężczyzna, skinąwszy mi głową.
-
Wstąpimy pewnie do całodobowego, co?- zagadnął Maeda.-
Mam ochotę na sushi, a może zrobimy sobie krewetki w kokosie?
-
Uhm, dobry pomysł – skinąłem głową i już miałem
otworzyć drzwi, kiedy te otwarły się nagle z drugiej strony, przez co zachwiałem
się i wpadłem na Maedę, który na szczęście zdążył mnie złapać i podtrzymać.
-
Eh, uważaj trochę, szczeniaku!- warknął Maeda.
Jak się okazało, wrócił Nakao,
cały zdyszany. Z jego ust buchały białe obłoki pary. Spojrzał
na nas zaskoczony, a potem wbił we mnie wzrok i zarumienił
się.
-
Przepraszam, Naofumi-san!- krzyknął.- Nic ci nie jest?!
-
Naofumi-san?- powtórzył Maeda i roześmiał się głośno.-
Ktoś tak do ciebie mówi? Nie rozumiem, jak można nie dodawać „-chan” do twojego
nazwiska, hahaha! Przecież jesteś taki słodki, Fumi-chan!
-
Ehm...- spłonąłem rumieńcem, stając pewnie na własnych
nogach.- Pana rękawiczki...
-
Tak...wróciłem po nie – mruknął Nakao, mierząc
spojrzeniem Maedę.- Jeszcze raz przepraszam, nie chciałem sprawić ci kłopotu,
Naofumi-san.
-
Nic się nie stało – powiedziałem szybko.
-
Chodźmy, Fumi-chan, zaraz umrę z głodu – westchnął
Maeda.- A właśnie! Pięknie posprzątałeś w naszym mieszkaniu! Kiedy tam
wszedłem, myślałem, że pomyliłem wejścia!
Wyszliśmy na mróz. Maeda zamknął
za sobą drzwi księgarni i razem ruszyliśmy ulicą w
kierunku sklepu.
-
Kto to był?- zagadnął mnie po drodze.
-
Klient. Wczoraj zamówił u nas książkę, a dziś ją
odebrał. Zapomniał rękawiczek.
-
Ale chyba go znasz, skoro zwracał się do ciebie
„Naofumi-san”.- Zerknąłem na Maedę i zmarszczyłem brwi, widząc, że powstrzymuje
się od śmiechu.
-
Nie znam go – powiedziałem.- Pytał o moje nazwisko i po
prostu...tak mnie nazwał.
-
Hmm.- Maeda zamyślił się.- Cóż, nieważne. To tylko
jakiś szczeniak.
-
Huh?
-
To co, zrobimy krewetki?- znów szybko zmienił temat.
Skinąłem tylko głową w
odpowiedzi.
Kiedy w końcu go zrozumiem?
Oh... <3
OdpowiedzUsuńCoś czuję kłopoty..
Maeda pewnie kocha Fumiego, ale Fumi pokocha tego Nakao co nie?
Wolałabym żeby był z Maedą :/
A mnie się wydaje, że Fumi będzie kochał Yamato, dopóki któryś z panów wyżej nie wyzna mu miłości i Fumi nie zacznie się nad tym głębiej zastanawiać. Pytanie brzmi, który będzie pierwszy?
UsuńŚwietny rozdział..! I aww.. Te zawstydzające sytuacje..! *///* Naprzemiennie ryłam się i rumieniłam. xD Lecę czytać ciąg dalszy. :3
OdpowiedzUsuńŚwietne!!
OdpowiedzUsuńAle supi rozdzialik :3 Nasz bohater jest meega uroczy i też nie rozumiem, jak można nie dodawać -chan do jego nazwiska <3 Ciekawe z kim będzie... no ale cóż, nie przeczytam, to się nie dowiem :P
OdpowiedzUsuń