14 lut 2015

Rozdział Pierwszy - Biel zimy




      Zima tego roku zaczęła się w drugim tygodniu grudnia. Śnieg padał niemalże
codziennie, uprzykrzając życie nie tylko kierowcom, ale także pieszym, spieszącym się z domu do pracy i na odwrót. Słońce wschodziło późnym rankiem, a zachodziło wczesnym wieczorem, nie zostawiając po sobie nawet wspomnień.
      Stojąc przy oknie sklepowej witryny i układając na podstawkach nowe książki
kucharskie, od czasu do czasu zerkałem na to, co działo się na zewnątrz. Księgarnia, w której pracowałem od dwóch miesięcy mieściła się na jednej z dość ruchliwych ulic miasta Fukui, dlatego nie mogłem narzekać na różnorodność mijających ją ludzi.
-         Fumi!- krzyknął nagle mój szef, co tak mnie zaskoczyło, że podskoczyłem lekko, przewracając jedną z podstawek.
-         T-tak?!- ułożyłem ją szybko z powrotem na miejsce i odwróciłem się do stojącego za ladą właściciela sklepu.
-         Przyszła dostawa tych kryminałów, poukładaj je w magazynie i wystaw kilka na półki.
-         Dobrze!
Pospiesznie wygramoliłem się z wystawy, uważając, by nie przewrócić stojaków z
plakatami reklamującymi nowości, po czym udałem się do magazynu.
W istocie, stało tu już kilka pudeł oznaczonych literami i numerami. Chwyciłem za
jedno i, z wielkim wysiłkiem, położyłem je na stole. Rozerwałem taśmę klejącą leżącym obok nożykiem, a następnie wyjąłem z kartonu kilka egzemplarzy nowego kryminału autorstwa Natsuo Kirino.
Praca w księgarni nie była moim wymarzonym zawodem, ale musiałem jakoś zarobić
nie tylko na opłacenie połowy czynszu za mieszkanie, które wynajmowałem z moim współlokatorem, ale także na własne utrzymanie i, przede wszystkim, na opłacenie studiów. Na chwilę obecną nie mogłem znaleźć lepiej płatnego stanowiska.
I tak miałem dobrze z moim szefem, że dobrał godziny pracy do godzin zajęć na
uczelni, oraz że pozwolił mi mieć wolne niedziele. Dzięki temu miałem również trochę czasu dla siebie samego.
Układanie pudeł w magazynie zajęło mi dobrą godzinę. Pozostało mi tylko ułożyć po
kilka egzemplarzy na półkach w głównej sali. Korzystając z prostokątnego wózka z dwoma półkami, zacząłem rozwodzić nowości.
-         Ah, przepraszam?- usłyszałem czyjś głos za sobą.
-         Hmm...Eh?- odwróciłem głowę, zapominając o grzeczności wobec klienta. Szybko się jednak zreflektowałem i, zdenerwowany, złożyłem niski ukłon.- Przepraszam pana bardzo! W czym mogę panu pomóc?
-         Nic się nie stało – odparł z uśmiechem.- Szukam tej książki – mówiąc to, podał mi kartkę.- Byłem już w kilku księgarniach i nigdzie nie mają, a zależy mi...
-         Obawiam się, że już jej nie mamy – mruknąłem w zastanowieniu, rozpoznając tytuł.- To popularna książka, szybko się rozeszła. Ale jeśli będzie pan tak miły i poczeka chwilkę, to sprawdzę, czy nie mamy jej na magazynie.
-         Będę bardzo wdzięczny – teraz to on złożył przede mną ukłon.
Przyjrzałem mu się z ciekawością. Nie wyglądał na więcej niż 20 lat. Był ode mnie wyższy
prawie o głowę i bardziej muskularny. Włosy w kolorze ciemnego brązu miał w nieładzie, a ciepłe, czekoladowe oczy spoglądały na mnie radośnie. Czułem się dość przybity tym spojrzeniem, szybko więc chwyciłem za wózek i popędziłem do magazynu.
