-
Fumi-chan, nie masz czasem wrażenia, że czas leci
zdecydowanie za szybko?- zapytał Maeda.
Spojrzałem
na niego, zaskoczony, znad swojej walizki. Mój lokator stał w progu mojego
pokoju i opierał się o framugę, obserwując mnie. Nadszedł już wieczór, a ja za
dwie godziny miałem udać się na dworzec, by wsiąść w autobus, który zawiezie
mnie w rodzinne strony.
Nawet,
jeśli nie bardzo miałem ochotę tam jechać.
-
Co masz na myśli? – zapytałem.
-
No wiesz, mnie się na przykład wydaje, że wprowadziłeś
się tu ledwie tydzień temu, a to już prawie trzy miesiące, i nadeszły święta.
-
Cóż...- włożyłem do walizki prezenty dla rodziców i
siostry, po czym zamknąłem wieko i zapiąłem na zamek błyskawiczny.- Myślę, że
każdy ma takie myśli. Zwłaszcza, jeśli spędzamy ten czas miło.
-
Chcesz mi dyskretnie powiedzieć, że lubisz ze mną
mieszkać?- zapytał Maeda z lekkim uśmieszkiem.
-
Emm...ja...- poczułem rumieńce na policzkach.- Można
tak powiedzieć. W końcu, dogadujemy się...jakoś...no i... w ogóle.
-
No tak, masz rację, szczególnie z tym „w ogóle”.- Maeda
pokiwał z powagą głową.- Nigdy lepiej bym nie opisał naszych relacji.
-
N-nie musisz być taki uszczypliwy!- burknąłem, a on
roześmiał się wesoło.
-
Chcesz się napić herbaty, zanim zostawisz swojego
ulubionego współlokatora na aż dwa dni?
-
Jeśli tylko mój ulubiony współlokator przestanie się wygłupiać
– mruknąłem.
Maeda
zachichotał cicho i poszedł do kuchni wstawić wodę. Pokręciłem głową z
westchnieniem i, upewniając się po raz ostatni, że wszystko spakowałem,
wyniosłem walizkę do holu, stawiając ją przy drzwiach.
-
Mówiłeś, że ile czasu ci zajmie dojechanie na miejsce?-
zawołał z kuchni Maeda.
Nie
chcąc krzyczeć, poszedłem do niego.
-
Jakieś dziewięć godzin – odparłem.
-
Rany...pociągiem zajęło by ci to minimum o połowę
mniej, wiesz?
-
Nie lubię pociągów – mruknąłem.- Poza tym, autobusem
wyjdzie mi taniej.
-
Strasznie skąpy jesteś. Nie dbasz o swoje
bezpieczeństwo? Bo w tej kwestii lepszy byłby właśnie pociąg.
-
Martwisz się o mnie?- uśmiechnąłem się lekko.
-
Owszem – odparł poważnie, odwracając się do mnie.- Na
drogach jest ślisko, Fumi-chan, wolałbym, żebyś nie ryzykował.
-
Już...kupiłem bilet – mruknąłem, odwracając od niego
spojrzenie.
-
No teraz już za późno – westchnął Maeda.- Ale następnym
razem mógłbyś mieć na uwadze nerwy twojego ulubionego współlokatora!
-
Pomyślę o tym...
Maeda
roześmiał się, zalewając wrzątkiem nasze herbaty.
-
To co, próbujemy babki?- zapytał, zerkając na ladę,
gdzie, na dużym talerzu, stała niedawno upieczona przeze mnie babka.
-
Zostaw ją sobie na święta – powiedziałem.
-
Co za różnica, kiedy tylko stąd wyjdziesz i tak połowa
zniknie.
-
Taki jesteś pewien, że ci zasmakuje?- uśmiechnąłem się
lekko, sięgając do szafki po herbatniki.
-
Skoro miałeś być cukiernikiem.- Maeda wzruszył
ramionami.- Wygląda apetycznie, pachnie apetycznie, więc z pewnością to niebo w
gębie.
Zabraliśmy
nasze kubki i ciastka, po czym przeszliśmy do salonu gdzie, jak zawsze,
siedliśmy przy kotatsu.
-
Na pewno nie chcesz jechać ze mną?- zapytałem cicho.-
Moi rodzice nie mają nic przeciwko.
-
Naprawdę, nie wierzę, że ich o to zapytałeś – parsknął
Maeda.
-
Przecież to święta!- wykrzyknąłem.- Oni nie mają nic
przeciwko, żebym zaprosił przyjaciela, który ma zamiar spędzać je zupełnie sam!
-
Nah, Fumi-chan – westchnął mój lokator kręcąc głową.-
Masz za dobre serce. Nie martw się, pojutrze odwiedzi mnie brat, chociaż to
akurat do zalet nie należy.
-
Możesz jeszcze zmienić zdanie – mruknąłem.- Trochę
gryzie mnie sumienie, że zostawiam cię samego.
-
Daj spokój.- Maeda machnął lekceważąco ręką.- Nie ty
jesteś odpowiedzialny za moje obecne relacje z rodzicami, tylko ja. Można
powiedzieć, że sam sobie zgotowałem taki los. Ale, serio, nie przeszkadza mi
to. Jakoś nieszczególnie przywiązuję wagę do takich świąt. Lubię je, ale nie
przeszkadza mi nieobecność bliskich.
Westchnąłem
cicho, spuszczając głowę. Może i faktycznie trochę przesadziłem z zapraszaniem
go w rodzinne miejsce na święta, ale koniec końców, miał je spędzać sam jak
palec. Lubiłem go na tyle, że było mi go żal i chciałem pomóc...
-
Jesteś pewien, że dwa dni ci starczą?- zapytał Maeda.
-
Tak – odparłem, skinąwszy głową.- W sobotę i tak pracuję,
więc wyjadę w czwartek wieczorem, żeby w piątek rano być tutaj.
-
Przyjdę po ciebie na dworzec.
