W trakcie zajęć
dostałem sms-a od pana Tatomi, w którym napisał, że dziś i jutro mam wolne,
ponieważ w jego rodzinie szykował się pogrzeb. Do samego wieczora nie miałem
pojęcia, co mu odpisać, aż w końcu wysłałem mu tylko kondolencje.
W drodze do
domu wstąpiłem do sklepu plastycznego i kupiłem sobie nowy szkicownik. Wybranie
odpowiedniego zajęło mi prawie dziesięć minut. Zawsze szczególną uwagę
zwracałem na rodzaj papieru, musiał być idealny do rysowania, nie za gruby i
przede wszystkim gładki.
Właściwie,
to był pierwszy raz kiedy wróciłem do domu przed Maedą. Akurat, kiedy wszedłem,
na zegarze wybiła godzina 16:00, a więc mój lokator dopiero kończył pracę.
Postanowiłem więc zrobić mu małą niespodziankę i przygotować obiad.
Nie byłem
pewien, ile Maedzie zajmuje dojście z pracy do domu, nie wiedziałem więc, czy
mam się spieszyć, czy nie. Postawiłem
jednak na przyrządzenie tempury i chrupiących kalmarów w panierce.
W trakcie
gotowania myślałem głównie o tym, że za kilka godzin mam się spotkać z Nakao.
Trochę się tym denerwowałem, bo nie byłem pewien, o czym mam z nim rozmawiać.
Zupełnie mnie zaskoczył, kiedy powiedział mi, że w gruncie rzeczy „znamy się”
od ponad miesiąca. W księgarni przewijało się mnóstwo ludzi, nie rozumiem,
dlaczego go nie zapamiętałem, w końcu Nakao dosyć się wyróżniał spośród tłumu.
Był wysoki, przystojny, no i otaczała go ta wyjątkowa, jasna aura. Zupełnie,
jakby był chodzącym szczęściem: w dodatku zawsze uśmiechnięty, wesoły i
życzliwy.
Zupełnie do
mnie nie pasował. Przynajmniej nie do tego mnie, którym byłem obecnie. Choć
starałem się być życzliwy dla każdego, to i tak moi znajomi z Fukui oceniali
mnie jako „poważnego 20-latka”. Nie rozumiem, co takiego spodobało się we mnie
Nakao.
Usłyszałem
zgrzyt klucza w zamku. Uśmiechnąłem się lekko. Maeda musiał się zdziwić, że
drzwi są otwarte. Teraz pewnie zachodził w głowę, czy przypadkiem nie zapomniał
zamknąć rano mieszkania, jako że, wyjątkowo, wychodził dziś wcześniej.
Pozostawiłem
na desce umoczone w panierce kalmary, wytarłem ręce i przeszedłem do holu, by
powitać mojego lokatora. Przystanąłem w połowie drogi do drzwi, zdając sobie
sprawę z tego, że naprawdę zachowywałem się jak żona. Już chciałem szybko
zawrócić, kiedy drzwi się otworzyły i do środka wszedł Maeda ze zmarszczonym
czołem. Ujrzawszy mnie, wrzasnął głośno, chwytając się za serce. Przez chwilę
dyszał ciężko, a po chwili roześmiał się z ulgą.
-
Fumi-chan!- wykrzyknął.- Aleś mnie przestraszył,
myślałem, że to złodziej!
-
W-wybacz, Ma...Shuzo-kun!- powiedziałem szybko.
-
O rany, mogłeś powiedzieć, że robisz sobie dziś wagary
– zaśmiał się, zamykając drzwi i odkładając torbę na ziemię.
-
Nie byłem na wagarach – mruknąłem.- Szef napisał mi
sms-a, że wraz z żoną przygotowują się do pogrzebu, dlatego najbliższe dwa dni
mam wolne.
-
Oh.- Maeda zdjął płaszcz i szalik.- Przykra sprawa.
Złożyłeś im kondolencje?
-
Tak.- Skinąłem głową.- Przyszedłem niecałe pół godziny
temu. Właśnie robię obiad. Tempura i kalmary w panierce.
-
Super.- Maeda uśmiechnął się, zadowolony.- Jestem
głodny jak wilk! Przebiorę się i przyjdę ci pomóc.
-
Dobrze.
Maeda minął mnie i udał się do
swojego pokoju, ja tymczasem wróciłem do kuchni. Kiedy
po kilku minutach dołączył do mnie Maeda, pogwizdując pod
nosem jakąś skoczną melodyjkę, spojrzałem na niego.
-
Humor dopisuje?- zapytałem.
-
No wiesz, w końcu święta idą! Złożymy się na jakąś małą
choinkę?
-
Pewnie! Bez choinki nie ma świąt, jak to mawia moja
mama.
-
Możemy też rozejrzymy się za tym piekarnikiem. Teraz
trwają świąteczne promocje, więc mamy idealną okazję na zdobycie jakiegoś w
stosunkowo niskiej cenie.