-         „Wiatr nadziei”, „Wiatr nadziei”...- mruczałem pod nosem, przeszukując półki oznaczone kategorią „romans”.
Swoją drogą, to było dość zaskakujące, żeby facet czytał takie powieści. Ta seria, o dość
specyficznym tytule „Wiatry uczuć” przeznaczona była głównie dla nastolatek.
Po nieudanych poszukiwaniach, wróciłem do klienta, który, jak się okazało, podążył za
mną i stał teraz niedaleko, przeglądając jakiś horror.
-         Przepraszam pana – zacząłem nieśmiało. Kiedy spojrzał na mnie, automatycznie spuściłem wzrok na swoje buty i zacząłem nerwowo gnieść fartuch służbowy.- Nie m-mamy już jej w zapasach, ale...jeśli pan chce, to...możemy ją dla pana zamówić.
-         Oh, to będzie bardzo miłe z waszej strony...a kiedy by dotarła? Dość pilnie jej potrzebuję...
-         Jeśli zamówimy ją jeszcze dzisiaj, to...cóż, przy obecnej pogodzie, najpóźniej pojutrze.
-         Ale jest możliwość, że dotrze jutro?- W jego głosie wyczułem lekkie podekscytowanie.
-         T-tak, oczywiście, jest to możliwe.
-         To wspaniale! W takim razie...umm...przepraszam?
-         Tak? Uh, słucham pana!- uniosłem lekko głowę, spoglądając na niego z dołu. Nienawidziłem się za to, że nie potrafiłem patrzeć ludziom w oczy. Przez to często
dostawałem bursę od szefa, bo klienci uważali się odrobinę urażeni.
      Teraz wgapiłem się w jego podbródek.
-         Chciałem zapytać, czy mogę zostawić mój numer telefonu, i czy zadzwonicie do mnie, kiedy książka się pojawi...?
-         Tak! Oczywiście!- pokiwałem szybko głową.- P-proszę za mną!
Ruszyłem w kierunku kasy, gdzie jedna z moich koleżanek obsługiwała jakąś starszą
panią. Chwyciłem spod lady kartkę oraz długopis i przysunąłem do mojego klienta.
-         Proszę tu wpisać imię, nazwisko oraz numer telefonu – poprosiłem.
-         Oczywiście – chłopak posłał mi uśmiech i szybko zanotował swoje dane.- Będę wdzięczny, jeśli pan do mnie przedzwoni.
-         Tak. Tak, zrobię tak – skinąłem głową, odbierając kartkę.
-         W takim razie...- Wyglądało na to, że waha się, czy wyjść, czy jeszcze się rozejrzeć. Jednak kiedy na niego spojrzałem, spoglądał na mnie, lekko zarumieniony.
Poczułem na twarzy płomienie.
-         M-mogę j-jeszcze w czymś p-panu p-pomóc?- wyjąkałem.
-         Umm...ja właśnie...przepraszam, czy mogę wiedzieć, jak masz na...?
-         Eh...?!
-         Fumi-kun!- rozległo się nawoływanie ze strony pomieszczenia dla personelu. Odwróciłem głowę i zobaczyłem żonę szefa, panią Tatomi.- Oh, przepraszam, nie
wiedziałam, że jesteś zajęty...
-         N-nie jestem!- krzyknąłem nerwowo.- Już skończyłem. Z-zapraszamy ponownie!- złożyłem szybki ukłon, lekko uderzając głową o ladę, po czym, trzymając się za czoło, podbiegłem do Tatomi-san.
-         Na pewno skończyłeś?- zapytała.
-         Tak jest!
-         Oh, no dobrze. Pomóż mi proszę nabić te kody na mangi...nie rozumiem, dlaczego nie chcą się skatalogować!
-         Oczywiście, Tatomi-san.
Wchodząc do pokoju, w którym pracowała pani Tatomi, odetchnąłem z ulgą. Sam nie
wiem, dlaczego tak spanikowałem. Nieszczególnie lubiłem kontakty z innymi ludźmi, ale pracując w księgarni, byłem zmuszony jakoś sobie z tym radzić. Jednak wzrok tego chłopaka... nie wiem, czemu, ale przez niego czułem się bardziej nerwowo niż zazwyczaj.