-
Nie ma takiej potrzeby.- Uśmiechnąłem się.- Przyjadę
zapewne o 5 rano, a ty idziesz do pracy, prawda?
-
Nic się nie stanie, jeśli wstanę trochę wcześniej – powiedział
Maeda.- Oh, właśnie! Przywieziesz mi jakąś pamiątkę z Fukuoki?
-
Eh? Masz coś konkretnego na myśli?
-
Może być nawet posążek Buddy, po prostu chcę coś z
Fukuoki. Nigdy tam nie byłem, więc zrób też jakieś zdjęcia!
-
N-nie jadę tam zwiedzać...- mruknąłem.- Pewnie nawet
nie będę wychodził z domu.
-
Oh.- Maeda zmarkotniał nieco.- No cóż, po pamiątkę
możesz iść! Obiecałbym ci w zamian coś z moich rodzinnych stron, ale wątpię,
bym miał się tam jeszcze kiedykolwiek zjawić. Ale!- Maeda wyprostował się,
wypinając do przodu pierś.- Już teraz mogę ci obiecać, że nie pozwolę ci zasnąć
w Sylwestra!
-
Hmm?- Spojrzałem na niego pytająco.
-
Hmhm!- mój lokator zachichotał pod nosem.- Czeka nas
noc pełna wrażeń i możesz być pewien, że nie pozwolę ci uciec!
-
O czym ty mówisz?- zapytałem, czując już teraz lekką
obawę.
-
Zobaczysz – odparł tajemniczo, patrząc na mnie zza
swojego kubka.
-
Zaczynam się bać – przyznałem.
Maeda
nie odpowiedział nic, tylko szerzej się uśmiechnął.
***
Droga
do Fukuoki trochę mi się dłużyła, zwłaszcza, że po kilku godzinach trafiliśmy
na zaspę i musieliśmy czekać przez ponad godzinę, aż odpowiednie jednostki
usuną problem. Koniec końców jednak dotarłem do rodzinnej Tagawy, gdzie
powitali mnie wzruszona mama i zaspany tata.
-
Strasznie schudłeś, synku!- powiedziała na wstępie
mama, jak co roku w ten czas.
-
Przytyję po świętach...- mruknąłem, czekając aż skończy
mnie ściskać. – Cześć, tato.
-
Włosy ci urosły – powiedział tata, ziewając szeroko.
-
No tak...ale jakoś nie mam ochoty ich ścinać –
uśmiechnąłem się do nich lekko.- Zostawiliście Ayumi samą?
-
Nie, jest z wujkiem Hisano.- Mama pokręciła głową.-
Rozstał się ze swoją dziewczyną i spędza święta z nami.
-
Z kolejną?- Uśmiechnąłem się, idąc wraz z rodzicami do
ich samochodu.
-
Nie pytaj – westchnęła mama.- Naprawdę, nie mam już na
niego sił...
Tata
pomógł mi włożyć walizkę do bagażnika i w końcu mogliśmy wsiąść i ruszyć do
domu. Co prawda drzemałem w autobusie, ale i tak nie pozbyłem się zmęczenia i
senności, przez co usypiałem w aucie, nawet jeśli mama całą drogę opowiadała mi
o ostatnich zdarzeniach.
Nie
mogłem nie zauważyć, że z roku na rok moi rodzice się zmieniali. Zarówno mama
jak i tata od naszego ostatniego spotkania trochę posiwiali, ale nic dziwnego,
w końcu mieli już swoje lata. Obojgu przybyło też zmarszczek, zwłaszcza mamie,
choć według mnie, dodawało jej to uroku. Miała długie, lekko falowane czarne
włosy, teraz splątane w warkoczu i piwne oczy. Tata z kolei był blondynem o
jasnych, zielonych oczach i na pierwszy rzut oka to właśnie jego przypominałem.
Jednak, mimo wszystko, moja uroda była zbyt kobieca, cera zbyt delikatna i
sylwetka zbyt wąska – dlatego po przyjrzeniu się mi, znajomi mojej mamy w końcu
musieli zapytać, czy jestem chłopcem, czy dziewczynką.
Był
taki okres buntu w moim życiu, kiedy robiłem wszystko, by nikt nie mylił mnie z
płcią żeńską. Stawiałem włosy na jeża, chodziłem „męskim” krokiem, zachowywałem
się jak facet i przede wszystkim tak się ubierałem. Szybko jednak
zrezygnowałem, bo doszedłem do wniosku, że kiepski ze mnie aktor.
„Jesteś
naprawdę piękny, Fumi”.
Te
słowa usłyszałem od Yamato pewnego upalnego, letniego dnia, kiedy oboje
leżeliśmy w starej piwnicy, która była naszą „bazą”. Powiedział to, gdy
przeglądałem się w lusterku. Rozpłakałem się, a on uśmiechnął się lekko i
poklepał mnie po ramieniu. Następnego dnia wróciłem do bycia „sobą”. I wtedy
znów to powiedział, z tym swoim zwyczajowym uśmiechem, za którym tęskniłem
każdego wieczoru, leżąc w łóżku.
-
Yasuo!- z zamyślenia wyrwało mnie nawoływanie mamy.
-
Eh, tak?!
-
Pytam, czy przyjedziesz do nas na sylwestra?
-
Ah...nie, przepraszam... Wygląda na to, że Maeda-kun
coś dla nas szykuje.
-
Rozumiem... Cieszę się, że masz dobrego przyjaciela
tam, w Fukui!
-
Tak...ja również – powiedziałem z uśmiechem.- Jest
trochę...ekscentryczny. Ale bardzo go lubię.
-
Zamierzasz z nim mieszkać aż do ukończenia studiów?
Kochanie, nie zasypiaj za kierownicą!!
-
Hmm? Tak, tak, przecież jadę – mruknął tata,
potrząsając głową i szerzej otwierając oczy.