-
Oh...dawno nie piekłem żadnego ciasta, więc możliwe, że
wyszedłem z wprawy...- mruknąłem.- A nie chcę, żebyś niepotrzebnie tracił
pieniądze...
-
Daj spokój, dzielimy się czynszem i rachunkami, więc
dzięki tobie mam o wiele więcej pieniędzy, niż kiedy mieszkałem sam. Taki
drobny wydatek raz na jakiś czas nie będzie czymś złym.
-
Skoro tak mówisz...- mruknąłem, wrzucając kalmary na
rozgrzaną patelnię.- Tylko żeby potem nie było, że nie uprzedzałem.
-
Biorę pełną odpowiedzialność za moją decyzję – rzekł z
uśmiechem Maeda.- No dobra, obiad prawie gotowy, więc zaparzę herbatę. Może
chcesz dla odmiany jakąś owocową?
-
Nie, poproszę zwykłą.
Kilka minut później zasiedliśmy
do stołu. Maeda jak zawsze włączył telewizor i, jedząc,
oglądał kątem oka jakiś serial komediowy.
-
Jak było w pracy?- zagadnąłem.
-
Zaskakująco spokojnie – odparł Maeda z uśmiechem.- Dziś
mój kochany kolega nie miał czasu czepiać się mojego wyglądu. Dostał górę
papierów do wypełnienia, biedak nie miał czasu nawet na przerwę wyjść.
-
Będziesz miał wolne w tym tygodniu?
-
Mm? Chcesz mnie gdzieś zaprosić?- Maeda uśmiechnął się
lekko.
-
Na zakupy – odparłem spokojnie.- Święta już w przyszłym
tygodniu, musimy uzupełnić zapasy.
-
Hmm, racja.- Maeda zastanowił się chwilę.- Ty masz
wolne jutro, ja dopiero w piątek. W niedzielę większość pozamykana... zadzwonię
do szefa i zapytam go, czy da mi wolne jutro, zamiast piątku.
-
Jeśli masz już jakieś plany na piątek...- zacząłem.
-
Nie mam żadnych – przerwał mi Maeda.- Ale i tak nie
gwarantuję, że szef wyrazi zgodę. Ostatecznie możemy jechać w przyszłym
tygodniu, będę miał wolne od poniedziałku do czwartku.
-
Dobrze. – Skinąłem głową.- Ja też mam od przyszłego
tygodnia sporo wolnego.
-
W takim razie po obiedzie zadzwonię do szefa –
powiedział Maeda.- Masz ochotę wyskoczyć dziś wieczorem na drinka? Tym razem
jednego, czy dwa, żebyś się nie męczył.
-
Oh...- poczułem rumieńce na policzkach.- D-dzisiaj nie
mogę...jestem u-umówiony.
-
Hmm? Umówiony?- Maeda spojrzał na mnie z zaskoczeniem.-
Hej, hej, Fumi-chan, masz randkę?!
-
Eh?! N-nie! To nie tak! To nie randka!- powiedziałem
szybko.- M-my tylko idziemy do kawiarni, to wszystko!
-
Czekaj, czekaj!- Maeda uniósł dłoń.- Mówisz, że to nie
jest randka, ponieważ nie jesteś świadom tego, że to jest randka, tak?
-
Yyy...ja...- Pomieszało mi się odrobinę w głowie.- To
nie jest...randka. Wiem, że to nie jest randka.
-
Hmm... do kawiarni chodzi się zwykle na randki –
mruknął mój lokator, upijając łyk swojej herbaty o smaku opuncji.
-
Ale to nie tak – szepnąłem.- My...idziemy tylko
porozmawiać.
-
Noo, kto jest tym szczęściarzem?- Maeda uniósł znacząco
brew.- Ktoś z uczelni, czy z pracy?
-
Z pracy...
-
Ah, to pewnie ten młodzik cię zaprosił – powiedział,
pewien siebie.
-
No...tak.
-
I tak po prostu cię zaprosił?
Skinąłem w odpowiedzi głową, nie
chcąc wdawać się w szczegóły. To nie tak, że bałem
się, iż Maeda mnie wyśmieje. Po prostu nie było sensu mówić
mu o wczorajszym wyznaniu Nakao, skoro i tak nic między nami nie będzie.
-
No cóż, w porządku...- Maeda patrzył na mnie jakoś
dziwnie.- W takim razie sam się napiję. Wracasz na noc?
Zakrztusiłem się herbatą, której
właśnie postanowiłem się napić. Mój błąd...
-
O-oczywiście, że tak!- wychrypiałem.
Maeda pokiwał tylko głową,
zakrywając dłonią usta i udając, że nagle zainteresowała go
reklama depilatora. Odchrząknąłem kilka razy, by pozbyć się
drażniącego uczucia w gardle.
-
Na którą jesteś umówiony?
-
Na 19. Oh.- Spojrzałem na zegar. Czasu miałem jeszcze
sporo, ale właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że przecież dziś księgarnia jest
zamknięta.
-
Co się stało?- zapytał Maeda.