***

-         Fumi-chan, to ty?- usłyszałem, kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi mieszkania.
-         Mhm. Wróciłem – mruknąłem, zdejmując buty, szal i płaszcz.
-         Ooo, zrobiłeś zakupy! Świetnie, trochę mi głód doskwiera.
Podniosłem z podłogi siatkę i zerknąłem na mojego współlokatora, którzy przyszedł mnie
powitać.
Przełknąłem lekko ślinę. Nie zdążyłem się jeszcze do niego przyzwyczaić. Jego farbowane
na ciemnoczerwono włosy i niemalże całkowicie czarne oczy, w połączeniu z dość wybuchowym charakterem i ilością kolczyków w uszach, trochę mnie przerażała, nawet jeśli był dla mnie zaskakująco miły.
-         Zrobię zupę – powiedziałem, spuszczając wzrok.
-         Ah, uwielbiam cię, Fumi-chan – powiedział z radosnym uśmiechem. Gdy otwierał usta, przez moment mogłem dostrzec błysk srebrnego kolczyka w języku.
-         A może masz ochotę na coś innego, Maeda-kun?- mruknąłem, wchodząc do kuchni.
Usłyszałem za sobą kroki, a po chwili mój lokator odwrócił mnie do siebie i uniósł dłonią
mój podbródek. Szybko spojrzałem w bok, by nie patrzeć mu w oczy.
-         Fumi-chan – mruknął ponuro.- Mówiłem ci, jak masz się do mnie zwracać, prawda?
-         Umm...- z nerwów zacząłem rozglądać się na wszystkie strony.
-         No! Znasz moje imię, wykrztuś je z siebie!
-         Shu...Shu...- westchnąłem ciężko.- Shu-Shuzo-kun!
-         Rany...no niech będzie. Shuzo-kun!- prychnął, puszczając mnie i odwracając się.- Idę zapalić na balkon.
-         D-dobrze. To...ma być zupa miso? Czy m-masz ochotę na coś innego?
-         Czasem na ciebie, ale dziś zadowolę się miso.
-         Eh?! C-Co masz na myśli, Ma...- ugryzłem się w język i szybko poprawiłem:- ...Shuzo-kun?!
Ten jednak zniknął już w salonie, a po chwili usłyszałem odgłos otwieranych drzwi
balkonowych.
Nie licząc wyglądu, to właśnie był drugi powód, przez który nie zdążyłem jeszcze
przyzwyczaić się do tego buntownika. Czasem w ogóle nie byłem w stanie zrozumieć, co do mnie mówi.
Z westchnieniem rozpakowałem zakupy i wziąłem się za przygotowywanie posiłku.
Zwykle tak właśnie wyglądał mój dzień. Rano szedłem na zajęcia, potem do pracy, a w
drodze do domu na zakupy. Wracałem zwykle około 20-21, przygotowywałem kolację, którą jadłem zawsze w towarzystwie Maedy, potem kąpiel i do łóżka – te dwie ostatnie już bez niego. Tylko w każdą niedzielę wszystkie posiłki przygotowywał Maeda, czasem z moją małą pomocą.
-         Jak było w pracy?
Podskoczyłem z cichym krzykiem, upuszczając pokrywkę do garnka, która potoczyła się
po podłodze pod nogi Maedy.
-         N-nie strasz mnie, proszę – szepnąłem.- Nie słyszałem, jak wchodzisz...
-         Za dużo myślisz – odparł z uśmiechem Maeda, podnosząc pokrywkę.- O mnie?
Poczułem się jak rozgrzany do granic możliwości piec, z którego bucha para. Moje policzki
zapłonęły żywym ogniem, a ja, zawstydzony, odwróciłem wzrok i zacząłem wrzucać makaron udon do gotującej się wody.
-         No to jak było w pracy?- w głosie Maedy słychać było rozbawienie.
-         D-dobrze – odparłem.- A co u ciebie, Shu-Shuzo-kun?
-         Kolega znowu się do mnie przywalił, że mam przefarbować włosy – westchnął Maeda.- I zdjąć kolczyki. Nie rozumiem, co mu to przeszkadza, i tak siedzi na drugim końcu sali...
-         A twój szef mówił coś na ten temat?
-         Jeszcze nie, ale pewnie tylko dlatego, że zwyczajnie nie ma czasu. Nieważne jak dobrym informatykiem jestem, jeśli i jemu będzie przeszkadzał mój wygląd, zwróci mi uwagę.