Zaśmiałem
się delikatnie i zwróciłem do mamy:
-
Jeśli to będzie możliwe, to tak. Myślę, że nawet po
studiach pomieszkam z nim, póki nie uzbieram pieniędzy na własne mieszkanie.
-
No i musisz w końcu znaleźć sobie dziewczynę!-
powiedziała mama z poważną miną, odwracając się do mnie.- Chcę zostać babcią!
-
Eh? To...trochę wcześnie dla mnie – mruknąłem, czując
rumieńce na policzkach.
-
Głupie wymówki – odparła mama, wzruszając ramionami.-
Przecież nie będę czekała, aż Ayumi dorośnie!
-
Ayumi ma sześć lat, powinniśmy się skupić na jej
wychowaniu, a nie na wnukach – powiedział tata, zerkając na mamę dość nerwowo.
-
Ależ daj spokój, Ayumi też by się z pewnością ucieszyła
na wieść, że zostanie ciocią!
Uśmiechnąłem
się lekko, choć raczej krzywo. Oczywiście, rodzice nie mieli pojęcia o mojej
orientacji seksualnej i, szczerze mówiąc, nie myślałem nawet o tym, żeby im o
niej powiedzieć. Wiedziałem, że nie mogę ich oszukiwać przez cały czas.
Powinienem pomyśleć, jak się do tego zabrać...
-
No, jesteśmy w domu – westchnęła mama, kiedy
podjechaliśmy na podjazd piętrowego domku rodzinnego. W oknie salonu mignęła mi
poważna, skupiona twarz mojej siostry, która, zobaczywszy samochód, natychmiast
się schowała.
-
Idź przywitać się z siostrą – powiedział tata,
ziewając.- Ja wezmę twoją walizkę...
-
Dziękuję – powiedziałem, wysiadając z auta.
-
Przygotowałam już twój pokój, będziesz mógł się
zdrzemnąć po podróży!- powiedziała z uśmiechem mama.
Skinąłem
głową w podziękowaniu i wszedłem zaraz za nią do domu. Znaleźliśmy się w
niewielkim przedsionku z korytarzykiem, na końcu którego, u wejścia do jadalni,
stała moja siostra. Długie, czarne włosy miała związane w dwie kiteczki,
zielone oczy obserwowały mnie uważnie. W niebiesko-białej sukience wyglądała
doprawdy uroczo, chociaż jej twarz wyglądała na dość niezadowoloną.
-
Dzień dobry, Ayu-chan!- przywitałem się, zdejmując
płaszcz i buty.- Dawno się nie widzieliśmy!
Ayumi
wciąż stała u wejścia, trzymając się framugi. Kiedy zrobiłem krok w jej stronę,
jej oczka zabłysły łzami, a ona sama czmychnęła do jadalni.
-
Uhm...- zacząłem niepewnie.
-
Jest trochę zła, że tak długo cię nie było – wyjaśniła
szeptem mama.- Spokojnie, idź do niej, na pewno szybko jej minie.
-
Dobrze...
Właśnie
miałem pójść za siostrą, kiedy z salonu wyszedł wysoki, przystojny mężczyzna.
Miał burzę delikatnie kręconych, brązowych włosów i te same piwne oczy, co
mama. Spojrzał na mnie z uśmiechem i oparł się nonszalancko o framugę.
-
Proszę, proszę, jaki przystojniak tu zawitał!-
powiedział.
-
Cześć, wujku.- Uśmiechnąłem się do niego.
-
Ah, skończ z tym wujkiem, za młody na niego jestem!-
roześmiał się Hisano, czochrając mnie po włosach.- Między nami jest ledwie 8
lat różnicy! Mam dziewczynę w twoim wieku! Oh...no dobra, miałem...
-
Słyszałem, że się rozstaliście – powiedziałem.- Przykro
mi...
-
Daj spokój, było minęło – Hisano wzruszył ramionami.-
Myślę, żeby pojechać na jakiś czas do Fukui, może poznasz mnie ze swoimi
koleżankami z uczelni?
-
Yyy...
-
Hisano, weź ty się lepiej za tę zmywarkę w kuchni!-
burknęła mama.
-
Hmm? Oh, daj spokój, siostrzyczko, nie chcę mi się,
wezwij hydraulika...
Korzystając
z okazji, kiedy mama zaczęła prawić mu kazanie, wymknąłem się po cichu i
przeszedłem przez korytarzyk. Zajrzałem do jadalni. Pomieszczenie było
wystrojone przeróżnymi ozdóbkami wykonanymi z pewnością dziecięcą rączką –
kolorowe, papierowe łańcuchy, krzywe choineczki i bombki, złote gwiazdki oraz
kwadratowe i prostokątne prezenty.
-
Łał, niesamowite!- powiedziałem z uśmiechem,
rozglądając się.- Świetna robota, Ayu-chan!
Ayumi,
która chowała się teraz za krzesłem, spojrzała na mnie, zaciskając usta.
Zrobiło mi się naprawdę głupio. Podszedłem do niej ostrożnie i przyklęknąłem na
podłodze.
-
Przepraszam, Ayu-chan – zacząłem ze szczerą skruchą.-
Nie mam dobrego usprawiedliwienia prócz tego, że miałem sporo na
głowie...ciągle nauka, praca, a potem nowe mieszkanie... Naprawdę chciałem wpaść
wcześniej, ale nie mogłem. Przepraszam.- Skłoniłem się przed nią nisko.
-
G-głupi braciszek! – burknęła moja siostra. Spojrzałem
na nią, nieco zaskoczony.- Jak zostanę lekarzem i się przeziębisz, to nie dam
ci lekarstwa!- To mówiąc, tupnęła ze złością nóżką.
-
Eh...?
-
Poza tym, przeprosiny przyjęte!- powiedziała, krzyżując
ręce na piersiach i odwracając głowę, obrażona.
-
Więc...uhm...mogę cię przytulić?- zapytałem dość
nieśmiało.
-
N...no możesz – mruknęła, rumieniąc się lekko.
Podeszła
do mnie, a ja wyciągnąłem ku niej ramiona. Przytuliłem ją z całych sił,
wdychając przyjemny, różany zapach, którym pachniały jej włosy.
-
Strasznie za tobą tęskniłem, Ayu – westchnąłem.
-
Trzeba było przyjechać!- odparła, odsuwając się lekko.
-
Teraz będę wpadał częściej! Postaram się wziąć urlop na
ferie, co ty na to? Przyjadę i spędzimy ze sobą cały tydzień!
-
Obiecujesz?
-
Obiecuję! Oczywiście, o ile tylko dostanę ten urlop...
-
Jeśli złamiesz dane słowo, przyjdzie do ciebie zła
wróżka i zabierze ci język!- ostrzegła mnie Ayumi.
-
W-więc lepiej nie będę ryzykował i zdobędę ten urlop!
-
Mhm!- Ayumi skinęła główką i wzięła mnie za rękę.-
Chodź, pokażę ci moją nową książkę, którą dostałam od tatusia!
Nie
mogąc się sprzeciwić, wstałem z podłogi i podążyłem za nią na piętro.
Jej
pokój nic się nie zmienił: te same, niebieskie ściany, mały regalik z bajkami,
pudło z zabawkami, stoliczek i krzesełka, na których siedzieli teraz Pan Królik
i Pan Miś.
-
Usiądź tutaj.- Ayumi wskazała mi miejsce przy stoliku.
Usiadłem posłusznie, a ona przyniosła mi dużą, białą książkę, otwarła ją i
położyła przede mną. Zamarłem w bezruchu.- To jest serduszko! Tu masz lewą
komorę, tu prawą, a tu jest aorta i tętnica – mówiąc, pokazywała mi kolejne
fragmenty serca.
-
Uhm...i-interesujesz się tym, Ayu-chan?- bąknąłem.
-
Tak, bo zostanę lekarzem!- powiedziała z powagą.- Razem
z Królikiem i Misiem prowadzimy klinikę! Uleczyliśmy już kamienie nerkowe u
Pana Pandy i zapalenie płuc u Pani Krówki!
-
Ayumi-chan?- do pokoju zajrzała nasza mama.- Oh,
później pokażesz Yasuo swoje rzeczy, powinnaś mu teraz pozwolić odpocząć.
-
Haa?- Ayumi posmutniała nieco.- Ale chciałam pokazać
braciszkowi, jak razem z Panem Królikiem przeprowadzamy operację!
-
O-operację?! Mamo?!- spojrzałem na nią, przerażony.
-
To nie jest nic brutalnego – uspokoiła mnie szybko.-
Ehh, Ayumi, pozwól braciszkowi się chwilę przespać, dobrze? Jak wstanie, to się
pobawicie. Yasuo długo jechał autobusem i jest zmęczony, wiesz?
-
Znowu mówisz do mnie jak do dziecka!- rzuciła
oskarżycielsko Ayumi, chwytając się pod boki.- Mam już sześć lat, mamo!
Zakrztusiłem
się śliną, próbując powstrzymać parsknięcie śmiechem. Zasłoniłem szybko usta i
spuściłem głowę, by moja siostra nie dostrzegła w moich oczach rozbawienia.
-
Co ci jest, braciszku?- zapytała, zaniepokojona.-
Potrzebujesz pomocy? Przynieść ci wody?
-
Nie, dziękuję, Ayu-chan – powiedziałem szybko, starając
się, by zabrzmiało to spokojnie.- Już mi przeszło.
-
Może lepiej idź się połóż – westchnęła ciężko.- Resztę
zabawek pokażę ci, jak się obudzisz.
-
Ale, oczywiście, najpierw zjemy obiad – dodała mama,
biorąc ją na ręce.- I teraz pomożesz mi w zrobieniu go!
-
Eh? A...a braciszek?- Ayumi spojrzała na mnie
niepewnie.
-
Braciszek pójdzie spać – powiedziała mama.
-
Sam...?- mruknęła cicho moja siostra, spuszczając
wzrok.
-
Musimy dać mu odsapnąć po podróży, kochanie – wyjaśniła
mama, puszczając mi ukradkiem oko.- W tym czasie zrobisz dla braciszka pyszny
obiadek, prawda?
Mama
oddaliła wyszła z pokoju, więc i ja uczyniłem to samo. Pomachałem mojej
siostrze, oddalającej się korytarzem, po czym udałem się do mojego pokoju.
Pokój
w moim mieszkaniu w Fukui urządziłem właśnie na wzór tego: ciemnoszare ściany i
czarne meble. Nie potrzebowałem zbyt dużo, najważniejsze było łóżko, biurko,
szafa i regał z książkami.
Widać
było, że mama nic stąd nie ruszała. Mogłem się założyć, że sprzątała tutaj
minimum raz w tygodniu, a przed moim przyjazdem zrobiła to na błysk – nigdzie
nie było ani pyłka kurzu. Uśmiechnąłem się, kręcąc głową i sięgnąłem po
walizkę, którą mój tata zdążył już przynieść.
Kiedy
tylko przebrałem się w piżamę i położyłem do łóżka, z korytarza dobiegł mnie
odgłos tupotu dziecięcych nóżek. Po chwili rozległo się ciche pukanie i do
środka zajrzała moja siostra.
-
Śpisz?- zapytała.
-
Jeszcze nie – odparłem, powstrzymując ziewnięcie.
-
Przyniosłam ci picie – powiedziała Ayumi, wchodząc do
pokoju i podchodząc do łóżka. Położyła na stoliku nocnym butelkę wody
mineralnej.- Potrzebujesz czegoś?
-
Chyba nie – uśmiechnąłem się do niej lekko.- No, może
prócz czegoś do przytulenia!
-
Braciszku, jesteś zboczony!- krzyknęła oskarżycielsko
Ayumi.
-
Zbo...- poczułem, że moje policzki mnie palą.- Skąd
znasz takie słowo?!
-
Mam już sześć lat!- odparła, jakby to zdanie
usprawiedliwiało wszystko, cokolwiek by powiedziała, czy zrobiła.
-
Ja...nie miałem na myśli nic...przecież jesteśmy
rodzeństwem!- mówiłem nieskładnie, wymachując rękoma.
-
Żartowałam, głupolu – westchnęła moja siostra.
-
Eh...no tak...- Opadłem ciężko na poduszki i
przymknąłem oczy.
-
Cóż, chyba nie mam wyboru – mruknęła Ayumi, wspinając
się na moje łóżko i sadowiąc pod kołdrą obok mnie.- Skoro nie jesteś w stanie
zasnąć bez przytulenia...jesteś bardziej dziecinny ode mnie, braciszku!
Uśmiechnąłem
się sennie. Przecież nie mówiłem, że nie mogę bez tego zasnąć.
Obróciwszy
się w jej stronę, ucałowałem jej ciepłe czółko i zamknąłem oczy. Nawet nie
zorientowałem się, kiedy przyszedł sen.
***
Jak
mogłem się spodziewać, Wigilia była prawdziwą ucztą. Zwykle mama piekła na
kolację kurczaka, ale ponieważ tym razem był z nami również wujek Hisano,
miejsce kurczaka zastąpił indyk. Wszyscy dostali porcję tak potężną, że ledwie
zmieścili deser – tradycyjne ciasto bożonarodzeniowe. Odkąd mama zdobyła od
koleżanki przepis, na święta zawsze robi go własnoręcznie.
Po
sytym posiłku Ayume trzeba było położyć spać. Tym razem to ja się tym zająłem.
Oczywiście, próbowała się wyrywać, bo chciała pooglądać z nami telewizję, ale
koniec końców zasnęła mi na rękach. Kiedy położyłem ją do łóżka i opatuliłem
kołdrą, wyszedłem cicho z pokoju i zszedłem do kuchni, gdzie mama wraz ze swoim
bratem zmywała naczynia.
-
Ayu śpi – poinformowałem.
-
Dobrze, skarbie. Możesz już iść do taty, my już
kończymy.
-
Mm...nie masz nic przeciwko, żebym poszedł się
przewietrzyć?
-
Umówiłeś się z jakąś panienką?- Hisano natychmiast
spojrzał na mnie uważnie.- Zabierz mnie ze sobą!
-
Źle się czujesz?- zapytała mama, ciskając mokrą ścierką
w twarz swojego brata.
-
Nie, nie – powiedziałem szybko.- Trochę jestem
najedzony, to wszystko.
-
Cóż, no dobrze...tylko nie oddalaj się za bardzo!
-
Dobrze, mamo.
Zostawiłem
ich samych, już rozpoczynających dyskusję, i przeszedłem do holu, gdzie
założyłem płaszcz i buty. Wyszedłem na zewnątrz, cicho zamykając za sobą drzwi.
Odetchnąłem głęboko świeżym, zimowym powietrzem, po czym ruszyłem przed siebie.
Samotne
spacery zwykle kończą się masą rozmyślań nad własnym życiem i wiedziałem, że
mój spacer również będzie do takowych należał. W końcu znajdowałem się w
rodzinnym mieście, pełno było tu miejsc budzących wspomnienia, zarówno te
dobre, jak i złe.
Nie
miałem zamiaru iść daleko. Chciałem tylko przejść się parkiem, w którym bawiłem
się jako mały chłopiec. Ostatni raz byłem tu kilka lat temu, a korzystając z
wigilijnego wieczoru, miałem okazję przejść się bez obaw, że spotkam kogoś
znajomego.
Westchnąłem
ciężko, wsuwając zmarznięte dłonie głębiej do kieszeni płaszcza. Szedłem powoli
ze spuszczoną głową, przyglądając się śladom na śniegu, widocznym w świetle
parkowych latarni. Zastanawiałem się, co też porabia teraz Maeda. W sumie
mógłbym do niego zadzwonić, ale zostawiłem komórkę w swoim pokoju. Może później
to zrobię. Przy okazji wyślę też życzenia do Nakao. Przez fakt, że ot tak dawna
nie miałem bliskich znajomych, którym mógłbym wysłać świąteczne życzenia,
kompletnie o tym zapomniałem.
Przygryzłem
wargę, przypominając sobie po raz kolejny moje spotkanie z Nakao. Dziwnie się
czułem, kiedy tak je wspominałem od czasu do czasu, ale to było silniejsze ode
mnie. Czułem się jak dziewczyna wspominająca swój pierwszy raz. To było głupie
i naiwne, ale jednocześnie przyjemne. Od tamtego spotkania kilka razy
wyobrażałem sobie, jak by to było, gdybyśmy ja i Nakao mieli być razem.
To
dopiero było dziwne...
Kopnąłem
górkę śniegu usypaną na środku dróżki. Przez myśl przeszło mi, że niedaleko
miejsca, w którym właśnie się przechadzałem, mieszka Yamato. Ciekaw byłem, czy
bardzo się zmienił. W końcu ostatni raz widziałem go jakieś sześć lat temu,
kiedy oboje chodziliśmy do gimnazjum. Ostatni raz widzieliśmy się na
zakończeniu roku szkolnego. Pamiętam, że siedziałem na sali w całkowicie mokrym
stroju, bo razem z kolegami oblał mnie wodą. Mamie powiedziałem, że wpadłem do
jeziora...
Jakby
się tak zastanowić, to nawet mimo tego, że po moim wyznaniu, dzień w dzień mi
„dokuczał”, nadal nie mogłem pozbyć się swoich uczuć. Starałem się go unikać na
szkolnych korytarzach, przestałem wychodzić na dwór, choć wcześniej robiłem to
bardzo często – czy to żeby pobiegać, czy żeby pojeździć rowerem. Przez
ostatnie trzy miesiące w szkole byłem traktowany dość kiepsko, ale cieszyłem
się, że moi starzy przyjaciele nie rozpowiedzieli wszystkim o tamtym
wydarzeniu. To, że kocham Yamato, zostało między nimi, ale ponieważ klasa
bardziej ich lubiła, widząc, że mnie od siebie odrzucili, przestali ze mną
rozmawiać.
A
potem poszedłem do liceum w sąsiednim mieście, do którego nie poszło żadne z
moich znajomych. Mamie niezbyt się to podobało, tym bardziej, że na ten czas
zamieszkałem u wujka Hisano. Ale nie potrafiłem powiedzieć rodzicom, że za moją
wyprowadzką kryje się coś innego. I nie mogłem przecież ich prosić, żebyśmy
wszyscy się przeprowadzili. Dlatego po ukończeniu szkoły przeniosłem się do
Fukui. Nie chciałem mieszkać zbyt daleko od rodziny, ale jednocześnie nie
chciałem być blisko miejsca, w którym tak wiele się zdarzyło...
I
pomyśleć, że to wszystko przez dwa, rzekomo najpiękniejsze słowa na świecie...
Znów
westchnąłem, obserwując obłoczek pary, który wydostał się z moich ust i po
chwili zniknął w powietrzu. Policzki piekły mnie od mrozu, ale na żołądku
zrobiło mi się już nieco lepiej. Mama była mistrzynią w gotowaniu i pieczeniu,
ale co za dużo, to niezdrowo...
Skręcając
w kolejną ścieżkę, postanowiłem wracać już do domu. Spacer wokół parku dobrze
mi zrobił, nawet jeśli przez moment przypominałem sobie słabsze momenty mojego
życia. Gdybym tylko mógł wymazać je z pamięci...
-
Fumi?
Drgnąłem
nerwowo i zamarłem w bezruchu, czując się jak zwierzę, które wyczuło
zagrożenie. Zacisnąłem pięści, starając się powstrzymać drżenie. Chciałem
uciec, ale to byłoby strasznie tchórzliwe.
-
To ty, prawda, Fumi?
Przełknąłem
nerwowo ślinę i w końcu odwróciłem się powoli. Zobaczyłem wysoką dziewczynę o
długich, czarnych włosach skrytych pod modnym berecikiem, ubraną w granatowy
płaszcz i czarne kozaki. Patrzyła na mnie miodowymi oczami, zupełnie zaskoczona
i jednocześnie jakby zmieszana.
-
Uhm...Noriko...san – mruknąłem, spuszczając wzrok na
ziemię.
To
była Noriko Isae. Jedna z osób, których nie chciałem spotkać. Dziewczyna,
która, podobnie jak ja, kochała Yasuo. Z tym, że ona miała realne szanse by z
nim być.
To
właśnie ona gardziła mną najbardziej ze wszystkich.
-
Ja...- zacząłem, lekko panikując.- Przepraszam, pójdę
już...
-
Nie, zaczekaj, proszę!- zawołała szybko, robiąc kilka
pospiesznych kroków w moją stronę. Odsunąłem się odruchowo.- Proszę, Fumi, nie
uciekaj!
-
Eh?
-
Proszę, nie uciekaj...- powtórzyła cicho, spuszczając
wzrok i ściskając dłonią pasek torebki przewieszonej przez ramię.
-
Uhm...- rozejrzałem się nerwowo, sam nawet nie wiedząc,
po co.
-
Fumi, ja...wiem, że mnie nienawidzisz – powiedziała
Noriko, dziwnie słabo.- Ale proszę, pozwól mi chwilę z tobą porozmawiać. Możemy
nawet tak, jak teraz...stojąc od siebie w tej odległości.
-
Ah...nie, w porządku – mruknąłem, siląc się na
rozluźnienie.- U...usiądźmy, może...?
Noriko skinęła
głową i podeszła do stojącej niedaleko ławki. Usiadła na samym jej brzegu,
kładąc torebkę na kolanach.
Popatrzyła na mnie oczekująco, a ja, wahając się jeszcze chwilę, w końcu
usiadłem obok niej, nadal jednak zachowując dystans.
-
O czym chciałaś...?- zacząłem.
-
Czy to nie oczywiste?- zapytała, a po chwili
uśmiechnęła się smutno.- No tak...dla ciebie pewnie nie jest to takie
oczywiste... Nie było cię tyle czasu...
-
N-nie bardzo rozumiem...
-
Chciałam cię przeprosić, Fumi – powiedziała Noriko.
-
Eh?
-
No wiesz...- spojrzała na mnie ze skruchą.- Za to
wszystko, co ci zrobiłam.
-
Oh...n-nie musisz...- zacząłem nerwowo.
-
Heh...nic się nie zmieniłeś, co?- zapytała z
uśmiechem.- Jak zawsze ten sam Fumi, taki prosty i szczery. Jak zawsze...- Nie
wiedziałem, co mam odpowiedzieć, więc czekałem w milczeniu.- Kiedy skończyliśmy
gimnazjum, spodziewałam się, że wyjedziesz, ale mimo to, kiedy dowiedziałam
się, że faktycznie tak się stało, trochę to mną wstrząsnęło. Po tym
wszystkim...przestałam witać się z twoimi rodzicami. Ale pewnego dnia twoja
mama mnie zaczepiła w centrum handlowym i zapytała, dlaczego tak jest.
-
Powiedziałaś jej o wszystkim...?- zapytałem, lekko
przestraszony.
-
Nie...- pokręciła głową.- Powiedziałam tylko, że się
pokłóciliśmy, dlatego nie odzywam się również i do nich – wzruszyła ramionami.-
Oczywiście, przeprosiłam za moje zachowanie. Twoja mama jak zawsze była dla
mnie miła i powiedziała, że rozumie. A potem poinformowała, że zamieszkałeś z
wujkiem.
-
To...przez szkołę – wyjaśniłem.- Mieszkał blisko
liceum, do którego chodziłem.
-
Ale nie tylko dlatego się tam przeprowadziłeś, prawda?
Skinąłem
tylko głową w odpowiedzi, ale Noriko i tak przecież doskonale rozumiała.
-
A potem wyprowadziłeś się już na stałe – dodała.
-
Tak – mruknąłem.
-
Gdzie teraz mieszkasz?- Widząc moje zmieszanie, dodała
szybko:- Oh, nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz! To było niegrzeczne z mojej
strony, przepraszam.
-
Przestań...przepraszać – szepnąłem.- To...nie pasuje do
ciebie.
-
Heh.- Noriko uśmiechnęła się delikatnie.- Właśnie o tym
mówiłam, Fumi. Faktycznie, przepraszanie nigdy do mnie nie pasowało. Nie do tej
„starej” mnie. Bardzo się zmieniłam, odkąd wyjechałeś.
-
Ah tak?
-
Tak.- Skinęła głową.- W końcu dorosłam i zdałam sobie
sprawę z tego, ile błędów popełniłam. Gryzło mnie sumienie i bardzo chciałam
cię za wszystko przeprosić, ale było już za późno. Poza tym, z drugiej strony,
bałam się z tobą spotkać. Ale jak tak szłam teraz przez park i zobaczyłam przed
sobą tę znajomą sylwetkę...- Uśmiechnęła się lekko.- Do pewnych rzeczy trzeba
dojrzeć, prawda? Pomyślałam, że jeśli nie spróbuję przeprosić cię teraz, to
później mogę nie mieć już okazji. Jeśli raz spanikuję i stchórzę, będzie mnie
to męczyć do końca życia. Ja...potraktowałam cię naprawdę strasznie, Fumi...
-
Nie...nie mów tak...Miałaś rację, byłem naprawdę
obrzydliwy! Nie powinienem był...
-
Nie prawda!- przerwała mi drżącym głosem. Spojrzałem na
nią, a widząc w jej oczach łzy, zaniemówiłem.- Nigdy...nigdy nie byłeś
obrzydliwy, Fumi – szepnęła, ściskając dłonie na torebce.- To JA byłam
obrzydliwa, kiedy wyśmiewałam się z ciebie i pomiatałam tobą... nie potrafię
znaleźć odpowiednich słów, żeby cię przeprosić...przecież...byliśmy tacy sami.
Byłeś taki sam, jak ja i ja byłam taka, jak ty...a przynajmniej tak mi się
wydawało – dodała, ocierając łzę z kącika oka.- To, co czułam do Yamato było
niczym w porównaniu z twoim uczuciem.
-
Też...go kochałaś – bąknąłem.
-
Owszem.- Skinęła głową.- Ale moja miłość była
szczeniacką miłością, zakochanej 15-latki, podczas gdy twoja była zupełnie
czysta, szczera i zdecydowanie bardziej dojrzalsza od mojej. Wtedy nie byłam
zbyt empatyczna...nie wiedziałam, co czujesz, a kiedy zrozumiałam, że przecież
ja sama na twoim miejscu cierpiałabym podobnie, było już za późno.
-
Wszyscy byliśmy wtedy dzieciakami – powiedziałem z
uśmiechem.- Nasze poglądy nie różniły się od siebie za bardzo, tylko ja...po
prostu byłem trochę naiwny...czy coś – dokończyłem niezgrabnie.
-
W gruncie rzeczy, byłeś najmądrzejszy z nas wszystkich
– powiedziała Noriko.- Znałeś Yamato dłużej niż ja i kochałeś go, znając jego
wady. Ja zakochałam się w nim, bo był popularny, przystojny i zabawny. Wydawało
mi się, że taki chłopak to marzenie każdej dziewczyny. Przez jakiś czas nawet z
nim byłam – dodała cicho, a ja poczułem znajome ukłucie w sercu.- I wtedy
przekonałam się, jaki potrafi być naprawdę. Potem nawet dziwiłam się, jak
mogłam widzieć w nim coś fajnego.
-
Każdy ma wady i zalety – mruknąłem z uśmiechem.-
Yamato...miał tych pierwszych trochę więcej.
Noriko
roześmiała się lekko, przecierając dłońmi policzki.
-
My też byliśmy okrutni – powiedziała.- Mam na myśli
siebie i całą resztę naszej starej ekipy. Traktowaliśmy cię podle aż do
zakończenia szkoły.
-
Sam bym pewnie tak robił...
-
Nie.- Noriko pokręciła głową.- Nigdy nie potrafiłeś być
dla nikogo niemiły. No, chyba że wtedy, gdy starałeś się być gangsterem.- Oboje
roześmialiśmy się na to wspomnienie mojego krótkiego buntu.- To było straszne i
ja to zrozumiałam. Nie tylko ja...Tatsumi też. Poszliśmy całą ekipą do tego
samego liceum, ale nasza grupka szybko się rozpadła. Ja pierwsza odeszłam, bo
miałam dosyć zachowania Yamato. Był prawdziwym gnojkiem, typowym chuliganem.
Zaczął przesadzać: pił, palił, ciągle wszczynał bójki i non stop zmieniał
dziewczyny. Krążyły też plotki, że ma jakieś powiązania z yakuzą i że bierze od
nich narkotyki, chociaż akurat w to nie bardzo mogłam uwierzyć. Niedługo po
mnie odszedł też Tatsumi. Pamiętasz go?
-
Tak.- Skinąłem głową.- Pamiętam wszystkich. Pięć lat to
nie tak długo, by zapomnieć.
-
No tak...oh, nie wiem, czy powinnam się chwalić,
ale...- Noriko zdjęła skórzaną rękawiczkę i uniosła dłoń, uśmiechając się
promiennie.- Tatsumi poprosił mnie o rękę!
-
Oh...- bąknąłem, będąc w totalnym szoku.- Więc wy...?
-
Tak!- zaśmiała się.- Kto by pomyślał, co? Wcześniej za
nim nie przepadałam, zwłaszcza za jego łysą, pustą głową... ale w liceum trochę
się do siebie zbliżyliśmy, no i w końcu się w nim zakochałam. On już wcześniej
coś do mnie czuł, ale bał się przyznać, a przynajmniej tak powiedział. Oboje
mieliśmy dość Yamato i całej reszty, tego ich dzikiego zachowania. Często cię
wspominaliśmy – powiedziała, patrząc na mnie.- Oczywiście, pozytywnie. Czasem
mieliśmy wrażenie, że gdybyśmy potraktowali cię wtedy inaczej, gdybyś nadal był
w naszej paczce, to Yamato by się tak nie zmienił. Hamowałeś go...
-
Eh?
-
Nigdy o tym nie myślałeś?- zdziwiła się Noriko.- Bez
ciebie Yamato potrafił być bardzo wulgarny, ale przy tobie się uspokajał! Byłeś
takim jakby hamulcem w jego życiu. Oh, przepraszam!- powiedziała szybko.- Nie
chcę w tobie wzbudzić poczucia winy!
-
Nie, ja...nie pomyślałem o tym – mruknąłem cicho.-
Chociaż, trochę mnie tym zaskoczyłaś.
-
Nie przejmuj się. Prędzej czy później, Yamato stałby
się chuliganem.
-
Co...u niego słychać?- zapytałem, biorąc głębszy wdech.
-
Z tego, co wiem, wyprowadził się z Tagawy – powiedziała
Noriko.- Ale nie wiem, gdzie teraz mieszka. Chyba pracuje jako mechanik
samochodowy.
-
No tak, zawsze się nimi interesował.- Uśmiechnąłem się
lekko.- A ty i Tatsumi...kiedy bierzecie ślub?
-
Na wiosnę – odparła z uśmiechem.- Weźmiemy ślub w
otoczeniu kwiatów wiśni, czy to nie romantyczne?- zachichotała.
-
Tak, owszem.- Uśmiechnąłem się do niej.- Gratuluję. Naprawdę,
bardzo się cieszę, Noriko-san.
-
Chciałabym cię zaprosić, ale to raczej byłoby
niegrzeczne, prawda?
-
Cóż...może nie „niegrzeczne”, ale...nie chciałbym
spotkać innych – wymamrotałem.
-
Doskonale to rozumiem.- Skinęła głową.- Ale, jeśli
kiedyś mi wybaczysz, możesz śmiało do nas wpaść. Tatsumi też chciałby cię
przeprosić, osobiście.
-
Dziękuję, ale nie. Do Tagawy będę przyjeżdżał głównie
do rodziców i siostry. Tam, gdzie teraz mieszkam, mam przytulne mieszkanie,
studia i pracę. Myślę, że zostanę tam na stałe.
-
Jest tam ktoś, kogo kochasz?- zapytała delikatnie, bez
złośliwości, czy natrętnej ciekawości.
-
Ehm...- zrobiło mi się trochę gorąco.- Cóż...mam miłego
współlokatora, z-zaprzyjaźniliśmy się i...jest też taki jeden...uhm...miły
chłopak...
-
To dobrze.- Noriko odetchnęła, jakby z ulgą i spojrzała
na mnie ze szczerym uśmiechem.- Naprawdę się cieszę, Fumi! Cieszę się, że
jesteś szczęśliwy! Trzymam kciuki za ciebie i tego „miłego chłopaka”!
-
Oh...- spłonąłem rumieńcem.- D-dziękuję,
chociaż...n-nie planujemy...znaczy ja nie bardzo...
-
Na pewno sobie poradzisz!- wykrzyknęła Noriko.- Jestem
pewna, że jeśli tylko się kochacie, nic nie przeszkodzi wam w byciu ze sobą!
-
K-kochamy?!
-
Oh, to Tatsumi!- mruknęła, patrząc ponad moje ramię.
Wstała z ławki i otrzepała płaszcz ze śniegu.- Chciałbyś pójść ze mną...?
Spojrzałem
na oddaloną od nas o jakieś 50 metrów wysoką sylwetkę.
-
Nie...- mruknąłem, wstając.- Przepraszam, ale...nie
bardzo chcę się z nim widzieć.
-
Rozumiem – powiedziała z odrobiną smutku.- Ale nie masz
nic przeciwko, bym powiedziała mu, że się z tobą widziałam?
-
Oczywiście, że nie – odparłem z uśmiechem.- Możesz go
ode mnie pozdrowić.
-
Dobrze.- Skinęła głową.
Uśmiechnąłem
się do niej po raz ostatni i odwróciłem, by odejść, jednak zatrzymałem się,
słysząc, że mnie woła.
Spojrzałem
w jej stronę pytająco, a ona zdjęła z głowy swój berecik i skłoniła się przede
mną.
-
Jeszcze raz, bardzo cię za wszystko przepraszam, Fumi!-
powiedziała.- Dziękuję, że pozwoliłeś mi ze sobą porozmawiać!
-
Ja...nie musisz...!- zacząłem, ale ona wyprostowała się
z uśmiechem, pomachała mi na pożegnanie i odbiegła w stronę swojego chłopaka.
Stałem
przez chwilę w miejscu, totalnie zażenowany, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. W
końcu jednak westchnąłem głośno i, z lekko załzawionymi oczami, ruszyłem szybko
do domu.
1. Ta mała jest świetna xD 6 lat? Jak oni to dziecko wychowują?! XD
OdpowiedzUsuń2. To dobrze, że go przeprosiła ta Noriko. Biedny Fumi... miał tak zniszczone życie :(
Jego siostra jest zajebista. Mam nadzieję, że będzie moim lekarzem xD Kamienie nerkowe u Pana Pandy- O MÓJ BOŻE!!! Ona jest cudowna :)
OdpowiedzUsuń