-
Nakao-san mówił, że przyjdzie po mnie o 19, ale
księgarnia jest dziś nieczynna. Myślisz, że sobie pójdzie...?
-
Nie no, co ty – odparł mój lokator z uśmiechem.-
Poczeka minimum do 20:00.
-
20:00?!
-
Cóż...nie pytaj.- Maeda uśmiechnął się jakoś dziwnie i
napił się swojej herbaty.- Dziękuję za posiłek. Pyszne, jak zawsze.
-
Oh...dziękuję – mruknąłem, skinąwszy głową.
Nie rozumiałem, dlaczego Nakao
miałby czekać aż do 20:00. Obawiałem się, że przyjdzie
kilka minut wcześniej i, jeśli zobaczy, że Księgarnia jest
zamknięta, pójdzie sobie. Postanowiłem więc, że sam zjawię się tam nieco
wcześniej i poczekam na niego.
***
Kiedy razem
z Maedą posprzątaliśmy po obiedzie, mogliśmy zająć się sobą. Ja przysiadłem na
kanapie w salonie wraz z moim szkicownikiem, a mój lokator, siedząc na poduszce
przy kotatsu, zajął się pracą w swoim laptopie. Co chwila przygryzał końcówkę
ołówka, by po chwili zanotować coś w notatniku leżącym na blacie. Zerknąłem tam
tylko raz, z czystej ciekawości, ale i tak nie zrozumiałem nic z tej mieszaniny
cyfr, liter i znaków.
W
porównaniu z jego zajęciem, moje rysowanie było dziecinnie proste...
-
Nie musisz się szykować?- zapytał Maeda, nie odrywając
wzroku od ekranu.
-
Eh?
-
Jest już 18:00. Trzeba wziąć prysznic, ładnie się
ubrać, przygotować, no wiesz.- Uśmiechnął się lekko, rozbawiony.
-
To nie jest randka – westchnąłem, zamykając szkicownik
i wstając z kanapy.
-
Mhm. Mówiłem ci, że jesteś słodki, Fumi-chan?
-
Częściej, że prawdziwy ze mnie maczo – rzuciłem,
wchodząc do mojego pokoju. Nim zamknąłem drzwi, usłyszałem jego śmiech.
Mimo, że miało to być tylko
zwyczajne spotkanie, nie mogłem ubrać byle czego. Jednak,
otworzywszy szafę z ubraniami, w głowie miałem pustkę.
Przygryzłem wargę, czując się co najmniej idiotycznie. Czyżby tak wyglądały
problemy nastolatek? „Nie mam się w co ubrać”...
Przeszukawszy większość mojej
garderoby, ostatecznie wybrałem dżinsy i jasną koszulę w
kratę. Nie znałem się na modzie, szczerze powiedziawszy, w
ogóle nie przywiązywałem wagi do mojego ubioru. Maeda z pewnością znał się bardziej
ode mnie, ale proszenie go o pomoc byłoby równoznaczne z potwierdzeniem jego
przypuszczeń, że jednak moje spotkanie z Nakao JEST randką...
Spojrzałem na budzik stojący na
stoliku nocnym. Chciałem wyjść o 18:30, a więc zostało
mi niecałe 20 minut. Przygryzłem wargę. Maeda trochę mnie
zdenerwował z tym prysznicem. Wiem, że nie powinienem jakoś szczególnie się
przygotowywać, ale może jednak powinienem był wziąć ten prysznic...?
Wyszedłem z pokoju i przeszedłem
cicho do łazienki. W zeszłym roku na święta dostałem
od siostry wodę toaletową. Tak bardzo starałem się ją
oszczędzać, że w efekcie butelka była prawie całkowicie pełna. Użyłem tylko
odrobiny wody, ponieważ jej zapach był dość intensywny.
Uśmiechnąłem się lekko do moich
wspomnień. Przypomniało mi się, jak po raz pierwszy
jej użyłem. Moja siostra zatykała nos za każdym razem, kiedy
obok mnie przechodziła, a gdy poprosiła mnie, bym przeczytał jej bajkę na
dobranoc, kazała mi usiąść po drugiej stronie pokoju. Zapach utrzymywał się na
mnie przez kolejne dwa dni...
Wróciłem do rzeczywistości i
chwyciłem za szczotkę, by rozczesać włosy. Kiedyś
myślałem o tym, by ściąć je na krótko, ale rodzice by mnie
za to zabili. Uważali, że w dłuższych włosach wyglądam o niebo lepiej.
Zanim
opuściłem łazienkę, zerknąłem na swoje odbicie w lustrze. No, nie wyglądałem
najgorzej, przynajmniej moim zdaniem.
-
Maeda-kun, będę już wychodził – powiedziałem, wchodząc
do salonu.
-
Nie znam żadnego Maedy – mruknął mój lokator, patrząc
to na klawiaturę laptopa, to na jego ekran.
-
Shuzo-kun – poprawiłem się.
Przerwał
pisanie z ciężkim westchnieniem i spojrzał na mnie.
-
W porządku, miłej zabawy – powiedział.- W razie
problemów, możesz do mnie zadzwonić.
-
Nie idziesz na drinka?
-
Okazuje się, że mam więcej roboty, niż myślałem –
mruknął, wskazując palcem na ekran i sięgając drugą dłonią po papierosy.- Jak
skończę to i tak pewnie nie będzie mi się chciało już wychodzić.
-
Rozumiem – mruknąłem.- W takim razie, do zobaczenia
później.
-
Papa.
Pozostawiłem
go samego i wróciłem na chwilę do mojego pokoju, by zabrać portfel, dokumenty i
komórkę. Zabrałem klucze, tak na wszelki wypadek, po czym przeszedłem do holu,
ubrałem płaszcz, buty i całą resztę ciepłych rzeczy, a potem wyszedłem z
mieszkania.
Śnieg
trzeszczał zabawnie pod moimi butami, kiedy szedłem w kierunku księgarni. Droga
dzieląca mieszkanie od mojego miejsca pracy zajmowała jakieś 15 minut piechotą.
W porównaniu z moją poprzednią pracą, było o niebo lepiej. Nigdy nie lubiłem
tłoczyć się w pociągach, czy autobusach. Wolałem spacer na świeżym powietrzu,
lub jazdę rowerem.
Trochę
się pospieszyłem i na miejscu byłem o 18:40. Nakao jeszcze się nie pojawił,
dlatego przystanąłem przy oknie wystawowym księgarni, w której teraz panowała
ciemność. Wsunąłem ręce do kieszeni płaszcza. Choć miałem rękawiczki, nadal
było mi zimno.
Z
każdą kolejną minutą denerwowałem się coraz bardziej. Nie wiedziałem, z której
strony nadejdzie Nakao. Obok mnie przechodziło mnóstwo ludzi, zarówno z prawej,
jak i z lewej. Nie miałem odwagi, by spoglądać na każdego i szukać mojego
znajomego. Ale nie chciałem też być zaskoczonym, kiedy Nakao nagle stanie obok
mnie.
Dochodziła
19:00, a ja nie mogłem już ustać w miejscu. Stawałem to na jednej, to na
drugiej nodze i rozglądałem się wokół. Zerknąłem właśnie w prawo, kiedy z przeciwnej
strony usłyszałem, że ktoś mnie woła. Odwróciłem się tam i zobaczyłem Nakao.
Nie
mam pojęcia, czemu moje serce zabiło tak mocno. Kiedy chłopak pokonał truchtem
dzielącą nas odległość i stanął przede mną, uśmiechając się promiennie, moje
serce po prostu zaczęło szaleć.
-
Długo czekasz, Naofumi-san?- zapytał.
-
Ah...nie – mruknąłem, spuszczając wzrok.
-
Moja siostrzyczka i braciszek nie chcieli wypuścić mnie
z domu...- wyjaśnił Nakao, jakby nieco speszony.- Ale chyba się nie spóźniłem?
-
Nie, jesteś idealnie na czas, Nakao-san.
-
Ah, proszę mi nie mówić na „–san” – poprosił z
uśmiechem.- Jestem od ciebie młodszy, Naofumi-san.
-
Ah tak...?
-
Mam 18 lat...w tym roku kończę liceum.- Przygryzł lekko
wargę.- To chyba nie przeszkadza ci w znajomości, Naofumi-san?
-
Skąd.- Pokręciłem przecząco głową.- To tylko dwa lata
różnicy.
-
Cieszę się!- Znów uśmiechnął się promiennie.- W takim
razie zapraszam do kawiarni! Znam jedną, w której serwują naprawdę pyszne
napoje!
Ruszyłem
o krok za nim, wciskając ręce głębiej do kieszeni płaszcza. Miałem nadzieję, że
to on rozpocznie rozmowę, bo ja, z nerwów, znów miałem pustą głowę.
-
Od dawna mieszkasz w Fukui, Nakao-san?- zagadnął.
-
Ah! T-to...dwa lata – odparłem.- Przyjechałem tu na
studia, zaraz po skończeniu liceum.
-
Oh, rozumiem. Co studiujesz?
-
Malarstwo...
-
Wow! Niesamowite. A więc lubisz malować?
-
Tak.- Skinąłem głową.- Zainteresowałem się tym w
gimnazjum. W liceum należałem do kółka malarskiego, a że po ukończeniu szkoły
nadal nie widziałem w siebie w żadnym konkretnym zawodzie, postanowiłem
rozpocząć studia malarstwie. A ty, Nakao-kun? Planujesz studia?
-
Ah, tak!- Nakao ożywił się jakby jeszcze bardziej.-
Należę do kółka astrologicznego, ale chciałbym studiować meteorologię!
-
Meteorologię...?- powtórzyłem, zdziwiony.
-
Tak – potwierdził Nakao.- Odkąd tylko pamiętam, zawsze
obserwowałem niebo i jego zmiany! Oczywiście, kiedy byłem mały, głównie
zajmowałem się odgadywaniem kształtów chmur, jak każde dziecko chyba...no a
potem zaczęły mnie fascynować zjawiska pogodowe. Tak bardzo mnie to pochłonęło,
że już od podstawówki dołączałem do klubów związanych z niebem. Nie było
meteorologicznego, tylko astrologiczny, ale gwiazdy też są na niebie,
więc...cóż...- zaśmiał się nerwowo.- Nie chcę cię zanudzać na ten temat...
-
Nie, w porządku – pokręciłem głową z uśmiechem.- To
dobrze, że jest coś, co tak cię pasjonuje. Nawet twoje imię odzwierciedla twoje
hobby...
Tylko
dlaczego akurat musi to być coś, czego nienawidzę...?
Nakao
roześmiał się lekko.
-
Tak, to prawda! Rodzice wiedzieli, jakie dać mi imię!
Oh! Przepraszam, ale...nie znam twojego imienia, Naofumi-san.
-
Eh?- drgnąłem nerwowo.- Oh, faktycznie. Przepraszam!
Nazywam się Naofumi Yasuo.
-
Naofumi Yasuo – powtórzył Nakao.- Pasuje do ciebie to
imię, Naofumi-san.
-
Eh?
-
„Yasuo” oznacza „spokojny”, prawda?
-
Ah...tak.- Uśmiechnąłem się lekko.- Masz rację, chyba
to do mnie pasuje.
-
Ale ja lubię takiego spokojnego Naofumiego-san –
powiedział Nakao z uśmiechem.
-
Cóż...dziękuję – szepnąłem.
-
Oh, to tutaj.
Zatrzymaliśmy
się przy niewielkiej kawiarni z zielonym szyldem. Kiedy weszliśmy do środka,
poczułem się jak w kwiaciarni. Pełno tu było kwiatów – stojących w doniczkach
przy oknach, w wazonikach na każdym stoliku, a nawet zwisały z sufitu.
-
Trochę tu kwieciście – szepnął do mnie Nakao.- Ale
robią przepyszną gorącą czekoladę! Herbaty też mają wspaniałe.
-
R-rozumiem – mruknąłem.
-
Usiądźmy pod ścianą – zaproponował mój towarzysz i
ruszył do stolika.
Udałem
się więc za nim, przy okazji rozglądając się po otoczeniu. We wnętrzu kawiarni
przeważała ciemna zieleń z domieszką czerwonego i złotego. Dziwny wystrój, jak
na kawiarnię. Druga rzecz, jaka mnie dziwiła była taka, że zapach kwiatów nie
mieszał się z charakterystycznym zapachem kawy – czuć było tylko to drugie.
-
Nie licząc drzewek w doniczkach, większość kwiatów jest
sztuczna – powiedział Nakao, jakby czytając w moich myślach.
-
Ciekaw jestem, kto wymyślił taki wystrój...- mruknąłem,
rozbierając się.
-
Pozwól, Naofumi-san – Nakao wyciągnął do mnie rękę,
więc podałem mu płaszcz.
Przewiesił
go wraz ze swoim na stojaku znajdującym się niedaleko naszego stolika.
Usiadłem w miękkim
zielono-czerwonym fotelu i zaczekałem na niego. Musiałem
przyznać, że wyglądał całkiem
nieźle w ciemnych dżinsach i czarnej koszuli opinającej jego ciało.
-
Pójdę złożyć zamówienie. Czego byś się napił, Naofumi-san?
-
Ehm...może...tego, co ty, jeśli to nie kawa.
-
W takim razie dwie gorące czekolady, pasuje?
Skinąłem
głową i patrzyłem, jak podchodzi do lady i zagaduje kelnerkę.
Westchnąłem
cicho, starając się już nie rozglądać. Ten wystrój naprawdę przytłaczał, więc
miałem nadzieję, że smak napoju zrekompensuje ten dyskomfort.
Po
niecałych dwóch minutach Nakao wrócił z dwoma dużymi kubkami.
-
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko bitej
śmietanie?- zapytał.
-
Nie, skąd...- mruknąłem.
Kubek,
który stał teraz przede mną na stoliku również był w zielono-czerwonych
barwach. Zdobiło go niewielkie logo kawiarni. Spojrzałem na Nakao, który,
przygryzając lekko wargę, zaczął bawić się słomką.
-
Uhm...dziękuję, że zgodziłeś się ze mną spotkać,
Naofumi-san – powiedział.
-
To żaden problem.- Pokręciłem lekko głową.
-
Trochę się bałem, że zaczniesz mnie unikać po...po tym
wszystkim.
-
Cóż...nie chcę ci robić żadnych nadziei, ale...
-
Tak, wiem.- Nakao uśmiechnął się do mnie.- Naprawdę,
niczego od ciebie nie oczekuję, Naofumi-san. Po prostu...mimo wszystko, bardzo
chciałem cię bliżej poznać. Jeśli jest możliwość, żebyśmy zostali
przyjaciółmi...
-
Oczywiście...
-
To świetnie!- Nakao upił łyk swojej czekolady. Również
jej spróbowałam, ale w bardzo małej ilości, nie chcąc się oparzyć.
-
Wow – mruknąłem, patrząc z podziwem na kubek.- Jest
przepyszna!
-
Prawda?- ucieszył się Nakao.- Przychodzę tutaj minimum
raz w tygodniu, czasem sam, czasem ze znajomymi. To naprawdę zaskakujące, że to
miejsce jest tak mało popularne.
-
Może to przez ten wystrój – mruknąłem z uśmiechem,
delektując się niesamowitym smakiem czekolady.
-
Faktycznie, nie należy on do szczególnie przyjemnych.-
Nakao roześmiał się cicho.
Przez chwilę
siedzieliśmy w milczeniu, popijając gorący napój. Cisza była dosyć
niezręczna, miałem wrażenie, że tym
razem to ja powinienem się odezwać.
-
Uhm...- zacząłem, wgapiając się w stolik.-
Nakao-kun...myślałem trochę o tym, co mi powiedziałeś.
-
Eh? Ah tak...?
-
Zastanawiałem się...- zerknąłem na niego niepewnie.-
Nie wyglądasz mi na kogoś, kto...interesuje się mężczyznami.
-
Cóż...- Nakao odłożył kubek na stół i uśmiechnął się
blado.- Myślę, że w ogóle nie zwracam uwagi na płeć osoby, w której się
kocham...
-
Czyli to nie pierwszy raz, kiedy...?- machnąłem ręką,
nie mogąc się wysłowić.
-
Już raz podobał mi się chłopak – powiedział.- Nawet się
z nim umawiałem przez jakiś czas, ale...cóż, nie wyszło. Szybko zmienił
zdanie.- Nakao roześmiał się lekko.- Potem miałem dziewczynę, no a teraz...-
zarumienił się, odwracając głowę.
-
Przepraszam – szepnąłem.
-
Nie, nie, nie! Nie masz za co przepraszać, Nakao-san!
-
Ale...nie mogę odwzajemnić twoich uczuć.- Przygryzłem
wargę, marszcząc brwi.
-
Jak mówiłem, nie proszę cię o to.- Nakao uśmiechnął
się.- Nie oczekuję, że nagle zakochasz się w mężczyźnie. Wystarczy mi, że
zostaniemy przyjaciółmi.
-
Jesteś pewien, że kontakt ze mną nie będzie problemem?-
zapytałem.
-
Absolutnie!- palce Nakao zacisnęły się na jego kubku.-
Nie chcę, żebyśmy byli sobie zupełnie obcy.
-
Więc...co byś zrobił, gdybym ci odmówił?
-
Cóż...byłoby ciężko – podrapał się po głowie z
niezręcznym uśmiechem.- Myślę, że darzenie uczuciem osobę, która zupełnie cię
ignoruje jest gorsze niż darzenie uczuciem osobę, która cię nienawidzi.
-
Wolałbyś...żebym znienawidził cię, niż zignorował?-
zapytałem cicho.
Nakao
skinął powoli głową.
-
Wyobrażasz sobie, Naofumi-san? Jeśli ta osoba mnie
nienawidzi, nakrzyczy na mnie, może nawet uderzy...zrobi cokolwiek, byle mnie
zniechęcić. Natomiast osoba, której jestem zupełnie obojętny...będzie ignorować
wszystko, co robię. Nie będzie się mną w ogóle przejmował. Wtedy rodzi się w
sercu taka pustka...tak jakby coś pęka tu, w środku – mówiąc to, dotknął dłonią
swojej piersi.- To bardzo boli, Naofumi-san. Bardziej, niż świadomość, że
ukochana osoba mnie nienawidzi. Oh! Przepraszam!- nagle wyprostował się.- Nie chciałem
cię zanudzać tym dziwnym monologiem! Ja...eee...jak czekolada?
-
Pyszna – odparłem z lekkim uśmiechem i, jakby na dowód,
upiłem kolejny jej łyk. Biała puchowa chmurka zdążyła się już rozpuścić.-
Jesteś bardzo otwartym człowiekiem, prawda, Nakao-kun?
-
Eh?
-
Podziwiam cię za to, z jaką otwartością mówisz o swoich
uczuciach – wyjaśniłem, pierwszy raz spoglądając mu na dłuższą chwilę w oczy.-
Potrafisz coś, czego ja nigdy nie potrafiłem i czego już się nie nauczę...
-
O czym ty mówisz, Naofumi-san? Każdy może się otworzyć,
wystarczy mieć przed kim!
-
Nie boisz się, że to cię kiedyś zniszczy?- zapytałem
cicho, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.- Że pewnego dnia zwierzysz
się nie tej osobie, co trzeba i...nagle twój świat runie w jakąś ciemną
przepaść...a ty stracisz zaufanie do ludzi.
-
Naofumi-san.- Nakao nachylił się nad stolikiem z
poważną miną.- Przed chwilą właśnie troszkę się otworzyłeś, wiesz?
-
Eh?- spojrzałem na niego, nie rozumiejąc.
-
Nie chcę, by zabrzmiało to jakoś podejrzanie...- zaczął
Nakao.- Ale obserwuję cię od jakiegoś czasu. W księgarni...widziałem już wiele
obliczy twojej twarzy. Widziałem, jak jesteś zawstydzony, zażenowany, trochę
przestraszony i zdenerwowany. Jak jesteś smutny i zadowolony, zamyślony i
szczęśliwy. To są tylko maleńkie części ciebie, ale właśnie przed chwilą, kiedy
pytałeś mnie, czy nie boję się, że popełnię błąd...twoja twarz przybrała
nostalgiczny wyraz. Wspominałeś przeszłość, prawda?- Drgnąłem, zaskoczony.-
Zawiodłeś się kiedyś na kimś, Naofumi-san? Spokojnie, nie proszę, byś mi teraz
wszystko opowiedział. Nie jestem wścibski. Dążę do tego, by wyjaśnić ci, że w
gruncie rzeczy każdego dnia do pewnego stopnia otwierasz się dla innych. Nie
tylko przez słowa: zwierzenia i opowiadanie o swoim życiu. Ale również właśnie
przez mimikę twarzy oraz gesty. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak chwalenie się,
ale...mam dobry zmysł obserwacji. Od dziecka wpatrywałem się nie tylko w niebo,
ale także w ludzi. Wiesz, że niebo naprawdę potrafi odzwierciedlić ludzką
duszę? Tak jak ta ogromna, niebieska przestrzeń nad naszymi głowami zmienia się
wraz z pogodą, tak ludzka twarz zmienia się wraz z uczuciami. A teraz,
przechodząc do sedna sprawy: chociaż niektórzy ludzie starają się być zupełnie
odcięci od innych, to w gruncie rzeczy tak naprawdę otwierają się przed nimi,
właśnie dzięki emocjom widocznym na twarzy. W minimalnym stopniu, ale jednak.
Nawet, jeśli nie są tego świadomi. Mogą udawać kogoś, kim nie są, ale zawsze
znajdzie się ktoś, kto zajrzy głębiej. I zawsze znajdzie się ktoś, przed kim
można się otworzyć.- Nakao uśmiechnął się do mnie delikatnie.- A jeśli kiedyś
stanie się tak, że zaufam złej osobie, to po prostu ruszę dalej i poszukam
kogoś, komu zaufam. Mogę się zawodzić nawet tysiąc razy, ale nigdy się nie
poddam, ponieważ jednym z głównych celów życia człowieka jest dążenie do
szczęścia. A czymże jest szczęście, jeśli nie ukochaną osobą?
Przełknąłem
ślinę, spuszczając wzrok na stół. Jego słowa były tak szczere i proste, a
jednocześnie miały w sobie tyle siły i sensu...
-
Przepraszam – powiedział szybko Nakao, znów uśmiechając
się, zażenowany.- Znowu się zapędziłem...nie chciałem tu ci wyjeżdżać z jakimiś
pseudo-filozoficznymi gadkami...
-
Nie, w porządku, Nakao-kun.- Pokręciłem głową z
uśmiechem.- Brzmiałeś naprawdę dojrzale. Właściwie...to było całkiem
wzruszające.
-
Eh? Aha...ahaha!- Nakao podrapał się nerwowo po
głowie.- C-cóż...s-starałem się po prostu przekazać to, o czym myślę...b-byłem
zupełnie szczery!
-
Tak, zauważyłem – powiedziałem, nie mogąc pozbyć się z
ust uśmiechu.- Może nie jestem dobrym obserwatorem, ale słuchaczem na pewno!
Nakao
spojrzał na mnie jakoś dziwnie, a potem uśmiechnął się błogo.
-
Masz coś przeciwko jeszcze jednej gorącej czekoladzie,
Naofumi-san?- zapytał.
-
Oh...cóż, właściwie to dosyć słodko się czuję –
uśmiechnąłem się przepraszająco.
-
Ah! P-przepraszam najmocniej! To dlatego, że ja tak
uwielbiam słodycze, że ze spokojem mógłbym wypić ze trzy takie!- Nakao zaśmiał
się nerwowo.- To...m-może odprowadzę cię, Naofumi-san?
-
Dobrze. Będzie mi bardzo miło.
Kiedy
weszliśmy na świeże powietrze, zaczerpnąłem go ile tylko zdołałem, a potem
powoli wypuściłem. Nakao, który został chwilę, by zapłacić za nas rachunek,
dołączył do mnie i razem ruszyliśmy w drogę powrotną.
-
Naprawdę mogłem zapłacić za swoją czekoladę –
westchnąłem.
-
To ja cię zaprosiłem, Naofumi-san!- Nakao pokręcił z
powagą głową.- A więc to ja stawiam!
-
No cóż, dziękuję. Myślę, że będę wpadał do tej kawiarni
raz na jakiś czas. Może następnym razem spróbuję herbaty.
-
To świetny pomysł! Na pewno ci zasmakuje, Naofumi-san!
Ch-chociaż lepiej pije się chyba w t-towarzystwie...
-
Hmm.- Zastanowiłem się chwilę.- Nie mam tu zbyt dużo
znajomych, co dopiero przyjaciół. Oh! Powinienem zaprosić Maedę-kuna! W końcu
ostatnio mnie zaprosił na drinka, więc...
-
R-rozumiem...no tak...
-
Coś się stało?- spojrzałem na jego zmizerniałą twarz.
-
Nie, nie! Wszystko w porządku!
-
Na pewno?- zaniepokoiłem się.- Zbladłeś trochę...nie
mdli cię, przypadkiem?
-
Naprawdę, nic mi nie jest, Naofumi-san.- Nakao
uśmiechnął się do mnie.- Dziękuję, że się o mnie martwisz!
-
Cóż...- mruknąłem tylko, nie będąc pewien, co
powinienem odpowiedzieć.
Dotarliśmy
pod mój blok. Stojąc przed metalowymi, trochę zalodzonymi schodami, widziałem w
oknie mojego mieszkania światło. Czyli Maeda jednak nie wyszedł...
-
A więc to tu mieszkasz, Naofumi-san – powiedział Nakao.
-
Chcesz mnie nachodzić, Nakao-kun?- zapytałem, udając
przestraszonego.
-
Ah! N-nie, nie, nie! N-nigdy by mi to nie przyszło do
g-głowy, Naofumi-san!
Zasłoniłem
dłonią usta, nie mogąc powstrzymać się od chichotu.
-
Eh? T-to był żart?- Nakao westchnął ciężko.- No tak,
dałem się nabrać...
-
Wybacz, Nakao-kun – powiedziałem, wciąż się
uśmiechając.- Po prostu widząc to twoje spojrzenie, nie mogłem się powstrzymać.
-
Nic się nie stało, Naofumi-san.- Nakao spojrzał na mnie
nieodgadnionym wzrokiem.- Powinieneś się częściej śmiać.
Posłałem
mu w odpowiedzi lekki uśmiech.
-
Pójdę już – powiedziałem.- Uczniowie nie powinni o tej
porze przebywać na dworze!
-
Ah, tak...racja, powinienem wracać.
-
Do zobaczenia, Nakao-kun – powiedziałem, wchodząc na
pierwszy schodek. Odwróciłem się do niego.- Mam nadzieję, że jeszcze się
spotkamy?
-
Eh?...Ah!
T-tak! Tak! Oczywiście, Naofumi-san! T-to ja powinienem raczej o to
zapytać, ale...ale tak!
Skinąłem
głową i zacząłem wspinać się po schodach.
-
P-proszę uważać, żeby się nie poślizgnąć, Naofumi-san!
M-może pomogę?
Odwróciłem
się do niego, zaskoczony, po czym, nie mogąc się powstrzymać, parsknąłem
śmiechem.
Nie
miałem czasu nawet się tym zdziwić. Nie mogłem przestać. Po prostu tak bardzo
mnie rozbawił, sam nie wiedziałem dlaczego. Miałem ochotę śmiać się i śmiać.
Jedną ręką trzymałem się poręczy, a drugą brzucha i tak śmiałem się radośnie,
jak jeszcze nigdy od jakichś pięciu lat.
-
N-Naofumi-san...
-
Dziękuję za cudowny wieczór, Nakao-kun – powiedziałem,
trochę się uspokajając. Otarłem kąciki oczu, w których pojawiły się łezki. – O
rany...!- westchnąłem z uśmiechem, wspinając się dalej.
-
Uhm...do zobaczenia, Naofumi-san...- usłyszałem jego
cichy głos, ale wolałem się nie odwracać, bo jeszcze dostałbym kolejnego napadu
śmiechu.
Będąc
przed drzwiami mojego mieszkania, w końcu postanowiłem się odwrócić i spojrzeć
na Nakao. Dopiero wychodził z podwórza, a więc zapewne czekał, aż bezpiecznie
dotrę na górę. Uśmiechnąłem się lekko.
Już
miałem odwrócić się, by otworzyć drzwi, kiedy spostrzegłem opadające powoli
płatki śniegu. Znów zaczęło padać.
Przygryzłem
lekko wargę, zamyślając się na moment.
Odwróciłem
się szybko i wszedłem do mieszkania.
Jest godzina 00:50 i nie stać mnie na konstruktywny komentarz, więc wrócę (raczej) jutro, ale kończę o 16 więc...
OdpowiedzUsuńDobra, wróciłam~
UsuńWystrój kawiarni kojarzy mi się z kolorami Slytherinu i Gryffindoru xd
Fajny rozdział i ten dzieciak taki słodki~
Ale Maeda też znajdzie miłość? Prawda? Prawda?
Piękne :)
OdpowiedzUsuń