Zerknąłem na Maedę, który stał obok mnie, opierając się o ladę i bawiąc się jednym z
trzech kolczyków lewego ucha. Patrzył przed siebie w zamyśleniu, nie zwracając na mnie uwagi.
-         Gotowe – powiedziałem po kilku minutach krępującej ciszy.- Uszykujesz stół, Shuzo-kun?
Maeda nic nie odpowiedział, jednak sięgnął do szafki po miski, okrągłą, drewnianą deskę
oraz pałeczki, po czym zaniósł wszystko do salonu, który służył nam również za jadalnię.
Przy pomocy ręcznika przeniosłem garnek z gorącą zupą na stół. W tym czasie Maeda
wrócił po makaron i w końcu mogliśmy zasiąść do kolacji.
-         Jutro kończę wcześniej, więc mogę wpaść po ciebie do pracy – powiedział mój lokator, zajadając ze smakiem.- Może zrobimy sobie w niedzielę małą ucztę?
-         Ucztę?- powtórzyłem.
-         No wiesz, tak bez okazji.- Maeda mrugnął do mnie okiem.- Zasługujemy na trochę przyjemności od czasu do czasu, prawda?
-         Cóż...chyba masz rację.
-         To co, o 20:00, tak?
Skinąłem głową w odpowiedzi, zajęty przeżuwaniem makaronu. Jak zawsze wzrok
miałem wbity w stół. Po chwili Maeda włączył mały telewizor stojący w kącie, zaczęliśmy więc oglądać jakiś nudny talk-show.
-         Znowu pada śnieg – mruknął nagle mój towarzysz.
Spojrzałem najpierw na niego, a później na balkon. Faktycznie, za szkłem dostrzegłem
wirujące płatki śniegu.
-         Nie lubisz zimy, Shuzo-kun?- zapytałem cicho.
Długo mi nie odpowiadał. Spojrzałem na niego. Wyglądał na zamyślonego, ciągle
wpatrywał się w okna. Dopiero po chwili spuścił powoli wzrok, a potem wstał szybko i zabrał nasze miseczki.
-         Dziękuję za posiłek – powiedział tylko i zniknął w kuchni. Usłyszałem dźwięk wody z kranu i odgłos uderzających o siebie naczyń.
Zamrugałem kilka razy, nieco zaskoczony. Ja i Maeda nie mieliśmy jakoś okazji do tego, by się bliżej poznać, poza tym mieszkaliśmy razem ledwie od dwóch miesięcy. Wyglądało jednak na to, że nie tylko ja mam dość burzliwą przeszłość.
-         Zajmuję łazienkę, Fumi-chan – usłyszałem nagle z boku. Drgnąłem nerwowo, uderzając mocno kolanem o stół.
-         Hahaha, rany, Fumi-chan, ty naprawdę kiedyś zginiesz – roześmiał się Maeda, kucając obok mnie i głaszcząc mnie po włosach. Widać wrócił mu dobry humor.- Za dużo myślisz. Zostaw to w końcu za sobą – dodał cicho.
Spojrzałem na niego pytająco, jednak on wstał i zniknął w łazience. Przełknąłem ślinę,
odwracając głowę i masując obolałą nogę.
Za oknem wciąż padał śnieg.


4 komentarze:

  1. Shuzo-kun to mój ideał!
    Po prostu marzy mi się taki chłopak! Ale i tak pewnie zostanę forever alone xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeej, miłość wisi w powietrzu... *^* xD Shuzo to mój faworyt, jednak coś tak czuję, że główny bohater spotka jeszcze niejedną ciekawą osobę, więc... ekhm.. tego... Jestem ciekawa rozwoju wydarzeń... ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie podoba mi się to opowiadanie :) Dobrze się zaczyna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Shuzo mi się bardzo podoba! Kurde, aż chciałabym, aby główny bohater z nim był :D Do tego ten tajemniczy pan w bibliotece... bo cóż, zobaczymy, co to będzie, co to będzie :3 Bardzo zainteresował mnie pomysł na to opowiadanie i jestem mega ciekawa jak to się dalej potoczy. Nie zwlekając- lecę czytać :)

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń